piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 9.

Lekcje już dawno się zaczęły, a jeden z przedstawicielu domu Slytherina nadal siedział na murku przed zamkiem i nikomu to nawet zbytnio nie przeszkadzało. Zagubionej parze pierwszaków, którzy wymknęli się przed lekcjami na błonia, dobry humor zniknął zaraz po tym jak rozpoznali w siedzącej postaci Malfoya. Patrząc na czubki swoich butów przemknęli szybko obok blondyna i pognali w tylko sobie znanym kierunku. Dracon nawet nie przejął się ich pojawieniem. Jego myśli zawzięcie krążyły wokół innej osoby, a konkretnie pary. Zastanawiało go jakie relacje panują między McGonagall, a Connery. Mimo tego, że nie wiedział dużo na temat tajemniczej brunetki, wydawało mu się, że dziewczyna nie pała dobrymi uczuciami do Minervy. Chłopaka gnębiła jego niemożność przypomnienia sobie skąd kojarzy nazwisko dziewczyny, która zaintrygowała go już pierwszego dnia. Wtedy wspominała coś o tym, że nie dostała możliwości nauki w Hogwardzie i przyszła dowiedzieć się dlaczego. Draco pomyślał sarkastycznie, że Granger z pewnością, jeżeli nie wiedziała wcześniej dlaczego czarodziej nie może uczyć się w Hogwardzie, to na pewno przeszukała już całą bibliotekę w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie. Zaśmiał się ponuro ze swojego żartu, którym nie mógł się z nikim podzielić. Wszyscy jego dawni przyjaciele zostali od niego odsunięci lub sami odeszli nie mogąc przeboleć tego, że ich rodzice umarli na polu bitwy lub są (lub byli) w Azkabanie. Został odizolowany i cały czas nie rozumiał dlaczego nikt nie wsadził go do Azkabanu czy zaserwował mu pocałunek dementora, tylko dostał szanse dokończenia edukacji. Przecież to również z tego powodu, że Malfoy zadecydował wrócić do szkoły, zaniepokojeni rodzice nie wysłali swoich pociech do szkoły. Dlaczego McGonagall tak zaryzykowała ? Czy dostała wytyczne od Ministerstwa, a może ona wstawiła się za niego do Ministerstwa ? Chociaż w to ostatnie szczerze wątpił. Nie rozumiał niczego. Przecież to on był najważniejszym wysłannikiem Voldemorta. On był jego wtyką w Hogwarcie i ten głupi Dumbledor wiedział o tym, i niczego z tym nie zrobił. Rozgniewany i sfrustrowany chłopak cisnął przed siebie znalezionym pod ręką kamieniem. Dracon miał teraz niepohamowaną chęć wejścia na miotłę i szybowania nad zamkiem, Zakazanym Lasem czy boiskiem do Quidditcha, za którym tęsknił. Wszyscy uczniowie, którzy wrócili kończyć edukację dostali tylko i wyłącznie ten przywilej, żadnych zajęć pozalekcyjnych (za którymi Dracon nie płakał), ale co najsmutniejsze i najgorsze – nie mogli grać w reprezentacjach domów w Quidditcha. Ślizgon niezmiernie za tym tęsknił, za tą szybkością, za wiatrem we włosach, za niespokojną szatą, która fruwa wokół niego, dając mu uczucie bycia kimś lepszym, kimś na kogo należy się patrzeć i podziwiać. Westchnął tęsknie.

-Dziewczyna dała ci kosza, że tak wzdychasz ? Scena wyjęta jak z jakieś komedii romantycznej.

Ten głos Draco rozpoznałby wszędzie. Każdy mięsień w jego ciele spiął się, gotów skoczyć do walki, a dłoń sama odnalazła drogę do schowanej we wnętrzu szaty różdżki, którą teraz mocno trzymał. Nie musiał się odwracać, bo i nawet nie chciał. Wtedy okazałoby się, że okazuje zainteresowanie intruzowi, który naruszył jego prywatność przychodząc tutaj, a tak z pewnością nie było.

-Od razu widać kto tutaj jest mugolem. - zakpił Draco.
-Malfoy zawsze pozostanie Malfoyem.
-A spodziewałeś się czegoś innego, Potter ? Wybacz, że nie sprostałem twoim wymaganiom.
-Zdziwiłbym się jednak, jeżeli by się tak stało.

Zamilkł na chwilę. Draco chciał, żeby sobie poszedł, odszedł czy ruszył dalej, ale ten nadal stał w miejscu. Po chwili znowu się odezwał.

-Jednak coś się stało skoro dobywasz różdżki. Obawiasz się czegoś ?

Potter stanął niedaleko Dracona, ale tak samo jak blondyn wpatrywał się w dal.

-Teraz kręci się tu sporo nadpobudliwych ludzi, na przykład taka jedna z twojego otoczenia. Jak jej było ?
-Już zapomniałeś nazwiska swojego odwiecznego wroga ? Szlamy ? - ostatnie słowo Naznaczony wypluł z siebie z niekrytym żalem do brzmienia tego słowa, którego nie używał tak często jak Ślizgon.
-Szlama ?! Potter jakim językiem ty się posługujesz ? - blondyn przekręcił w jego stronę głowę. - Nie ma już żadnych podziałów. Każdy jest traktowany tak samo i tak samo jest czarodziejem. Panuje tolerancja i każdy jest szczęśliwy.
-Serio, Malfoy ? Teraz to do ciebie dotarło ? Jak na twój mały móżdżek to i tak szybko. A Hermionę to zostaw już w spokoju …
-Ja mam ją zostawić ?! Tę szurniętą panienkę, która przedawkowała kofeinę ? Zechcę ci przypomnieć, że to ona przyłożyła mi do gardła różdżkę, nie odwrotnie.

Łypali na siebie przez chwilę wzrokiem godnym zabijania. Draco za wszelką cenę chciał zakończyć tę rozmowę … od kiedy on rozmawia z Potterem ?! Jeszcze bardziej się zezłościł, a jego palce na różdżce zacisnęły się tak mocno, że wbijał sobie paznokcie we wnętrze dłoni. Jego oddech zrobił się głęboki i świszczący. Wybraniec również nie był oazą spokoju. Denerwowało go zachowanie Malfoya, ale kiedy on go nie irytował ? Każde jego słowo budziło w Harrym ochotę mordu. Sama jego obecność powodowała w nim wykroczenie za granice. Po co on w ogóle tutaj przychodził ? Przecież i tak niczego nie wyciągnie od Malfoya tylko niepotrzebnie zepsuje sobie humor. Harry stwierdził, że nie ma sensu spędzać tutaj więcej czasu, niż jest to konieczne.

-Przyszedłem tu po coś, a nie po zupełnie niepotrzebną rozmowę. - odezwał się w końcu. - Wiesz coś o tej dziewczynie ?
-”Tej dziewczynie” ? - powtórzył, mimo że doskonale wiedział o kogo chodzi Wybrańcowi. - W Hogwarcie jest sporo dziewczyn, jakbyś nie zauważył.
-Nie zgrywaj się, Malfoy. Nie udawaj głupszego niż jesteś, bo doskonale wiesz o kogo pytam. Więc co o niej wiesz ?

Teraz każdy z nich ponownie wlepił wzrok w otoczenie przed nimi, a różdżki wróciły do swoich poprzednich skrytek. Draco poprawił się na murku. Nie miał zamiaru z niego schodzić, a Potter niech sobie stoi, bo Ślizgon z pewnością nie zasugeruje mu, żeby się dosiadł. Po jego trupie.

-A niby dlaczego mam się z Tobą dzielić swoimi informacjami ? - odpyskował mu dość niegrzecznym tonem głosu.
-Może dlatego, że grzecznie pytam ? - Harry powoli tracił cierpliwość, której miał spory zapas zanim tutaj przyszedł.
-Masz racje. To jest towar przetargowy. Grzecznie pytasz, więc liczysz na to, że ci wszystko powiem co wiem. Rozumu to ci zawsze brakowało, Potter. To się nie zmieniło.
-A co chcesz w zamian ?
-Nie spłacisz się do końca swojego nędznego życia. - wysyczał Draco.
-Pewnie nie wiesz nic, a udajesz, że wiesz. Nie bądź śmieszny, Malfoy.
-Kto tu jest śmieszny ? Przychodzisz do mnie, do swojego wroga numer jeden i prosisz o przysługę. Myślałem, że chociaż ciebie ta gorączka po Bitwie nie dosięgnęła, ale najwidoczniej spędzasz za dużo czasu z tą szurniętą Granger, skoro tu do mnie przychodzisz.
-Pierwszy raz się z Tobą zgodzę, Malfoy.

Draconowi samoistnie wykwitł uśmiech na twarzy. Potter raz w życiu ma głowę na karku i zgadza się z nim, że ma jakieś odchyły na mózgu. Z nim to jednak jest już zupełnie źle.

-Przychodzę do swojego wroga numer jeden. To się nie zmieni nigdy, Malfoy.

A jednak nie o to chodziło. Mimo wszystko Draco się ucieszył, bo nieproszony „gość” sobie odszedł, a on mógł znowu pobyć zupełnie sam bez niepotrzebnego bzyczenia nad uchem. Cisza, spokój i własne myśli. Zdziwiło go zachowanie Gryfona, który od tak przychodzi sobie do niego i pyta o jego zbiór informacji o gorącym kąsku w szkole. Nikt już nie jest taki jak wcześniej. Nawet on sam nieco się zmienił, bo nie dopuszczał do siebie myśli, że zmienił się i to bardzo. Tego nie chciał mówić, a tym bardziej o tym myśleć. Według Malfoya zmienił się tylko odrobinę.

Czas najwidoczniej w chatce gajowego upływał jakoś wolniej. Przybyli do niego goście nie wyszli jeszcze, a zbliżała się już pora obiadowa. Draco spojrzał na zegarek. W zasadzie to już był spóźniony na obiad, więc zerkając jeszcze raz na okrągłą chatkę na skraju błoni wszedł do zamku, a akompaniowała mu przy tym muzyka z wnętrza jego brzucha. Apetyt mu nagle wrócił, ale co się dziwić ? Te malutkie porcje jakimi raczył się ostatnio nie nadają się do zapełnienia brzucha.

Stoły na Wielkiej Sali były syto zastawione jak i zapełnione, a jedynym miejscem wolnym było miejsce dyrektora, której teraz oczywiście nie było, bo spędzała miło czas z gajowym …. i Connery, oczywiście. Oczy uczniów skierowały się do wejścia, gdzie jak zaczarowany stał Malfoy ze wzrokiem wbitym w stół nauczycieli.

-Jakiś problem, Panie Malfoy ? - zapytał jeden z nauczycieli z nieukrywaną niechęcią w stosunku do Ślizgona.
-Żaden.

Odparł twardo Draco i podszedł do swojego stołu, gdzie o dziwo szybko znalazło się wolne miejsce dla niego. Nawet, gdy już usiadł i zaczął nakładać sobie jedzenia na talerz oczy uczniów od niego nie uciekły. Wystarczył szybki maraton wzrokiem wzdłuż stołów, żeby to zakończyć, a blondyn mógł w spokoju zjeść obiad, który jadł i jadł. Draco był jedną z niewielu osób, które Salę opuściły ostatnie. Najedzony do syta Draco wyszedł przed zamek, ale tym razem bez zbędnej torby, która wcale nie była mu potrzebna. Stwierdził, że nieco ruchu mu nie zaszkodzi i postanowił się przejść po błoniach. Przed zamkiem pojawiła się spora grupka uczniów, którzy najwidoczniej skończyli dzisiaj zajęcia, a Draco nie chciał spędzać czasu wśród nich.

Najpierw nogi skierowały go nad boisko do Quidditcha, do którego nie miał serca wejść. Sam widok trybun i krążków podziałał na niego kojąco, więc ruszył dalej, wzdłuż strumyka, przy którym zatrzymał się na chwilę. Kucnął i wpatrywał się w czystą taflę wody. Czasami zauważył ryby płynące z nurtem miniaturki rzeki. Ale za strumykiem znajdowało się coś ciekawszego. W ciemnościach panujących po drugiej stronie znajdowały się przeróżne stworzenia, mniej lub bardziej niebezpieczne, ale nie to ciągnęło tam Malfoya. Tym magnesem była wolność, za którą tęsknił chłopak, a która nie była mu dana. Do Wielkanocny nie zostało dużo czasu, wtedy będzie mógł stąd uciec, ale co to za ucieczka skoro święta spędzi w domu swoich rodziców, w pustym domu, w którym działo się tyle zła. Ogrom posiadłości nie był w tym momencie plusem tego miejsca, a jego wadą. Może czas ruszyć dalej ? Sprzedać wszystko co kojarzy mu się z przeszłością i wyruszyć do opuszczonej wioski w Rumunii. Z dala od mugoli, ale blisko z magią, którą tak bardzo kochał. Czy nałożą na niego jakieś ograniczenia ? Czy może wydarzyć się tak, że zażyczą sobie za jego wolność jego różdżki ? Nawet nie chciał o tym myśleć. Nie zniósłby takiego upokorzenia. Prędzej poprosiłby o pocałunek dementora, niż wydziedziczenie się magii, która płynęła w jego żyłach tak samo mocno i długo jak nazywał się Malfoy. Może i blondyn nie wyglądał jak osoba smutna i niepewna, ale taki właśnie w tamtym momencie był.

Wpatrywał się tak długo w ciemność lasu, że nie zauważył jak szaro zaczęło się robić. Nawet nie wiedział jakim cudem upłynęło tyle czasu. Poczuł ból w mięśniach nóg od tak długiego kucania, a zimno wody dodało swoje do tego. Podniósł się powoli, prostując obolałe nogi. Niedaleko stąd zauważył drzewo z gałęzią tak nisko umieszczoną, że wyglądała jak ławeczka. Postanowił, że tam usiądzie. I z sekundą kiedy schował się za gałęziami drzewa drzwi chatki gajowego się otworzyły.

-Bardzo miło było Panie gościć u siebie. Są Panie pewne, że nie chcą, abym je odprowadził do zamku ? Zrobiło się ciemniej. - głośny głos gajowego nawet tutaj było wyraźnie słychać.
-Nie Hagridzie. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Pogoda nieco się zepsuła, ale nadal jest jasno, prawda skarbie ? - McGonagall zwróciła się do Connery, której mina mówiła aż za dużo.
-Dziękuję Hagridzie za miły czas. Dobrej nocy.

Dziewczyna grzecznie się pożegnała i czym prędzej zeszła ze schodów, kierując swoje kroki nie do zamku jak spodziewał się Draco jak i również Minerva, i Hagrid, a w dół. Do strumyka. McGonagall spojrzała na gajowego, który odwzajemnił spojrzenie.

-Carmen, kochanie. Gdzie się wybierasz ? - cukierkowy głos Minervy powodował w Daco odruch wymiotny.
-Na spacer. Dotlenie mózg. To dobrze mi zrobi. Dobranoc.

Odkrzyknęła nawet się nie zatrzymując, chcąc jak najszybciej odejść i znaleźć się daleko od nich, jak podejrzewał Malfoy. Dziewczyna pędziła z taką szybkością z górki, że chłopak zastanawiał się nad tym czy zdoła się zatrzymać przed strumykiem. Może i wyglądał niepozornie, ale lodowata woda nie zachęcała do kąpieli. Na szczęście zdążyła w czasie wyhamować. Gdy znalazła się na dole, obejrzała się za siebie i widząc zamknięte drzwi chatki, i puste otoczenie wokół, zwolniła nieco. Wsadziła dłonie do kieszeni spodni i ruszyła wzdłuż strumyka, nieświadoma, że niedaleko pod drzewem siedzi Draco, mający uciechę z jej zachowania.

-”Może ciasteczka Carmen ? Taka szczuplutka jesteś to z pewnością ci nie zaszkodzi.” - powiedziała naśladując czyiś przesłodzony głos, po czym głośno się żachnęła. - Od ciebie niczego nie wezmę stara wiedźmo. „Carmen, kochanie”, „Słoneczko”, „Cukiereczku”. Moja rodzona matka nigdy się tak do mnie nie zwróciła, a ta się upoważnia do takich słów.

Dziewczyna wyraźnie wzburzona mówiła sama do siebie (tylko tak jej się wydawało), kopnęła kamyk, który napotkała na drodze, a ten nie dość, że przeleciał spory kawałek to na koniec wpadł z głośnym pluskiem do wody.

-Może jeszcze się ze mną ożenisz ?!

Draco widział jak noga dziewczyny nieco się unosi, by za chwilę ponownie dotknąć gruntu, czy ona właśnie przed chwilą tupnęła ? Rozśmieszyło go jej zachowanie. Skrzyżowała dodatkowo ręce na piersi i wyglądała jak naburmuszona trzylatka, która nie dostała tego prezentu, który sobie wymarzyła.

-Z chęcią.

Odparł blondyn, widząc stojącą do niego tyłem dziewczynę, która wpatrywała się w ten sam Las, w którym Draco widział wolność. Na dźwięk jego głosu podskoczyła i zaczęła się nerwowo rozglądać na boki. Gdy ich oczy się spotkały chłopak zauważył w jej postawie formę ulgi.

-Przepraszam. Myślałam, że jestem sama. - odparła, chowając dłonie w kieszeniach i spuszczając nieco zmieszany wzrok.
-Czyli twoja propozycja jest nieaktualna ?
-Propozycja ? - zapytała zaciekawiona.
-O ślubie.

Przez chwilę studiowała jego twarz, nie rozumiejąc o co mu chodzi, ale po chwili zrozumiała i odwzajemniła uśmiech, który blondyn cały czas jej wysyłał.

-Niekoniecznie ciebie miałam na myśli w pierwowzorze tego planu. - odparła i zaczęła się rozglądać na boki.
-Nie zrobię ci krzywdy. - zapewnił ją blondyn.
-Nie o to chodzi. Ostatnio ja przyciągam niebezpieczeństwo, a nie chcę ciągnąć za sobą niepotrzebnych ofiar. Z resztą nie mogę, że tak to ująć, spoufalać się z uczniami.
-Kolejny zakaz McGonagall ? Olej go. Ta technika się sprawdza. Mówię z własnego doświadczenia.

Widział jak dziewczyna toczy wewnętrzną walkę ze samą sobą. Trwać przy poleceniach Minervy czy olać sprawę tak jak radzi jej nieznajomy, którego, mimo że nie wszystkich spotkań pamięta, widywała często.

-Nie gryzę. - zachęcał jak mógł Draco. - Chyba, że poprosisz.
-To ja wolę bez tego gryzienia. - uśmiechnęła się do niego i żwawym krokiem podeszła do niego. - Ładne drzewo, szkoda, żeby się zniszczyło.
-Zadbam o to. - uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Jak usłyszymy jakieś niepokojące głosy natury to szybko stąd pójdziemy.

Carmen zwolniła i uważnie mu się przyglądała. Zauważyła lekkość w jego postawie, jego twarz ozdabiał nieznikający perlisty uśmiech, na którego widok usta same wykrzywiały się w podobny. Natomiast jego oczy, w których widziała wesołe promyki były zakryte jakąś dziwną mgłą. Jakby chowały coś za nią, coś czego chłopak nie chciał ujawniać, coś czego się wstydził, żałował ? Zastanawiała się i dopiero po chwili usiadła na gałęzi w odpowiedniej jednak odległości. Nie odwzajemniała spojrzenia blondyna tylko tępo wpatrywała się w dal. Co miał na myśli mówią „niepokojące głosy natury” ? Czy to możliwe, że on o wszystkim wiedział ? Nie. To nie może być prawdą. Zdecydowanie nie.

-Mamy sporo czasu. Wyjaśnisz mi teraz dlaczego w nocy chodziłaś po zamku ? W samej kołdrze.

Draco nie mógł sobie odpuścić dodania do swojego pytania tego pikantnego szczegóły. Dziewczyna spojrzała na niego najpierw nieprzytomnym wzrokiem, który po chwili zamienił się na wzrok ulgi, by na końcu jej twarz zaczęła się pogodnie uśmiechać. Nie obraziła się, a wręcz odwrotnie.

-Wolałabym nie wyjawiać wszystkich tajemnic o sobie na pierwszym spotkaniu. - odparła roześmiana.
-Nawet nie wiesz ile tajemnic kryjesz. - odparł smutno blondyn, posyłając jej smutny wzrok, by po chwili go odwrócić i spojrzeć w Zakazany Las, w Zakazaną Wolność.
-Tu się z Tobą w zupełności zgodzę. - westchnęła smutno.

Nagle cała radość z nich uleciała w powietrze, ale żadnemu z tych dwojga to nie przeszkadzało. Każde myślami było w zupełnie innych zakątkach umysłu, ale mieli wspólny punkt. Oby dwoje wpatrywali się w Zakazany Las z bólem w oczach jakiego jeszcze nikt nie widział.

-Piękny jest. - przerwała martwą ciszę Carmen. - Dlaczego mówią na niego Zakazany Las ? - spojrzała na niego.

Nadal wpatrywał się w Las, więc dziewczyna mogła zauważyć jego rysy twarzy z profilu. Emanował on dorosłością tak wielką, jakby był na finiszu swojego życia. Nie znała go, ale w jego sylwetce, postawie i oczach mogła śmiało stwierdzić, że ten chłopak, a raczej mężczyzna, przeżył wiele w swoim krótkim życiu i to wcale nie były miłe przeżycia. Zastanawiało ją co takiego wydarzyło się w jego życiu, ale najpierw musiała odnaleźć drogę do swojego.

-Bo jest Zakazany, jak sama nazwa wskazuje.

Draco powoli przechylił głowę i zauważył, że dziewczyna przygląda mu się z nieukrywanym zaciekawieniem. Nawet teraz, gdy ten patrzył w jej czekoladowe oczy ona nie odwróciła wzroku tylko odwzajemniła głębokie spojrzenie.

-Dlaczego jest Zakazany ? - brnęła dalej.
-Mieszkają w nich niebezpieczne stworzenia, więc dla bezpieczeństwa uczniów dyrekcja zakazała wstępu na jego teren, ale uważam, że nie tylko o uczniów tu chodzi. Osobiście uważam, że nawet doświadczeni czarodzieje mieliby problem, gdyby znaleźli się oko w oko z jakimś potworem z Lasu.
-Byłeś tam, prawda ?

Jej wzrok był taki mądry, że aż serce bolało Dracona. Dziewczyna ponownie spojrzała tym swoim rozmarzonym wzrokiem na Las. Co ona ukrywała ? I dlaczego Draco, patrząc głęboko w jej oczy poczuł jakąś dziwną więź, która nagle się pojawiła. Dlaczego on nie może sobie przypomnieć skąd kojarzył nazwisko tej dziewczyny ?! Ta frustracja była najgorsza.

-Byłem.
-To tam spotkałeś taki smutek jaki kryjesz w oczach ?

Zapytała głosem tak nierealnym, tak oddalonym, a jednak pewnym siebie, że Ślizgon musiał sprawdzić czy to z jej ust wydobywają się te melodyjne dźwięki. Jak to się stało, że ta dziewczyna wie o nim tyle, a on o niej zupełnie nic ? Przecież na każdym kroku pilnował się i starał chować w sobie swój ból, strach i przeżycia, które czasami władały jego ciałem w sposób w jaki się obawiał ? Kim ona jest, że jest tak ukrywana przez McGonagall, a jednocześnie testowana jak mysz w laboratorium mugoli ? Draco wiedział, że nie uzyska szybko odpowiedzi na te pytania.

-To nie przez ten Las.

Nie chciał więcej mówić, bo i nie wiedział co. Z nikim tak szczerze nie rozmawiał, a tym bardziej z nikim stąd. Z Hogwartu. Ale przecież niezależnie od tego jak bardzo by chciała – ona tu nie należała.

-Piękne rzeczy zazwyczaj ciągną za sobą smutek, łzy i ból. - podsumowała i spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
-Tak. - westchnął i odwzajemnił spojrzenie.
-Zrobiło się chłodno i niebo przykryły burzowe chmury. Na nas już chyba czas.

Spojrzała na niebo, które lada chwila miało wypuścić z siebie hektolitry deszczu. Draco nie chciał zmoknąć, a tym bardziej nie chciał, żeby zmokła Connery.

-Uroki Hogwartu. - uśmiechnął się słabo, a dziewczyna odwzajemniła ten gest z większą ochotą.
-Niewątpliwie. Idziemy ? - zeskoczyła z gałęzi i otrzepała czyste spodnie.
-Nie jest ci zimno ?

Draco spojrzał na jej beżowy sweter, który wyglądał na ciepły, ale słowa same pojawiły się na jego języku. Nie żałował ich i wręcz pragnął usłyszeć od niej pozytywną odpowiedź.

-Nie. - uśmiechnęła się szeroko. - Ale miło, że pytasz.
-Zauważyłem, że polubiłaś gajowego. - Draco dołączył do dziewczyny i ruszyli w drogę powrotną.
-Jest miły. Jak dotychczas to był jedyną miłą dla mnie osobą w zamku. Teraz do tej listy dołączam ciebie.
-Przyjemność po mojej stronie. - ukłonił się teatralnie, rozbawiając tym Connery.
-A ty go lubisz ? - odbiła piłeczkę.
-Nie mieliśmy okazji się bliżej poznać. - skłamał.
-Na prawdę ? Polubiłbyś go.
-Nie jestem tego taki pewny. Nie jestem, że tak to ujmę, lubiany w tej szkole.
-To tak samo jak ja. - Carmen podskoczyła z radości co z kolei rozbawiło Dracona.
-Faktycznie jest to powód do radości.
-Są tego dobre strony. Nikt nie zawraca ci głowy, masz spokój.
-I na tym się kończy.
-Racja. - spojrzała na niego i uśmiechnęli się w tym samym momencie. - To twój ostatni rok tutaj ?
-Tak. - po raz kolejny naciągnął nieco prawdę.
-Co zamierzasz później robić ?
-Chcę stąd uciec.
-Aż tak źle ci tutaj ?
-Nawet nie wiesz jak. - uśmiechnął się, ale ona miała smutną minę.
-Przykro mi.
-To nie przez ciebie.
-No racja. Gdybym ja uczyła się w tej szkole od samego początku to nie miałbyś teraz ochoty uciekać.
-Jesteś tego pewna ?
-W stu procentach.

Z radosnym śmiechem weszli do zamku. Zatrzymali się przed Wielką Salą. Carmen musiała wdrapać się na schody, z kolei Ślizgon musiał po nich zejść. Nie chciał tego robić, tak samo jak Carmen. Odnalazła w końcu osobę, z którą może porozmawiać, a nie odpowiadać na wszelkie pytania na które nie zna odpowiedzi. Draco z kolei czuł, że jeżeli teraz odejdzie to może jej już więcej nie spotkać. Nie chciał odchodzić od jedynej w zamku osoby, która go rozumie bez dłuższej rozmowy. Obydwoje przeszli przez coś traumatycznego w życiu i uzupełniali się w swojej zadumie, smutku i rozpaczy. Potrafili się nawzajem rozbawić. Dogadywali się i miło im się rozmawiało.

-Mam dormitorium na górze. - Carmen wskazała ręką schody i spojrzała na nie.
-Ja na dole. - odpowiedział Draco, nie wiedząc dlaczego to w ogóle robi.
-Czyli nasze drogi się rozchodzą.
-Niestety. - myśli chłopaka szybko znalazły ujście, mimo że Draco nie chciał wypowiadać tego na głos.
-Znajdziemy swój własny Zakazany Las.

Sposób w jaki Connery wypowiedziała te słowa wzruszył Malfoya. Poczuł iskierkę nadziei, która być może rozpali w nim ognisko. Tak bardzo tego chciał, a jednocześnie nie wierzył w to, że się uda. Zauważył błysk z oczach Carmen, ale ta szybko odwróciła wzrok nerwowo mrugając. Czy ona płakała ? Niewątpliwie ta dziewczyna przechodziła teraz przez własne piekło na ziemi. Ale nie, Draconowi tylko się wydawało. Jej spojrzenie nadal był bystre i czujne. Nie znalazł w nim tego wcześniejszego błysku, który najwidoczniej mu się przewidział.

-Chciałbym. - powiedział raczej do siebie niż do niej.
-W takim razie cześć.

Dziewczyna zaczęła wspinać się na schody. Nie śpieszyła się, bo i nie miała powodów. Nie chciała tak kończyć tego dnia. Pewnie znowu usiądzie na kanapie przed kominkiem i zacznie użalać się nad sobą. Nie chciała tego. Chciała byś szczęśliwa tak jak kiedyś. Rozmowa i spotkanie tego blondyna, jego smutny wzrok uświadomił jej, że Hogwart tez potrafi być brutalnym miejscem, a nie jak do tej pory myślała, jej wymarzonym domem. Dopiero po spotkaniu i rozmowie zdała sobie sprawę, że tak samo jak ten chłopak marzy o wolności, o ucieczce, a tymczasem obydwoje są w swoim własnym więzieniu. On wyjdzie z niego szybciej. To jego ostatni rok, chociaż nie wiedziała co go czeka dalej. A ona ? Ona nie zna swojej przyszłości. Skąd może nawet wiedzieć czy ją posiadała ?

W połowie schodów odwróciła się szybko. Na dole nikt nie stał. Zbiegła szybko ze schodów licząc na to, że go jeszcze spotka. Schodził właśnie ze schodów w dół.

-Zaczekaj !

Krzyknęła zasapana, ale uśmiech na jej twarzy wyrósł tak ogromny, że aż rozbolały ją policzki. Draco zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w kierunku źródła głosu. Zrobiło mu się lepiej słysząc jej głos. Chciała czegoś od niego. Zatrzymała go.

-Nie wiem jak masz na imię. - uśmiechnęła się promiennie.
-Draco. - odpowiedział uśmiechnięty.
-Miło było się poznać Draco. Gdybyś kiedyś się nudził i chciał posiedzieć nad strumykiem to pytaj o Carmen. - roześmiała się cichutko.
-Zapamiętam.
-Miłego wieczoru, Draco.
-Nawzajem, Carmen.

Patrzyli tak chwilę na siebie roześmiani w najlepsze dopóki Carmen nie roześmiała się głośno i odwróciła się. Teraz droga po schodach była przyjemniejsza, łatwiejsza i lżejsza. Jej myśli nie krążyły nad tym dlaczego jego pokój jest w piwnicy. Nie gnębiła jej jego brutalna przeszłość. Była szczęśliwa. Pierwszy raz od przyjazdu tutaj. Może ten wieczór nie będzie taki zły ?

Draco stał tak na tych schodach dłuższą chwilę nie wiedząc co się z nim dzieję. Iskierka nadziei zapaliła ciepło w jego sercu, które teraz nie mieściło się w jego piersi. Już nie czuł się tak podle. Z uśmiechem na ustach wszedł do pokoju wspólnego Ślizgonów. Ci nie kryli zdziwienia widząc go takiego promiennego. Nawet rozmowy nieco przycichły, gdy ten przechodził przez salon do swojego dormitorium, który niestety musiał dzielić z trójką innych Ślizgonów, ale teraz to mu niezbyt przeszkadzało. Nic i nikt nie popsuje mu dobrego samopoczucia.

↓ ↓ ↓

Hej :)
Może to egoistyczne, ale lubię ten rozdział. Uważam, że jest dobrym oderwaniem w te jesienne wieczory, a dodatkowo świetnie się w nie sprawdza, bo ten chłód i długa noc nadaje mu pewnego rodzaju tajemniczość.
A jak wy uważacie ?
Pozdrawiam i do piątku ;)

PS. Za miesiąc mikołajki :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz