niedziela, 14 lutego 2016

Epilog.

-Gdzieś tu miałam jakieś drobne. - Pansy grzebała od dłuższej chwili w swojej czarnej torebce.
-Dokładnie ujęte. Gdzieś. - Blaise przewrócił oczami i od razu dostał z łokcia w żebra od siedzącej obok niego dziewczyny, która po chwili z uśmiechem wyjęła kilka błyszczących monet.
-Blaise. - wstała i odezwała się oficjalnym tonem. - Wychodzimy znaleźć wózek z jedzeniem.

Dziewczyna wzięła się pod boki, a Blaise widząc jej zaparcie roześmiał się szczerze i posłusznie wstał.

-Zabini ciszej, jeszcze nam Teo obudzisz. - zaśmiał się Draco.
-No tak, nasz biedny Teodor. - spojrzał na swojego przyjaciela, który od początku podróży spał z głową opartą o okno.
-Gdyby przed imprezą był na tyle inteligentny, by zorganizować sobie eliksir na kaca to teraz by nie zdychał. - prychnęła Pansy i ciągnąc swojego chłopaka za rękę wyszła.

Draco podążał wzrokiem za dwojgiem przyjaciół, by po chwili przenieść swój wzrok na Teodora. Pansy miała rację i był to fakt powszechnie znany, ale Teodor w odorze zbliżającej się imprezy zupełnie o tym nie pomyślał i ani Draco, ani Blaise nie zainteresowali się o swojego kumpla.

-Ktoś go odbierze z dworca ? - Carmen przechyliła głowę, by spojrzeć na swojego przyjaciela po swojej lewej stronie.
-Nie. Jego rodziców tak samo jak moich zamknęli w Azkabanie, a wiesz co to oznacza. Zaprowadzę go do domu.
-Jesteś dobrym przyjacielem.

Carmen zdjęła swoje buty i podciągnęła nogi na fotel jednocześnie przechylając się w stronę Draco, by w rezultacie wtulić się w niego. Cicho jęknęła czując jeszcze ból w żebrze.

-Jeszcze boli ? - zapytał z troską w głosie Draco, obejmując ją ramieniem.
-Czasami, ale nie mocno.
-Pani Pomfrey mówiła, że za niedługo to minie.
-Wiem, byłam przy tym. - uśmiechnęła się i zaczęła bawić się dużym guzikiem w jego swetrze.

Draco oparł swój podbródek na głowie Carmen i obserwował krajobrazy, które mijali. Oddalali się od Hogwartu z każdą sekundą, a on czuł się zrelaksowany. Jego stopy już nigdy nie miały zamiaru znaleźć się w murach szkoły, a jego marzenia miały się spełnić.

-Jak się czujesz ? - zapytała Connery wiedząc, że blondyn jest pogrążony we własnych myślach, które jak się domyśliła dotyczyły jego przyszłości.
-Dobrze. Nie czuje się źle z myślą, że opuściłem mury szkolne raz na zawsze, ale nie czuję się jakoś rewelacyjne mając przed sobą samotną egzystencje.

Nastolatka westchnęła głośno, czując bezsilność jaka ją ogarnęła i to nie teraz, a już od dawna.

-Bardziej martwił bym się o ciebie.

Powiedział Draco zahaczając o to co ta dziewczyna musiała przeżyć w ostatnich miesiącach. Tyle zła w tak krótkim czasie i to osobie, która w tym wszystkim była nowa. Życie nie było sprawiedliwe i Malfoy o tym wiedział.

-Jest nieźle.

Zdobyła się tylko na tyle i po chwili zagubiona dwójka wróciła do przedziału.

-Serio masz Pottera na karcie ? - Blaise piał ze śmiechu, siadając obok Teodora.
-Zapłaciłam, więc wymagam, a dają mi jakiegoś Pottera. - zniesmaczona Pansy usiadła obok swojego roześmianego chłopaka.
-Nie jakiegoś, a wyjątkowego. - powiedział Draco z uśmiechem, ale nikt się nie roześmiał wiedząc, że słowa blondyna są prawdą.
-Na Teo to nie zrobiło większego wrażenia.

Dopiero na słowa brunetki przedział zagrzmiał od śmiechu, a sam wymieniony poruszył się niepocieszony, że został obudzony i po chwili ponownie spał pijackim snem.

* * *

-Strasznie miło było cię poznać Carmen. Mam nadzieję, że nasze drogi jeszcze kiedyś się przetną.

Pansy tuliła do siebie swoją koleżankę wiedząc, że ta druga raczej nie oczekuje dłuższej znajomości i wcale się jej nie dziwiła. Ślizgonka była dumna, że mogła poznać ją bliżej, ale nie liczyła na zostanie wiecznymi przyjaciółkami. Nie w przypadku Carmen Connery.

-Ja tam dziękuję ci za skopanie dupy temu całemu czarnoksiężnikowi. Gdyby nie ty to nie wracalibyśmy teraz do domów. - Blaise pierwszy raz tego dnia stał się poważnie poważny.

Carmen na jego słowa tylko się uśmiechnęła, pchając głęboko w siebie wywołane wspomnienia, których nie chciała teraz przeżywać na nowo. Ślizgon zamknął ją w szczelnym uścisku, ale na szczęście nie długim, na szczęście, bo Carmen z pewnością zaraz by się rozpłakała.

-Cieszę się, że was poznałam. - powiedziała cicho i uśmiechnęła się na widok Draco wytaczającego się z pociągu, który podtrzymywał swojego nieprzytomnego przyjaciela
-Budzi się. - odezwał się i uśmiechnął.
-To się chłopak zdziwi jak się obudzi w swoim mieszkaniu. - Blaise zaśmiał się obejmując w talii Pansy.
-Być może skojarzy fakty. - Draco dotarł do nich z półprzytomnym przyjacielem u boku.
-Jesteś pewny, że nie potrzebujesz pomocy z nim ? - zapytał Blaise.
-Nie. Poradzimy sobie, prawda Teo ?

Chłopak w odpowiedzi coś wymruczał pod nosem, a jego powieki ponownie opadły. Zakochana para po chwili zabrała swoje bagaże i ruszyła w swoim kierunku. Oni mieli siebie, więc Carmen z zazdrością, ale i z radością obserwowała jak znikają w tłumie podróżników.

-Poczekam z Tobą na przyjazd Elin. - odezwał się Draco, opierając Teo o kolumnę za nim.
-Nie musisz, lada chwila ma tu być, a ty z Teodorem ledwo sobie radzisz.
-Daję radę.
-Jak dostaniesz się do jego domu ? - wskazała na Teo.
-Przetransportuje się.

Brunetka spojrzała na swoje buty. Chciała zadać mu pytanie, ale nie wiedziała czy powinna. To mogłoby wywołać lawinę innych, a wiedziała, że dla Draco ten temat jest niezręczny.

-Po prostu zapytaj, a nie się męczysz. - Draco zaśmiał się.

Jak ty mnie dobrze znasz. - pomyślała nastolatka i podniosła speszony wzrok, zbierając w sobie siłę na wypowiedzenie tych kilku słów.

-A gdy, go zostawisz, to … - nie chciało jej to przejść przez gardło.
-To wyjeżdżam. - wypowiedział to za nią.
-Tak od razu ? - spojrzała na niego z niemą prośbą.
-Tak będzie lepiej.
-Nic ci już nie grozi. - zamilkła, wykręcając sobie palce. - Masz znowu różdżkę. - szybko dodała.
-Tak, wiem, ale tam będę się czuł po prostu lepiej. A za różdżkę dziękuję.
-Nie ma za co. To nawet nie tyle ja co …
-A właśnie, że ty. - patrzyli chwilę sobie w oczy, po czym Draco spojrzał ponad jej ramię. - Elin już jest.

Carmen obejrzała się za siebie i faktycznie w oddali stała jej ciotka widocznie zdegustowana widokiem tylu mugoli wokół siebie. Dłonią zaczęła odganiać latając przy niej osę. Carmen uśmiechnęła się na ten widok.

-Myślę, że powinnaś już do niej pójść. - głos blondyna przywołał jej spojrzenie.
-Uważaj na siebie. I różdżkę. - dodała z uśmiechem.
-No tak. Różdżka. - uśmiechnął się. - Drugi raz mi jej pewnie nie naprawisz ?
-Chyba, że wyślesz pocztą. - uśmiechnęła się tym razem smutno, wiedząc jak duże kilometry będą ich od teraz dzielić.
-Wolałbym nie. - uśmiechnął się delikatnie. - Uciekaj już.

Carmen, czując napięcie związane z pożegnaniem podeszła do niego i mocno przytuliła. Draco skrzywił się nieco, bo ta dziewczyna miała mocny uścisk, ale szybko się uśmiechnął i odwzajemnił ten gest. Miło było mieć ją w objęciach i wiedzieć, że już nic jej nie grozi.

-No już. - Draco ponaglił ją wiedząc, że długie pożegnania nie są dobre.
-Do zobaczenia. - powiedziała, ocierając szybko jedną zbłąkaną na jej twarzy łzę tak by Draco tego nie zauważył i odeszła na krok.
-Do zobaczenia.

Blondyn uśmiechnął się krzywo słysząc te zobowiązujące pożegnanie. Tak było łatwiej niż mówić „żegnaj”, które od razu skreśliłoby możliwość ponownego spotkania w przyszłości, które obydwoje sobie wyimaginowali, ale doskonale wiedzieli, że do takiego nie dojdzie. Carmen znajdzie się pod skrzydłami swojej ciotki, jedynej żyjącej bliskiej jej osoby, która postara się jej pomóc okrzesać jej magię i pozbierać się po minionych wydarzeniach. A Draco wyemigruje w jakieś miejsce na Rumunii, w którym nikt go nigdy nie odnajdzie, a on będzie mógł poczuć się w końcu wolny.

Żadne się nie ruszyło, dopóki Draco nie kiwnął głową w stronę Elin wiedząc, że już dawno powinni się rozdzielić. Wtedy Carmen odwróciła się po swoje walizki i z nimi powoli ruszyła do swojej ciotki. Elin pomachała jej wesoło się uśmiechając. W połowie drogi Carmen odwróciła się, Draco nadal stał w tym samym miejscu i obserwował ją. Dziewczyna chciała się uśmiechnąć, ale zdecydowała, że jest to nieodpowiednie. Ponownie ruszyła do przodu, biorąc głęboki oddech.

-Carmen. - ciotka zaplotła ją swoimi rękami, brunetka ochoczo odwzajemniła ten gest czując naglącą potrzebę bycia niańczoną i kochaną. - To co się wydarzyło. - zamilkła szukając odpowiednich słów. - Nigdy nie powinno było się wydarzyć. Mam wyrzuty sumienia, że pomogłam ci się dostać do Hogwartu.
-Nie. - szybko zaprzeczyła. - Dobrze się stało. - zapewniła starszą kobietę.
-Idziemy ?

Nastolatka pokiwała głową, ale nim odeszła odwróciła się. Po Draco nie zostało ani śladu. Szukała go w tłumie, ale tam również go nie odnalazła. Opuściła głowę głośno wzdychając. Po chwili ruszyła za zaniepokojoną i rozbitą po śmierci własnej siostry kobietą, która od tej pory miała być jedynym żyjącym członkiem jej rodziny. I to uczucie było jeszcze gorsze niż patrzenie na śmierć, zadaną przez nią samą, jej rodziców. Uczucie osamotnienia, które wypełniało ją całą.

↓ ↓ ↓

Hej.
No i to wszystko ...