piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 16.

-Sprawdzę co się stało. Izabello, zostań tutaj.

Minerva mówiła, będąc już w drodze do drzwi. Gdy tylko je za sobą zamknęła zaczęła szybkim krokiem iść w znanym jej kierunku. Na korytarzach panował gwar rozmów, dało się usłyszeć zdenerwowanie, strach i niepewność w głosach tych młodych czarodziei.

-Wszyscy uczniowie są proszeni o spokój i powrót do dormitoriów. - odezwała się spokojnie kobieta. - Chodzenie po korytarzach jest surowo zabronione. Nie chciałabym się znaleźć w czyjejś skórze jak go spotkam.

Prefekci zebrali swoich uczniów i starając się nie ukazywać własnego strachu próbowali uspokoić swoich podopiecznych. Polecenie McGonagall spowodowało jeszcze większy gwar.

-Do dormitoriów proszę iść w ciszy ! - krzyknęła, a rozmowy ucichły.

Prefekci, korzystając z tej ciszy zaczęli prowadzić uczniów w odpowiednie miejsca. Minerva ruszyła wzdłuż korytarza i aż podskoczyła, gdy nagle przed nią pojawiła się trójka dobrze znanych jej uczniów. Jeszcze tylko ich tu potrzeba ! - pomyślała, ale ta myśl szybko się ulotniła, widząc stan jednego z nich.

-Co się na Merlina jemu stało ? - zapytała zaniepokojona.
-Nie wiem. - Hermiona spojrzała na dyrektora przez ramię, nadal podtrzymując swojego rannego przyjaciela. - To się wydarzyło jak wybuchło to okno i pojawiła się ta postać, a błonia wypełnił ten straszny krzyk.
-Szybko zaprowadźcie Pana Wesley'a do skrzydła szpitalnego i zostańcie tam. Nie wolno wam się stamtąd ruszać.
-Co to było ? - tym razem Harry zapytał.
-Nie wiem.

Odpowiedziała szczerze. Harry nieco zwolnił i przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Gdy Hermiona pociągnęła za Ron'a, a ten jęknął, Harry ruszył, zrywając tym samym kontakt wzrokowy z czarownicą. Minerva czekała, aż nastolatkowie znikną jej z oczu, chciała być pewna, że pójdą w odpowiednim kierunku. Sama po chwili ruszyła przed siebie. Będąc przed zakrętem, w który miała wejść, wyleciał z niego zadyszany blondyn.

-Malfoy !

Chłopak zatrzymał się i zgiął się w pół zdyszany, i zmęczony szybkim biegiem.

-Szukałem cię.

Minerva skrzywiła się na jego słowa, słysząc brak zwrotu grzecznościowego, ale postanowiła to teraz zignorować, gdyż były rzeczy ważniejsze niż brak szacunku tego nastolatka.

-Co tam się stało ? - zapytała, przybierając ponownie swój surowy wyraz twarzy.
-Nie wiem. Ona spała, to jej się chyba przyśniło, ale ta postać była realna. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Ona nic nie mówi.
-Nie powinieneś jej zostawiać samej.

Ponownie ruszyła, a po chwili za nią chłopak, utrzymując jednak bezpieczny dystans. Nadal nienawidził jej i gdyby nie Connery to wcale by nie zwracał się do niej po pomoc, ale został przyparty do muru. McGonagall pokonywała szybko schody i Dracon zastanawiał się jak ona to robi nie męcząc się, ale szybko uznał swoje myśli za głupie w takim momencie, więc szybko je odpędził.

-Miodowe bułeczki.

Szepnęła cicho Minerva, a obraz otworzył się i obydwoje mogli wejść do środka. Panował tu spokój i porządek, jakby nic strasznego przed chwilą tu się nie wydarzyło.

-Jest w sypialni. - odezwał się chłopak. - Znaczy była tam nim wyszedłem.

Sprostował, a Minerva spojrzała na niego krzywo przez ramię, ale okazało się, że dziewczyna faktycznie jest w sypialni, w której było chłodno przez zniszczone okno. Firanki unosiły się na wietrze, a atmosfera w tym pomieszczeniu była jeszcze napięta i złowroga.

-Carmen ? - zapytała kobieta. - Jak się czujesz ?

Przybrała ciepły i kojący ton głosu licząc, że dzięki niemu uda jej się porozmawiać z dziewczyną. Ta faktycznie podniosła wzrok na stojącą obok niej postać, ale nie był wcale zlękniony tylko mądry, jakby dziewczyna przed chwilą zrozumiała wszystkie zagadnienia z matematyki. Siedziała spokojnie na łóżku, obejmując swoje nogi przyciągnięte do piersi. Oddychała miarowo.

-Chyba już wszystko rozumiem. Chyba już wiem kim jestem. Rozumiem już dlaczego nie mogłam dostać się do Hogwartu. Szkoda tylko, że dopiero teraz i w takich okolicznościach się tego dowiaduje. - zabrzmiał jej spokojny głos.
-Co masz na myśli ?
-Może się Pani dowiedzieć co u moich rodziców ? Co oni teraz robią ?
-Ale dlaczego ?
-Czy może mi Pani pomóc choć jeden raz ? - zapytała, nie kryjąc zdenerwowania.
-P-postaram się.
-Dziękuję.

Odwróciła głowę, dając kobiecie do zrozumienia, że rozmowa jest już skończona. Draco patrzył cały czas na dziewczynę, starając się coś zrozumieć. Dlaczego ona nie mogła się uczyć w Hogwarcie ? Draco doskonale wiedział, że tylko czarodzieje pełnej krwi lub pół krwi oraz szlamy mogły się tutaj uczyć, ale cała reszta nie. Connery z całą pewnością nie wyglądała jak Troll. I wtedy w jego głowie pojawiła się pewna czarna myśl, ale szybko się jej pozbył. Bo przecież po co czarnoksiężnik chciałby się uczyć w szkole, która swoją ofertą edukacyjną zapewnia naukę czystej magii. Chłopaka rozbolała, aż głowa z natłoku tych myśli.

Minerva zauważyła, że wychodzi z dormitorium dopiero, gdy znalazła się na schodach. Sama nie rozumiała co tu się dzieje.

* * *

-Izabello. - Albus starał się zwrócić uwagę starszej czarownicy na sobie co w końcu mu się udało. - Czy wiesz coś jeszcze na temat tego czarnoksiężnika, który ma się pojawić ?
-Nie. - kobieta szepnęła i spojrzała na swoje buty, nie chciała o tym rozmawiać.
-Twoja pomoc może wiele wnieść. Każdy szczegół jest teraz ważny i każda wskazówka. Jeżeli faktycznie zbliża się zagrożenie to musimy się odpowiednio przygotować.
-My go nie zwyciężymy.

Odezwała się tylko, a drzwi do gabinetu z impetem się otworzyły. Stał w nich Aberforth Dumbledor.

-Albusie. - skinął mu lekko głową, jego brat odpowiedział mu tym samym.
-Aberforth'dzie dobrze cię widzieć.
-Ciebie również. - czarodziej stracił zainteresowanie swoim bratem i zaczął się rozglądać po gabinecie. - Przyszedłem po Izabellę. Musimy już wracać.

Staruszka szybko się podniosła z wysokiego fotela, ukazując się tym samym swojemu przyjacielowi. Szczęśliwa, że opuści to miejsce szybko dotarła do Aberforth'a z wyraźnym wyrazem ulgi na twarzy.

-Dziękuję ci za pomoc Izabello. Gdyby jednak przypomniało ci się coś jeszcze to bardzo proszę cię o kontakt. - odezwał się Albus zagniewany, że nie może zrobić nic więcej, żeby zatrzymać gościa.
-Musimy już iść.

Pożegnał się młodszy Dumbledor i wyprowadził Izabellę z gabinetu.

Albus westchnął zagniewany. Nie wiedział co ma zrobić w takiej sytuacji, a dodatkowo działało mu na złość, że jego przyjaciel po sąsiedzku milczy.

-Severusie, na Merlina. Odezwij się. Skomentuj to jakoś. Nie odzywasz się i mam wrażenie, że coś wiesz na ten temat.

Snape spojrzał na swojego poprzednika. Szybko przywołał swój dawny wyraz twarzy, po którym nie można było się nigdy domyślić co chodzi mu po głowie i co zaraz zrobi.

-Kiedyś Voldemort wspomniał o jakimś legendarnym kamieniu, który włada potężną mocą, ale nigdy go nie odszukał. Tak teraz pomyślałem, że być może ten kamień ma już swojego właściciela.
-Czy sugerujesz, że ten czarnoksiężnik może go posiadać ?
-Tylko to przychodzi mi na myśl, gdy usłyszałem, że to będzie najpotężniejszy czarnoksiężnik jak do tej pory, który będzie władał taką siłą, że zgładzi świat. Tylko ten kamień, by mu to umożliwił.
-Co to za kamień ?
-To legendarny węgierski kamień. Ponoć jego moc stworzyła nasz świat, gdy poprzedni zniszczył czarnoksiężnik, który nim władał. W Węgrzech nazywają go Drágakő Pusztítás, ale ja znam go pod nazwą Kamień Zniszczeń. Voldemort wspominał, że chciałby go zdobyć by stworzyć swój własny świat.
-Wcale mnie nie dziwi, że tego chciał. Dziwi mnie fakt, że mi nigdy o tym nie wspomniałeś.
-Tak jak mówiłem. Nigdy go nie znalazł, a osoby, które po niego wysłał nigdy nie wróciły z tej wyprawy. Kamień był ponoć ukryty w bardzo niebezpiecznym miejscu, które zostało zabezpieczone tyloma czarnomagicznymi zaklęciami, by nikt go nigdy nie zdobył. To tylko legendy.
-Legenda, która może się urzeczywistnić. Spójrz na Insygnia Śmierci. Wszyscy uważali je tylko za legendę, a jednak.

Severus zamilkł, a Albus stracił rozmówce, więc również zamilkł pogrążony we własnych myślach w oczekiwaniu na McGonagall.

* * * 

Carmen atakowały zdania, które przeczytała w różnych książkach podczas przerwy wielkanocnej. Każde zdanie dotyczyło czarnej magii i czarodziejów, którzy tą magią się posługiwali. Mimo że wcześniej o niej myślała teraz była pewna. Uważała swój sen za prawdziwy, a nie tylko za wymysł jej wyobraźni. Draco wszystko jej opowiedział i była pewna, że sen musiał być wydarzeniami, które naprawdę miały miejsce. Ale nie rozumiała go. Hogwart nadal zdobił wysokie wzgórze i nie było po nim widać żadnych zniszczeń, nikt niechciany się nie pojawił. Wszystko było po staremu. Po porannym wydarzeniu nie było ani śladu. Piękna pogoda zachęcała uczniów do wyjścia na błonia, ale ci siedzieli w swoich dormitoriach. Bali się wyjść po tym co zobaczyli rano. Tym bardziej, że McGonagall nie zdjęła jeszcze swojego zakazu.

-Zjedź coś.

Carmen spojrzała na zaniepokojonego blondyna, który stał oparty o ościeżnicę z tacą w dłoniach. Dziewczyna zachowywała się dzisiaj bardzo cicho. Po wyjściu Minervy poszła do łazienki i po parunastu minutach wyszła gotowa do rozpoczęcia tego dnia. Dracon naprawił okno i gdyby nie wspomnienia to nic po porannym incydencie nie pozostało.

-Usiądź.

Brunetka poklepała miejsce obok siebie i opuściła nogi z łóżka, które wcześniej miała zgięte, siedząc na końcu łóżka po turecku. Teraz jej stopy sięgały do miękkiego dywanu. Była zmęczona, ale rozbudzona. Puzzle w jej głowie zaczynały się układać.

Draco wahał się czy spełnić jej polecenie, ale ostatecznie po małej walce ze sobą podszedł. Usiadł tak samo jak dziewczyna i położył na swoich udach tacę zapełnioną jedzeniem. Nie wiedział czego ma się spodziewać. Carmen nie komentowała całego zdarzenia. Dała mu możliwość opowiedzenia co się stało, ale nie zadawała pytań, ani nie dodawała nic od siebie.

-Mówiłeś mi, że mi pomożesz. Niezależnie od czego, ale mi pomożesz. - zaczęła.
-Tak. - odpowiedział po długiej ciszy chłopak.
-Czy nadal chcesz to zrobić ? - spojrzała na niego tymi pełnymi nadziei oczami, licząc na odpowiedź pozytywną.
-T-tak. - zawahał się.
-Musisz być tego pewny.
-Tak. - powtórzył, kiwając głową dla potwierdzenia swoich słów.
-Jeżeli tak to musisz mi obiecać, że wszystko co ci powiem zostanie tylko i wyłącznie między nami. Możesz mi to obiecać ?
-Tak.
-To dobrze. - uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła po ciepłego rogalika, którego posmarowała dżemem.
-Opowiesz mi co się stało ?
-Tak, ale ty też musisz jeść. To długa opowieść.

Carmen spojrzała na niego i uśmiechem zachęciła do jedzenia. Jemu niekoniecznie sprzyjał apetyt, ale sięgnął po rogalika, żeby usłyszeć to co dziewczyna ma mu do powiedzenia. Nastolatka skończyła opowiadać w tym samym momencie, w którym opróżnili tacę. Czekała na komentarz od swojego przyjaciela.

-Myślisz, że to się wydarzyło naprawdę ? - zapytał po chwili.
-Tak. Znaczy, to może się wydarzyć w przyszłości albo on to sobie zaplanował i pokazał mi swoje plany. Hogwart w końcu nadal tu stoi.
-Dziwne to jest.
-Wiem. Dopóki McGonagall nie przyjdzie z informacjami dotyczącymi moich rodziców nie mogę niczego być pewna.
-Myślisz, że on mógł im coś zrobić ?
-Tak. - szepnęła. - A żeby było bardziej dramatycznie to pokazał mi to wśród tej rzezi tutaj.

Draco nie odzywał się długi czas, będąc wśród własnych myśli. Nic mu tu nie pasowało. On od najmłodszych lat był w tym świecie i nigdy nie słyszał o czymś takim, a będąc w szeregach Voldemorta słyszał naprawdę dużo o przedmiotach posiadających wielką moc magiczną. Dodatkowo nie znał żadnego silniejszego czarnoksiężnika od Voldemorta.

-Nie wierzysz mi. - stwierdziła nastolatka, widząc zachowanie Ślizgona.
-Nie o to chodzi.
-Więc o co ?
-Nie rozumiem tego. Sama wiesz w jakim środowisku byłem ostatnimi laty i nigdy nie słyszałem o niczym i nikim tak potężnym. Voldemort był najpotężniejszy.
-To, że o tym nie słyszałeś nie oznacza, że to nie istnieje.
-Wiem. - wstał i zaczął spacerować po sypialni. - Mówię to co wiem.
-A ja to co widziałam.
-To był sen.
-Sen ? - zakpiła. - Sam mówiłeś, że ta postać była we mnie, wyszła ze mnie, więc jak śmiesz mówić mi, że to sen ?
-Czarodzieje mogą manipulować czyjeś sny, wejść w nie i ukierunkować je tak jak sobie życzą. - odwrócił się i spojrzał na nią.
-A widziałeś tu kogoś ? Sam mówiłeś, że nie mogłeś mnie wybudzić, bo ktoś ci to uniemożliwiał.
-Wiem to ! - podniósł głos. - Po prostu staram się to zrozumieć. - dodał ciszej.
-Ja też.

W sypialni nastała cisza. Carmen siedziała nie tylko ze spuszczonymi nogami, ale i głową. Chciała, żeby Dracon jej uwierzył. Zaraz wszyscy pomyślą, że zwariowała. Po co ona mu to w ogóle mówiła ?

Ślizgon podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Błonia były puste, a pogoda istnie wiosenna. Panujący na zewnątrz spokój kłócił się z zamieszaniem w jego głowie. Chciał jej pomóc, chciał ją zrozumieć, ale on wiedział swoje, a ona swoje i każde niezależnie jak bardzo starało się by przekonać to drugie do swojej racji to oddzielał ich gruby mur.

-Idę się przewietrzyć. - Carmen wstała i podeszła do swojej walizki w poszukiwaniu swoich czarnych balerin.
-Chyba żartujesz. - blondyn odwrócił się szybko i widząc ją klęczącą nad walizką szybko do niej podszedł. - Nigdzie nie idziesz.

Stanął nad nią, ale brunetka nawet nic sobie z tego nie zrobiła. Znalazła swoje buty, które nałożyła i wstała z zamiarem opuszczenia sypialni.

-Idziesz ze mną ? - zapytała.
-Nigdzie nie idziesz. - powtórzył tym razem stanowczym tonem.
-Nie chcesz to nie idź. - i wyszła z sypialni, a Draco za nią.
-Nigdzie nie idziesz !
-Tak, to już słyszałam.

Rzuciła nawet się nie odwracając. Dosięgła klamki, ale ta jej nie ustąpiła. Spróbowała raz jeszcze, ale próba ponownie się nie udała. Wtedy się odwróciła, widząc Dracona z różdżką w dłoni.

-Masz w tej chwili otworzyć te drzwi.
-Nie.
-Tak. Nie masz prawa mnie tu więzić.
-Ale mam obowiązek dbać o twoje bezpieczeństwo.
-Masz obowiązek ? - spojrzała na niego zaskoczona. - Od kiedy i dlaczego ?
-Od momentu kiedy obiecałem ci pomóc.
-Nie przypominam sobie, żebyś musiał obiecywać, że będziesz dbał o moje bezpieczeństwo.
-Tego nie musiałem mówić głośno, żeby to obiecać.
-Draco przestań ! W tej chwili otwórz te drzwi. Nie mam zamiaru być twoim więźniem w tej wieży, a McGonagall w tym zamku.
-Nikt nie ma pozwolenia opuszczania swojego dormitorium. Nie licz, że ciebie ten zakaz ominął. Ciebie to nawet bardziej dotyczy, bo w końcu tu chodzi o ciebie.
-Myślisz, że tutaj będę bezpieczniejsza ? Skoro ktoś wdarł mi się do mojej głowy to może zrobić coś znacznie gorszego i wcale nie musi się tu pojawiać. Jesteś czarodziejem. Stałeś z Voldemortem ramię w ramię. Powinieneś wiedzieć, że jeżeli ktoś chce w kogoś uderzyć zrobi to wszędzie.

Stała przed nim parę kroków i mierzyli się spojrzeniami. Każde broniło swojego stanowiska, ale to Draco w końcu pękł. Podniósł różdżkę i machnął nią parę razy w kierunku drzwi nadal wpatrując się w brunetkę. Dlaczego ona chce tak sobie zaszkodzić ? Ona zupełnie nie widzi zagrożenia, ale Draco faktycznie nie mógł jej zatrzymać. To jej życie i musi sama o nim decydować.

-Dziękuję. - powiedziała i odwróciła się.
-Ale nie idziesz sama.

Powiedział Draco, gdy ta już uchyliła drzwi. Carmen uśmiechnęła się pod nosem i poczekała na swojego towarzysza. Najpierw skierowali się w stronę gabinetu McGonagall. Carmen była głodna informacji odnośnie swoich rodziców. Liczyła, że tym razem kobieta jej pomoże, a nie położy jej sprawy na kupkę „Później”.


↓ ↓ ↓

Hej :)
Tydzień temu nie było wpisu, przepraszam.
Teraz jest i liczę na jakąś aktywność :P
Wszystkiego dobrego w 2o16 roku :)
Do piątku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz