piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 15.

Duży salon, który wystrojem przypominał raczej muzeum niż przyjemny rodzinny salon, wypełniała samotna postura. Zajmowała miejsce siedzące na czerwonej jak wino kanapie ustawionej przed pokaźnych gabarytów kominkiem, w którym wesoło trzaskało drewno. Pod ścianą stał lokaj, który na kiwnięcie dłonią mężczyzny podszedł z karafką i nalał do trzech szklanek brunatny płyn, po czym odszedł.

Do dwuskrzydłowych, wysokich na trzy metry drzwi, ktoś zapukał po czym drzwi się otworzyły.

-Goście już są. - zakomunikował ktoś i wprowadził dwójkę młodych ludzi trzymających się za ręce.

W ciemnym pokoju niekoniecznie można było zauważyć dokładnie ich twarzy, ale można było rozpoznać, że był to mężczyzna i kobieta. Powoli kierowali się do kanapy. Drzwi cicho się zamknęły, a lokaj nagle gdzieś zniknął.

-Hielo. - zaproszony mężczyzna się odezwał, a gospodarz wstał i wolno się odwrócił.

Był to wysoki mężczyzna, mimo że stał tyłem do źródła światła było widać jego opaleniznę. Choć po rysach twarzy można było uznać, że to jego ciemna karnacja. Był bardzo przystojny, a wiekiem wyglądał na trzydziestolatka.

-Nicholasie. - przemówił głębokim głosem, patrząc w oczy swojemu znajomemu, po czym spojrzał na jego towarzyszkę. - Avo. - skinął głową minimalnie. - Cieszę się, że już jesteście. - uśmiechnął się na sekundę, a jego twarz zmieniła wyraz z poważnej na luźniejszą i bardziej chłopięcą.

-Przepraszamy za te drobne opóźnienia. - ponownie odezwał się Nicholas.
-Ah, nic nie szkodzi. Siadajcie.

Gestem dłoni zaprosił ich na kanapę, a para chętnie zajęła miejsca.

-Ślicznie wyglądasz Avo.
-Dziękuję. - po raz pierwszy rozbrzmiał głos kobiety, był kobiecy, ale i władczy, nie pozostawiający sprzeciwu.
-Częstujcie się, a tymczasem myślę, że przejdę do meritum naszego spotkania. - Nicholas szybko połknął łyk napoju, krzywiąc się na koniec. - Wróciłem dwa dni temu z Węgier. - powiedział radosnym tonem, najwyraźniej zadowolony z siebie, a Nicholas mocniej złapał swoją partnerkę za dłoń. - Udało mi się ! - zaśmiał się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale nie taki chłopięcy, raczej uśmiech, na który nie należy się rewanżować uśmiechem. - Było ciężko, ale zdobyłem to. Chcecie zobaczyć ?

Mężczyzna poderwał się z miejsca i nie czekając na odpowiedź podszedł do kominka, na którym w małej skrzynce spoczywała rzecz, którą koniecznie chciał się pochwalić. Nicholas automatycznie pociągnął spory łyk napoju ignorując gorąco w przełyku. Hielo wrócił na miejsce, dłuższą chwilę wpatrywał się w swoją skrzynkę. Dopiero po chwili wymówił cicho jakieś zaklęcie, a pudełko z cichym kliknięciem się uchyliło. Mężczyzna je otworzył i zdjął przykrywający przedmiot materiał, po czym podał go do swoich przyjaciół.

-Spójrzcie. - szepnął bojąc się, że jakiś nagły dźwięk spowoduje uszkodzenie jego skarbu.

Nicholas lekko drżącymi dłońmi odebrał mu skrzynkę, postawił ją na udach, tak by i Ava mogła zajrzeć do środka. A tam na dnie małej i tak skrzynki znajdował się tak mały kamień, że można było by go nie zauważyć, ale przez ciemności w salonie i jedyne źródło światła w postaci płomieni z kominka, wyraźnie było widać jak coś na dnie błyszczy i mieni się. Ava wciągnęła powietrze. Najwidoczniej ona wiedziała co to jest i jaką mocą to cudo dysponuje. Nicholas w tym czasie wpatrywał się jak zahipnotyzowany w pięknej urody kamień. Był kanciasty, nieoszlifowany, ale w jego wnętrzu żyło inne życie, inna płaszczyzna świata, inny wszechświat i to tak bardzo podobało się Nicholasowi.

-Piękny prawda ? - zapytał Hielo.
-Skąd go masz ? Przecież on zaginął tak dawno temu. - odpowiedziała pytaniem na pytanie Ava.
-Długa historia. Nie chciałem wam mówić co szykuję zrobić, żeby nie zapeszyć mojej wyprawy, ale teraz mając to cudeńko mogę wam powiedzieć, że już za niedługo staniemy się najpotężniejszymi czarnoksiężnikami na tym świecie. I nie tylko na tym. - uśmiechnął się złowieszczo, a Avie aż przekręciło się wszystko w żołądku.
-Nicholasie ? Co o tym myślisz ?

Ale Nicholas nie słyszał tego pytania. Wpatrywał się w magiczny i bardzo potężny kamień nie wiedząc nawet jaką siłą manipulacji on dysponuje. Wpatrywał się w jego wnętrze, w którym oglądał mini spektakl. Widział siebie, swoją żonę i ich wspólnego przyjaciela - Hielo, jak razem stoją na szczycie góry, z której obserwują jak cały świat zmienia się pod ich władaniem. Na lewo odbywały się egzekucje czarodziejów pół krwi i szlam. Na prawo ktoś w czarnym stroju wyprowadzał z Zakazanego Lasu stwory jakie wyeliminowało z życia magicznego Ministerstwo wiele lat temu. Przed sobą widział walczących czarodziei, oczywiście czarnoksiężnicy zawsze wygrywali, a on nagle poczuł ciężar na szyi. Podniósł dłoń do wisiorka i poczuł zimno i moc kamienia, mniejszą i ładniejszą wersję tego, na który teraz patrzył. Ava położyła mu dłoń na ramieniu zachęcając go, żeby się odwrócił, a tam zauważył Hogwart. Niszczony i plądrowany przez czarnoksiężników. Główny ośrodek życia magicznego, którego tak bardzo cała trójka nienawidziła, został przez nich zdobyty. Nicholas poczuł dumę i radość, ale trwało to ułamek sekundy, po tym wypełnił go gniew tak mocny, że z hukiem zatrzasnął wieko skrzynki.

-Tym chcesz zdobyć władzę ? - zapytał ledwo powstrzymując drżący, ale spokojny głos.
-Tym ją zdobędziemy. Już od tylu lat go poszukiwaliśmy.
-Myślałem, że to tylko legendy.
-Ja też tak sądziłem, Nicholasie, ale słuchałem wszystkiego co ktoś mi o nim opowiadał. Zebrałem dużo informacji. Przed waszym ślubem zdobyłem istotna informację o Węgrzech, ale nie mówiłem wam tego, wiedziałem, że cieszycie się ze zbliżającej się uroczystości. Chciałem zebrać jeszcze więcej informacji na ten temat, żeby moja misja okazała się skuteczna, więc gdy wyjechaliście na swój wymarzony miesiąc ślubny, ja wyjechałem na Węgry. I tak wróciłem niedawno z takim dobytkiem. Szkoda, że nie zdążyłem przed ślubem. Miałbym dla was piękny prezent ślubny, ale mam go teraz.
-Hielo. - Ava zamilkła, a dwie pary oczu spojrzały na nią. - Co zamierzasz teraz zrobić ?
-Teraz muszę opracować eliksir, a gdy to już zrobię to staniemy się najpotężniejszymi czarodziejami w całych dziejach historii. Będziemy niepokonani i już współczuję naszym wrogom.

Hielo rozmarzonym wzrokiem wpatrywał się w skrzynkę, którą teraz on trzymał na kolanach. Nicholas dopił resztę napoju nie rozumiejąc tego co widział we wnętrzu kamienia. Czy to była jakaś iluzja, czy wizja przyszłości ? Ava z przerażeniem bała się tego co teraz może się wydarzyć, a fakt, że Hielo odnalazł to czego oni wspólnie szukali przez tyle lat w momencie, w którym oni chcieli się wycofać potęgował jej strach.

-Będziemy niepokonani. - odezwał się Hielo, a Nicholas cały się spiął gotowy do konwersacji.
-No właśnie. - zamilkł na moment Nicholas. - Hielo. Razem z Avą przyszliśmy tu by coś ci przekazać co w tych okolicznościach może okazać się nieco trudniejsze.
-O co chodzi ? - gospodarz stracił całe zainteresowanie trzymanym skarbem, a zwrócił całą uwagę na swoich przyjaciół.
-Razem z Avą zdecydowaliśmy się na odpuszczenie poszukiwań. Chcieliśmy ci to zasugerować. I tak jesteśmy już potężni.
-Co ? Nie ! - mężczyzna biegał spojrzeniem od jednego do drugiego. - Dlaczego chcieliście odpuścić poszukiwań ? Nie jesteśmy wystarczająco potężni by zwyciężyć nad światem ! Nie ! Pomyślcie jeszcze nad tym. Spójrzcie. - podniósł skrzynkę. - Mamy już to ! Nie trzeba już szukać. Trzeba tylko zrobić eliksir i będzie po wszystkim. Mogę się tym zająć jeśli chcecie. Zajmę się wszystkim, a wy cieszcie się małżeństwem. Za niedługo będziemy silni.
-Nie. - przerwała ostro Ava, a Hielo od razu zamilkł z zagubionym wyrazem twarzy. - Hielo, to co robisz przekracza granice rozsądku. Opracowanie tak silnego eliksiru wymaga ogromnych zdolności. Zdobycie pewnych najistotniejszych składników graniczy z przeżyciem. To niebezpieczne. A co jeżeli się pomylisz ? Zniszczysz ten potężny kamień i nie pojawi się już taka druga szansa. - starała się go przekonać. - Ten eliksir może ci nawet zaszkodzić. Może cię zabić. Do niego trzeba naprawdę potężnego czarodzieja, który ma jeszcze większe umiejętności do tworzenia eliksirów. Hielo to niebezpieczne.
-Znajdę kogoś takiego. Błagam was. Nie odwracajcie się ode mnie.
-Nie Hielo. To zaszło za daleko. Spójrz jakiego czarodzieja to z ciebie zrobiło. To ci szkodzi. - odezwał się Nicholas.
-Ale władza. Nad całym światem. Przyjaciele.
-Jako twój przyjaciel dobrze ci radzę. Daj sobie z tym spokój. To niebezpieczne. - odezwała się Ava wstając, a za nią jak cień jej mąż.
-Chcecie mnie tak zostawić ! Tak ? - Hielo również wstał, zrzucając z nóg skrzynkę, która potoczyła się pod stolik. - Obiecaliście, że mnie nigdy nie opuścicie ! Że będziemy rodziną.
-Byliśmy rodziną, ale ty już dawno od nas odszedłeś.
-Avo.
-Nie Hielo. Odszedłeś od nas już dawno temu, zapędzony w żądze zdobycia władzy.
-Ale wy też tego chcieliście ! - ryknął. - Wspólnie opracowaliśmy plan ! Wspólnie szukaliśmy wszystkiego co mogło byś użyteczne ! Dlaczego nagle się odwracacie od tego ? To przez ten ślub ? Myślałem, ze to nas jeszcze bardziej połączy !
-Hielo skończ z tym. Pomyśl o tym i jak będziesz gotowy to przyjdź do nas. Zrozumiesz, że to nie ma sensu. - odezwał się Nicholas.
-Nie ! - krzyknął. - Zdobędę władzę ! To lepiej wy się zastanówcie. Nie chcecie być moimi wrogami, gdy już stanę się Panem Świata.
-Nie chcemy w tym brać udziału. - stwierdził stanowczo.
-Skoro nie. - zaczął poważnie i spokojnie Hielo. - To nie macie tu już czego szukać. Nasze drogi w tym momencie się rozchodzą. Nie myślcie nawet o tym, żeby tu wracać. Taką podjęliście decyzje.
-Tak jest bezpieczniej Hielo.
-Od kiedy boicie się niebezpieczeństwa ?
-Hielo, kochamy cię, ale przesadziłeś. Pamiętaj, że do nas zawsze możesz wrócić, gdy dojdziesz do wniosku, że szkoda czasu na te poszukiwania. - odezwała się Ava.
-Nigdy tak nie pomyślę. Obiecałem sobie, że zdobędę władzę i dotrzymam swojej obietnicy. Nie ucieknę jak tchórz.
-Pamiętaj tylko, że zawsze jest dla ciebie u nas miejsce. - zapewniała go.
-Ale u mnie tego miejsca dla was nie ma. - syknął przez zaciśnięte zęby.

Para powoli zaczęła wychodzić z salonu, który jeszcze bardziej pogrążył się w ciemności. Hielo opadł zrezygnowany na kanapę. Nie spodziewał się tego. Byli przyjaciółmi od tylu lat. Pomagali sobie, razem się uczyli, razem niszczyli własnych wrogów. Zawsze byli razem. Tyle ich łączyło, żeby teraz jakaś niewiadoma ich podzieliła. Przetarł twarz energicznie i spojrzał pod stolik, na leżącą tam skrzynkę, nie miał siły jej podnosić. Podniósł wzrok nieco wyżej. Z jego szklanki ubyło nieco trunku, Nicholasa była pusta, a Avy nietknięta. To nieco mu rozwiało gniew i jego trybiki w mózgu zaczęły działać, akurat wpadł na pewien pomysł, gdy jego goście już sięgali dłonią do klamki.

-Który to miesiąc ? - zapytał z głosem pozbawionym emocji.

Para spojrzała po sobie. Nie chcieli, żeby Hielo dowiedział się o ich dziecku, nie teraz kiedy mają go za wroga.

-To dziecko jest niewinne. A urodzi się w domu, do którego kiedyś mogę zapukać. - dodał zimno.
-Żegnaj Hielo. - pożegnał się stanowczo Nicholas i pośpiesznie wyprowadził swoją małżonkę.

Hielo siedział tak dłuższą chwilę na kanapie pogrążony w swoich myślach i nagle wydarzyło się coś dziwnego. Carmen zmaterializowała się dokładnie za mężczyzną. Czuła panujące tu napięcie, które niczym prąd przeskakiwało na linach energetycznych. Czuła zapach pomieszczenia, które przez długi czas nie było wietrzone, zapach drewna mieszał się z nim tworząc nieprzyjemną mieszankę. Grube i ciężkie zasłony szczelnie zasłaniały okna. Postać na kanapie się poruszyła. Carmen wstrzymała oddech. Mężczyzna wstał. Dziewczyna myślała, że być może jej nie zauważy, zaczęła rozglądać się nerwowo w poszukiwaniu kryjówki, ale mężczyzna odwrócił się i stał teraz z nią twarzą w twarz, dzieliła ich jedynie kanapa.

-Taka podobna do matki. - powiedział sącząc napój. - Ava zawsze była silniejsza w tym związku. Nawet podczas naszej przyjaźni twój ojciec pełnił rolę piątego koła u wozu. Zawsze stał na czatach, gdy my odwalaliśmy brudną i ciężką robotę, ale go kochaliśmy, a twoja matka tak mocno, że aż za niego wyszła. Do tego dnia byliśmy najlepszymi i najpotężniejszymi przyjaciółmi. Wiesz, że twoja matka była naprawdę potężna ? Z naszej trójki najbardziej, a razem tworzyliśmy trio, którego wszyscy się bali i nagle się rozpadliśmy. Twój ojciec schował się pod peleryną twojej matki. Kochałem go, ale nigdy nie przejawiał odwagi i bohaterstwa, wolał, żeby ktoś odwalił całą robotę, a on zbierał laury. Avie to najwidoczniej nie przeszkadzało, ale że przestaną praktykować magię tylko po to, żebym ich nie znalazł ? Głupota. Powinni właśnie ją zbierać, żeby stanąć ze mną oko w oko i walczyć, a nie poddać się i dać mi się tak szybko zabić. Ale nawet nie to jest najgorsze. Nie uczyli cię jak masz się obronić, więc zabicie ciebie będzie dla mnie jeszcze prostsze. Jakbym łamał zapałkę. Zawiedli mnie. Tak bardzo.

Obszedł kanapę i podszedł do zasłoniętego okna, które po chwili odsłonił, a oczom Carmen ukazał się zniszczony Hogwart i setki poległych czarodziei oraz tych, którzy jeszcze próbowali walczyć, ale ginęli na jej oczach. Dalej zauważyła własnych rodziców, którzy walczyli z postaciami w czarnych szatach, które łopotały na wietrze. Pierwszy raz widziała, żeby jej rodzice używali magii. Ojciec miał już pokiereszowaną szatę, a na jego twarzy było pełno krwi, cierpiał, ale walczył. Jej matka z zaciętą miną rzucała zaklęcia, które powodowały, że jej przeciwnicy padali na ziemię, ale po chwili wstawali gotowi dalej walczyć. Radziła sobie lepiej niż ojciec, którego teraz zaatakowała trójka czarnoksiężników. Nie miał z nimi szans. Ava starała się mu pomóc, ale sama musiała odciągać od siebie coraz większą liczbę czarnoksiężników. W pewnym momencie Carmen straciła z oczy Nicholasa. Ava tak samo zaczęła go szukać, błądziła wzrokiem po pobojowisku dając się tym samym zranić jednemu czarnoksiężnikowi. Nie skupiała się już tak bardzo na walce, szukała wzrokiem swojego męża. Nagle jej twarz zastygła w szoku, a za chwilę do uszu dziewczyny dotarł jej przeraźliwy krzyk. Spojrzała w tym samym kierunku, w który patrzyła jej matka i zauważyła swojego ojca w kałuży krwi. W dłoni miał różdżkę, patrzył na Avę, która starała się do niego dotrzeć. Wyrzucała z siebie różne zaklęcia, jedno czy dwa spaliło dwóch napastników, którzy zamienili się w popiół i wiatr rozniósł ich po placu walki. Nicholas starał się coś powiedzieć, ale z jego ust wypływało coraz więcej krwi. Gdy Avie udało się do niego dotrzeć jego klatka piersiowa ledwo się unosiła. Ava padła na kolana, rzuciła gdzieś różdżkę i przytuliła się do męża, mówiąc do niego coś. W pewnym momencie zaczęła nim energicznie potrząsać, Carmen nie wiedziała dlaczego. Zrozumiałą dopiero, gdy Ava położyła go na ziemi i dłonią zamknęła mu powieki. Wtedy nastolatka krzyknęła wiedząc, że jej ojciec odszedł. Rzuciła się do okna i przyłożyła dłoń do zimnej szyby. Ava podniosła różdżkę i wstała, dłonią starła jeszcze łzy z twarzy i wystrzeliła różdżkę w powietrze, a z jej końca wypłynęło jaskrawe zielone światło, gwar walki zamilkł i słychać było tylko jej potężny ryk.

-Znajdę cię Hielo i zabiję !

Nie było słychać w nim nic oprócz nienawiści i chęci mordu, żadnej żałoby ani żalu. Jej matka była gotowa do walki. Zaczęła iść w kierunku bramy do Hogwartu rażąc wszystkich po drodze swoim zaklęciem. Dopiero teraz Carmen zauważyła, że na schodach do zamku stoi nie kto inny jak Hielo, rozejrzała się po salonie, ale nikogo w nim nie zastała. Zdziwiła się, ale szybko wróciła wzrokiem na zamek, szukając własnej matki. Szybko ją znalazła. Różdżkę skierowała na mężczyznę, ten w ostatniej chwili wyjął swoją i skierował ją na Avę. Stali jakieś paręset metrów od siebie. Zieleń zaklęcia Avy przez dłuższy czas była widoczna przez całą długość, ale powoli zaczęło się to zmieniać. Głęboka czerń jaka wystrzeliła z różdżki Hielo powoli zaczęła być widoczna i powoli posuwała się do przodu.

-Tyle lat się nie widzieliśmy, Avo. - odezwał się, a jego głos wypełnił całą przestrzeń. - Mówiłem ci, że mi się uda.
-Jesteś chory ! - przez chwilę zaklęcie Avy było silniejsze i zepchnęło czerń nieco do tyłu.
-Jestem potężny ! Będę Panem Całego Świata ! A ty umrzesz.

Czerń zaczęła pędzić do przodu z szybkością jakiej jeszcze wcześniej nie używali, Ava zrobiła krok do tyłu, widać było, że siła jest potężna, bo ledwo stała na nogach.

-A jak zabiję ciebie osobiście to na deser zjem twoją córeczkę. Bezbronną. Nie chciałem brać się za Nicholasa, bo to nie byłaby żadna walka, ale przyjemność sprawi mi zabicie twojej niemagicznej córki !

Te słowa poruszyły Avą do tego stopnia, że na chwilę linie się zatrzymały, żadne zaklęcie nie przezwyciężało drugiego. Przez chwilę nic się nie działo.

-Zabiję cię twoje zmęczenie, Avo. Doskonale wiesz, że niepraktykowana magia staje się słabsza. Ty musiałaś ją praktykować. W tajemnicy przed wszystkimi. Czyżbyś się bała, że się zjawię w twoim życiu ? Doskonale wiedziałaś, że się pojawię, a jednak nie uprzedziłaś swojego męża. Dlaczego ?

Czerń ruszyła do przodu, a z nosa Avy wyciekła strużka krwi.

-Słabniesz. A to jeszcze nie jest pełnia mojej siły.

Zaśmiał się, a czerń w tym samym tempie poruszała się do przodu, była już coraz bliżej Avy, która słabła coraz bardziej. Słaniała się na nogach, krew coraz szybciej leciała jej z nosa, dłoń, w której trzymała różdżkę trzęsła się.

-Carmen nic ci nie zrobiła ! - odezwała się silnym głosem Ava, czym zaskoczyła Carmen.
-To przez nią się wycofaliście ! Myślisz, że nie wiem ? Gdyby nie ona to Nicholas by żył i razem byśmy opanowali ten świat ! Nie widzisz tego ?
-Żałuję. - szepnęła.
-Czego żałujesz ? - zapytał zaskoczony, a Carmen wstrzymała oddech.
-Żałuję, że się od ciebie odwróciliśmy. Byłabym potężną czarownicą. Razem byliśmy szczęśliwi.
-Za późno na to kochanie.

Czarny strumień zaklęcia był już metr przed Avą, która była chwilę przed straceniem przytomności.

-Tak bardzo żałuję.

Nieeeee !

Nastolatka oglądała jak w zwolnionym tempie Ava przewraca się, a jej ostatnimi słowami nie są „Kocham cię Carmen”, „Kocham cie Nicholas” tylko „Tak bardzo żałuję”. Gdy opadła na ziemię jej ciało odbiło się od niej i znowu uderzyło. Różdżka wyleciała jej z dłoni. Kobieta leżała blada z krwią na twarzy, oczy miał zamknięte. Nie ma kałuży krwi jak w przypadku Nicholasa, a mimo wszystko śmierć matki bardziej wstrząsa Carmen. Czy z powodu tego, że przed śmiercią powiedziała, że żałuje, że urodziła córkę, czy z powodu widowiskowej walki jaką stoczyła z Hielo, swoim starym przyjacielem.

Mimo wszystko nastolatka dygocze na całym ciele, twarz ma mokrą od łez i nadal mimowolnie krzyczy. Teraz wszystko jest skończone.

-Matka cię nie chciała. - słyszy za sobą, ale się nie odwraca, wzrok ma wbity w martwą Avę. - Przez ciebie umarła. Jesteś zadowolona ?

To przechyliło szalę i Carmen z wrzaskiem na ustach odwraca się i wbiega prosto w strumień czarnego światła, które ją razi. Przechodzi przez każdy nerw i mięsień. Pali ją od wewnątrz. Ból jest tak silny, że jeszcze nim upada na miękki dywan wydobywa się z jej ust jęk, a z oczy wypływają łzy.

* * * 

Malfoy właśnie oglądał jakąś książkę z własnej biblioteczki Connery, gdy usłyszał z jej sypialni jakieś pojękiwania. Już wcześniej słyszał jak dziewczyna rzuca się po łóżku, ale nie wiedział co ma zrobić, więc nie robił nic. Właśnie studiował biografię najlepszego w historii gracza Quiddicha, gdy z sypialni dziewczyny dobiegł go jej przeraźliwy krzyk. Teraz wiedział, że musi coś zrobić. Zrzucił książkę i pobiegł do sypialni. Carmen z mokrą od łez i potu twarzą rzucała się po łóżku. Draco starał się ją unieruchomić, ale coś mu nie pozwalało, coś na kształt niewidocznej bariery. Za chwilę pokój przeszył jeszcze większy krzyk, który ogłuszył Dracona. Poleciał na ścianę, przymknął oczy z bólu, a w uszach słyszał nieznośny dźwięk. Widział jeszcze jak okno wybucha na miliony kawałków, które wypadają i lecą na błonia, a niektóre opadają na podłogę. Ciało dziewczyny podniosło się do pozycji pół leżącej a na jej jasnej skórze pojawiły się czarne jak smoła linie pełznące po niej jak po bluszczu. Szczególnie źle wyglądały żyły, które stały się czarne i wyraźnie widoczne spod skóry, która wyglądała teraz na przezroczystą i cienką do granic możliwości. Draco chciał wstać, ale cały czas coś mu to uniemożliwiało i nagle z ciała dziewczyny uniósł się cień, tak ciemny jak jej żyły. Chłopak patrzył na powstający na jego oczach kształt, który ostatecznie przybrał formę podobną do człowieka i dementora jednocześnie. W pomieszczeniu zrobiło się cicho, Draco nie słyszał nawet swojego oddechu, owiał go mroźny podmuch, a postać wyleciała przez otwarte okno. Na zewnątrz jeszcze trochę unosiła się po czym zaczęła się rozpływać, aż zniknęła. Dopiero teraz Draco mógł wstać. Podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny i lekko potrząsnął jej wątłym ciałem, a ona obudziła się automatycznie.

-To moja wina.

Szepnęła, a Draco ją przytulił ciesząc się, że dziewczyna żyje.


↓ ↓ ↓

Cześć.
Tydzień temu nie pojawił się rozdział, bo jakoś w amoku szykowania się na sobotni wyjazd wyleciało mi z głowy opublikowanie rozdziału. Bywa :D
Coś się dzieję w tym rozdziale ;)
Do następnego.

1 komentarz:

  1. Jutro tu wrócę i skomentuję, jak należy :)
    PS. Wesołych Świąt ♥

    OdpowiedzUsuń