piątek, 16 października 2015

Rozdział 6.

Draco siedział przy stole Slytherinu, oczekując posiłku oraz obserwując pojawiających się cały czas uczniów. W gronie nauczycieli ponownie nie wypatrzył osoby dyrektora placówki, zaczął się już nawet poważnie zastanawiać nad powodem jej nieobecności. Wiedział, że było to spowodowane najprawdopodobniej jakimś ważnym wyjazdem w sprawie szkoły, ale jednak coś mu mówiło, że to jednak nie o to chodzi. Jego podświadomość podpowiadała mu, że jej nieobecność ma jakiś znacznie głębszy sens, ale nie mógł rozgryźć tego orzecha. Siedział tak wpatrzony przed siebie bez celu, bawiąc się nożem trzymanym w dłoni, gdy nagle przed oczami mignęła mu postać w niebieskim okryciu. Od razu rozpoznał w nim Connery, bo tylko ona nie nosiła szkolnych szat. Obserwował jak zbliża się do stołu nauczycieli. Jej postawa nie przypominała mu tej silnej dziewczyny, którą widział pierwszego dnia jej popytu tutaj. Coś w niej było zaburzone, a on nie wiedział jeszcze co. Osobą, do której kierowała się dziewczyna był ten żałosny pół olbrzym, który jako jedyny się do niej uśmiechnął przyjaźnie. W końcu parę dni temu widział jak wracała od niego, a słowa rozgłaszane przez tę nieszczęsną szlamę, Granger, jedynie utwierdziły go w tym, że brunetka była gościem Hagrida tego dnia. Z momentem przekroczenia przez dziewczynę progu Wielkiej Sali do wnętrza zbiegało się coraz więcej uczniów czekających na przedstawienie. Malfoy zakpił z ich głupoty i nadal przyglądał się dziewczynie rozmawiającej z Hagridem. Wyłapywał niektóre słowa, ale większość niknęła w gwarze jaki powodowali szepczący między sobą uczniowie, którzy zawzięcie dyskutowali na temat tego co się działo. Chciało im się pobawić w komentatorów. Draco ponownie zakpił pod nosem, wzbudzając niechciane zainteresowanie mieszkańców jego domu siedzących nieopodal niego.

Zauważył, że do rozmawiającej dwójki zmierza krzywym krokiem jeden z nauczycieli, gdyby to zależało do Dracona nigdy nie dałby posady nauczyciela takiemu prostakowi, gburowi i uzależnionej osobie jaką był Ed Jones. Już idąc w kierunku dziewczyny na jego ustach pojawiła się ślina. Jemu ewidentnie przydałaby się gąbka, wanna wody i tona mydła, a i tak po takim skomplikowanym procesie jakim jest mycie, nadal cuchnąłby na milę. Tak jak spodziewał się Draco nauczyciel zaczął sapać na dziewczynę, ale ta mimo swojej dzisiejszej niedyspozycji wybrnęła z sytuacji ze swoją determinacją, a sam zainfekowany opuścił Salę w asyście dwóch innych nauczycieli. Dureń nie wypił dzisiejszej dawki eliksiru. Draco prychnął głośno pod nosem zniesmaczony, że taka osoba jak on jest nauczycielem, który ma być przykładem dla uczniów. Jedyny przykład jaki można z niego brać to taki, żeby nie brać eliksirów na depresję w takich ilościach i porcjach jak on, a lepiej pójść do Ministerstwa i poprosić o pocałunek dementora. To zdecydowanie bardziej było dla niego odpowiednie niż ciepła posada w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Dziewczyna w głębokiej ciszy została odprowadzona setką spojrzeń uczniów, którzy jeszcze analizowali to co się przed chwilą wydarzyło. Ci najmłodsi, których była tu garstka, bo zaniepokojeni po wojnie rodzice nie wysłali tu swoich pociech, zgromadzili się jak zawsze obok swojego prefekta domu, szczękając zębami z oczami pełnymi łez. Mimo ewidentnie złego stanu zdrowia dziewczyna opuściła salę tak samo jak pierwszego wieczora tutaj. Była pewna siebie, silna i zdeterminowana. Ta energia od niej emanowała, a fakt, że przy tak białej skórze była zdolna do takiej gry aktorskiej dodatkowo zaimponowało blondynowi. Złapał się nad tym, że zamiast jeść śniadanie, tak jak cała reszta zgromadzonych, pogrążył się w myślach przy pustym talerzu co jego sąsiedzi zauważyli i nie ukrywając ciekawości świdrowali go wzrokiem. Gdy ten tylko podniósł przytomny wzrok na ich twarze ci natychmiast opuścili głowy ze strachem w oczach. A jednak potrafił jeszcze wzbudzać w nich takie uczucia jak obawa i strach. Dopiero teraz zauważył, że wszyscy przy stole siedzą ściśnięci jak sardynki w puszce, a on miał po obu stronach wolną przestrzeń. Czyżbym był aż tak straszny, że nie zasługuję na żadne towarzystwo ? - Dracon zaśmiał się gardłowo przez co wzbudził jeszcze większe zainteresowanie i strach w domownikach swojego domu, co niezmiernie go bawiło.

Po skończonym śniadaniu w napiętej od emocji atmosferze panującej na Sali, Dracon postanowił się przewietrzyć przed czekającymi na niego zajęciami. Stwierdził, że parę minut na dziedzińcu szkoły pozwoli mu na chwilę odetchnienia. Konieczność dokończenia edukacji w tej szkole powoli go irytowała, chciałby rozłożyć skrzydła i uciec jak najdalej stąd. Zawsze chciał zamieszkać w jakiejś opuszczonej wiosce na Rumunii, w której nie ma poczty, a najbliższy sąsiad mieszka milę dalej. Chciał spokoju, ciszy i prywatności. Mógłby wtedy funkcjonować w mogolskim świecie, ale na swój magiczny sposób. Takie marzenia miał były Śmierciożerca wyjęty spod kary i wzięty pod obserwację. Marzył o wolności, której nigdy w życiu nie doświadczył. Z rozmyślań wyrwał go nagły ruch pod jednym z większych drzew, o ile nie największym, na zewnątrz zamku. Postać wyprostowała się energicznie i szybkim krokiem zmierzała w stronę zamku. Dracon nie musiał długo myśleć, żeby rozpoznać w zbliżającej się osobie Connery. Już zdążył zapomnieć o wydarzeniu ze śniadania. Schował się głębiej i pozwolił jej przejść obok niego obojętnie. Dziewczyna zniknęła szybko w zamku, a Malfoy postał jeszcze chwilkę w cieniu murów, po czym sam wrócił do środka i nie spiesząc się powlókł się spóźniony na zajęcia.

***

Parę dni później, między zajęciami o magicznych stworzeniach, a historią magii, Draco zmęczony kierował się w kierunku Wielkiej Sali. Za jakiś czas miał się zacząć lunch, na który, szczerze mówiąc, chłopak nie miał ochoty. Szkoła na nowo zaczęła tętnić życiem i gdzie się nie ruszyło wszędzie rozmawiano o wydarzeniu z Wielkiej Sali podczas śniadania parę dni wstecz. Blondyna nudziło to ciągłe zainteresowanie tajemniczą brunetką. Jakoś za jej plecami ludzie wymieniali się „informacjami” na jej temat i tym czego to ona nie dokonała i czego nie zrobiła, a przecież nikt nie wiedział o niej niczego więcej oprócz tego jak wygląda i jak się nazywa. Skupiony słuchacz wyłapał również imiona jej rodziców, ale przecież nic więcej o niej nie wiedzieli. Szczególnie plotki siały dzieciaki z pierwszego i drugiego roku, które „przeczytały w jakiejś książce jakąś legendę”, takie relacje najbardziej śmieszyły Dracona. Jakoś nikt nie był mocny w gębie jeżeli przychodził na to czas, bo gdy tylko dziewczyna pojawiała się na linii wzroku wszyscy milkli i trzęśli portkami. Ta udawana wiedza i brak lęku przed brunetką, gdy w pobliżu jej nie ma irytowała Dracona do tego stopnia, że aby nie wybuchnąć na tych tępaków i nie ściągać na siebie problemów, odchodził szybkim krokiem od tych nieudolnych bohaterów. Właśnie tego ranka usłyszał kolejne rewelacje. Głosiły one, że po ostatniej wizycie w Wielkiej Sali dziewczyna została ponoć wygnana, zabita, wysłana do Azkabanu, przeklęta klątwą i co sobie jeszcze dusza zapragnie. Każda osoba miała swoją wersję wydarzeń i czy Draco chciał czy nie przez to, że ludzie cały czas o tym rozmawiali sam zaczął interesować się nieobecnością dziewczyny, co uważał za głupotę i jeszcze bardziej się denerwował.

Stwierdził, że woli urwać się z zajęć i mimo niesprzyjającej pogody wyjść na zewnątrz, byle jak najdalej od tych durnych plotek. Pierwsze co zrobił po opuszczeniu zamku to spojrzał w niebo, bo w ten sposób się uspokajał. Dzisiejsze niebo było przygaszone, zachmurzone i typowo angielskie, ale co się dziwić, takie mają położenie geograficzne. Dracon wziął głęboki wdech i usiadł na murku w takim miejscu, żeby nie było go widać z zamku. Głodny nie był, więc nie żałował, że nie zajął sobie miejsca w Wielkiej Sali. Przy posiłkach był zazwyczaj największy przegląd plotek, więc wtedy robił się jeszcze większy kurnik. Na szczęście nikt nie był na tyle mądry, żeby odetchnąć świeżym powietrzem, więc Ślizgon mógł pobyć w samotności i korzystał z tego do oporu. Nie mogło być jednak tak pięknie, bo już po paru minutach rozglądania się na boki zauważył skuloną osóbkę siedzącą pod drzewem. Rozpoznał tożsamość tej osoby i jednocześnie na jej widok spadł mu kamień z serca i wzrosła w nim złość. Gniew zrodził się z tego, że jej osoba go już irytowała, bo gdzie się nie pojawił wszyscy mówili o Niej, a teraz siedzi nieopodal niego, akurat wtedy kiedy Daco chciał od niej odpocząć. Z drugiej strony ucieszył się, że widzi ją całą i zdrową, a te szkolne plotki to nadal plotki.

Chłopak odwrócił wzrok i delektował się spokojem i ciszą jaka tu panowała. Po około 30 minutach tej błogiej ciszy, Draco poczuł efekty siedzenia na murku w niezbyt ciepłą pogodę. Zrobiło mu się zimno, ale nie chciał wracać do tego dusznego zamczyska. Ciszę przerwał potężny dźwięk grzmotu, który zdawał się być niedaleko stąd. Blondyn podniósł zdziwiony wzrok na niebo, które nadal było zachmurzone, ale nie wyglądało na burzowe. Nie był to jednorazowy wybryk natury, bo po jakimś czasie rozbrzmiały kolejne grzmoty, które przybierały na sile. Malfoy zażenowany takim obrotem sprawy zeskoczył z murka nie chcąc brać udziału w tej igraszce natury. Zauważył, że dziewczyna siedząca jak do tej pory pod drzewem również wstała i zaczęła kierować się do zamku. Dracon schował się za jedną z kolumn zupełnie nie rozumiejąc swojego zachowania. Widział jak dziewczyna z dłońmi schowanymi w przednich kieszeniach spodni szła powoli w kierunku zamku z głową pochyloną do przodu. Po paru krokach zatrzymała się i Draco mógł przysiąść, że przygląda się czemuś ukrytemu w trawie, nie mylił się. Po jakieś chwili dziewczyna podniosła coś z ziemi i oglądała przekładając w palcach owy przedmiot. Energicznie podniosła głowę do góry i rozejrzała się dookoła, jakby w poszukiwaniu osoby, która zgubiła ten przedmiot. Draconowi nawet wydawało się, że brunetka go zauważyła. W chwili, gdy tylko ponownie spojrzała na znaleziony przedmiot niebo przeszył tak jasny piorun, że blondyn aż zmrużył oczy. Gdy ponownie spojrzał na dziewczynę na jej twarzy zauważył wymalowane cierpienie i ból. Nie miał czasu zastanawiać się czym był on spowodowany, bo kolejny potężny grzmot przybył z jeszcze jaśniejszym piorunem, który pędził w kierunku stojącej dziewczyny. Nagle zmienił tor, odbił w ostatniej chwili od niej i trafił w drzewo pod którym jeszcze parę minut temu siedziała dziewczyna. Roślina od razu zajęła się ogniem tak potężnym, że kwestią czasu, paru chwil, była zamiana rośliny w proch. Brunetka opadła na kolana, zauważył, że jej lewe ramię porządnie krwawi, a cała ręka była powyginana pod dziwnymi kątami. Rękaw był cały popalony, a nacięcia w skórze były liczne i głębokie, że nawet Draco widział je z tej odległości. Blondyn spostrzegł również jak głęboko oddycha i stara się opanować sytuację dziewczyna, bo w kolejnej chwili leżała już na plecach. Najprawdopodobniej biorąc ostatni wdech w swoim życiu.

Do tej pory Dracon nie zrobił niczego w celu pomocy tej niezdolnej do obrony istocie, ale fakt, że te pioruny wiedziały dokładnie gdzie trafić intrygowały go. Ciekawiło go również jakim cudem ten piorun zmienił kierunek i uderzył w drzewo za dziewczyną. Sytuacja wyglądała na zagmatwaną i Dracon odzyskał sprawność intelektualną dopiero, gdy zauważył spadający z dużą szybkością płonący konar. Gałąź spadała prosto na nieruchome ciało dziewczyny.

-Vingardium Leviosa !

Krzyknął i konar zawisł parę metrów nad ciałem poszkodowanej. Poruszył różdżką i opuścił konar obok palącego się drzewa. W oddali zauważył zbliżającą się postać Minervy McGonagall z wyciągniętą różdżką.


-Aguamenti !

Powiedziała i na palące się drzewo spadł strumień wody, gasząc je. Chłopak spojrzał na dziewczynę, którą teraz miotały ogromne dreszcze. Zaczął iść w jej kierunku, ale nie zrobił paru kroków, a te dreszcze ustąpiły, a jej ciało bezwładnie opadło na zieloną trawę zostawiając je ponownie w bez ruchu. W tym momencie chłopak zrozumiał powagę sytuacji i dotarło do niego, że być może ona umarła, że gdyby zrobił jakiś ruch wcześniej ona by nadal żyła. Minerwa podbiegła do niej szybciej niż Draco, który stał jak słup soli nie wiedząc co począć. Dyrektor położyła jej palce na tętnicę.

-Żyje. - powiedziała patrząc na chłopaka. - Trzeba ją zaprowadzić na oddział szpitalny. Mobilicorpus.

Podniosła za pomocą różdżki jej ciało i szybko ruszyła w kierunku szkoły. Draco patrzył jak obie znikają w zamku z tym, że jedna zupełnie nieruchoma unosiła się w powietrzu. Nie uważał, że powinien tam pójść. Nie chciał odpowiadać na męczące go pytania. Bo niby po co ? Spojrzał na miejsce, gdzie leżała przed chwilą dziewczyna. Szukał tam tego czegoś co znalazła, ale niczego nie widział, czyżby to jakiś horkruks ? Wydawało się to śmieszne, ale jedynie o tym pomyślał blondyn, bo nie znał niczego co mogłoby spowodować podobne zniszczenia. Nadpalone drzewo wyglądało dosyć żałośnie, ale pewnie Pani Sprout się nim zajmie. Blondyn wrócił do zamku i wszedł do Wielkiej Sali na posiłek, który z resztą już dobiegał końca. Tutaj nikt nie wiedział o tym co przed chwilą zaszło, nawet nikt nie mówił nic o odgłosach burzy, które tak w zasadzie wydawały się Draconowi dziwne. Nigdy nie słyszał tak potężnych grzmotów, ani nie widział tak jasnych i dużych piorunów. To wszystko było dla niego dziwne, na czele z tą dziewczyną.

***

Minerva wracała właśnie z Ministerstwa Magii, gdzie miała do załatwienia parę spraw dotyczących szkoły. Nie sądziła, że to wszystko zajmie jej aż trzy dni. Musiała wprowadzić pewne zmiany w szkole, które jej się nie spodobały. Przekonywała ministrów, że te zmiany nie są konieczne, ale oni mieli odpowiednie argumenty i do Minerwy dotarło, że zmiany są konieczne, żeby szkoła została bezpiecznym miejscem. To było teraz najważniejsze. Musiała dać młodym czarodziejom jak i nauczycielom poczucie bezpieczeństwa po Bitwie. W świecie czarodziejów po tylu miesiącach po bitwie nadal panował pewnego rodzaju strach przed Voldemortem. Skoro raz wrócił ze świata zmarłych to dlaczego nie zrobi tego ponownie ? Słowa Minervy, że tak się nie stanie nie docierały do czarodziei. Ona wierzyła, że Voldemort nie powróci, ale obawiała się jeszcze czegoś co przy ostatnich wydarzeniach było możliwe, a jeżeli miałoby do tego dojść to Voldemort przy tym był kroplą w morzu. McGonagall miała teraz tyle zmartwień na głowie. Chciała znać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Nie potrafiła nawet odpowiedzieć na pytania, które zadawali uczniowie i nauczyciele. Co najważniejsze nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie panny Connery. Miała pewną teorię, ale nie chciała, żeby okazała się ona prawda. Gdyby do tego doszło to z całą pewnością ich życie zmieniło by się o 180 stopni.

Z pełną głową trosk i brakiem czasu wracała właśnie z Ministerstwa. Teleportowała się zaraz za bramą Hogwartu. Chciała sprawdzić czy wszystko stało na swoim miejscu, czy przypadkiem żadna dachówka nie spadła z dachu. Chociaż chyba wolałaby zobaczyć dziurę w dachu, niż to co ujrzała. Na polanie przed zamkiem paliło się drzewo, a ogromny konar, który również zajął się ogniem z ogromną prędkością spadał na trawę. W ostatniej chwili zobaczyła, że w tym samym miejscu leży jakaś dziewczyna. Rozpoznała w niej Carmen. Wszędzie by ją rozpoznała. Nim zdążyła złapać różdżkę ktoś inny zajął się konarem i przeniósł go w inne miejsce. Tym kimś okazał się Draco Malfoj. Minerva widziała w nim zmianę po Bitwie. On nie był taki jak jego ojciec. Dostał szansę, z której korzysta i, mimo że jemu wydaje się inaczej, Minerva widziała w nim ogromną zmianę. Zgasiła ona pożar i doszła do nieprzytomnej, ale żyjącej dziewczyny. Zobaczyła w oczach tego chłopaka poczucie winy, ale i ulgę. Przetransportowała ją na oddział szpitalny do Pani Pomfrey.

-Na Merlina co się stało tej biednej dziewczynie !?

Pielęgniarka miała oczy jak spodki, widząc ofiarę burzy. Minerva położyła ją delikatnie na najbliższym łóżku.

-Nie mam zielonego pojęcia. Widziałam jedynie ją leżącą na trawie. Pan Malfoy będzie wiedział więcej.
-Nie widzę go tu.

Faktycznie Minerva nie zorientowała się, że chłopaka tutaj nie ma, wysłała po niego swojego patronusa. Liczyła na jakieś wytłumaczenie. Pielęgniarka zaczęła działać.

- Vulnera Sanantur.

Zaklęcie leczące głębokie rany miało zasklepić cięcia powstałe na całej ręce i ramieniu, ale nic się nie stało. Pielęgniarka spróbowała raz jeszcze, ale i tym razem nic się nie stało. Spróbowała inaczej.

- Rennervate.

Kolejne silne zaklęcie leczące, ale i ono nic nie pomogło. Nawet po wielokrotnym powtórzeniu.

-Episkey.

Tu również nic się nie stało.

- Ferula.

Bandaże nawet się nie podniosły. Minerva również spróbowała, ale rezultat był ten sam. Pani Pomfrey spojrzała wystraszona na dyrektora, w jej głowie wszystko zaczęło się układać w logiczny ciąg, a Minerva doskonale wiedziała, że nie są w stanie pomóc dziewczynie. Wysłanie jej do świętego Munga było niebezpieczne. Z resztą gdyby tam dowiedzieli się kim ona jest to nawet by na nią nie spojrzeli tylko kazali umierać w męczarniach. Pielęgniarka z czasem też do tego doszła, ale żadna nie zdążyła niczego powiedzieć, ponieważ do środka wszedł młody Malfoy.

-Chciała mnie Pani widzieć. - powiedział nie zamykając drzwi.
-Zamknij drzwi i podejdź.

Gdy ten to zrobił, wcale się nie śpiesząc, podszedł do kobiet, które swoim ciałem zasłaniały pacjentkę. Chciał coś zobaczyć, ale nie zerkał tam często, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

-Powiedź mi wszystko co wiesz na temat tego zdarzenia.

Odezwała się Minerva takim głosem jakiego nigdy wcześniej chłopak u niej nie słyszał. Był on pewny i oczekiwał szczegółów całego zdarzenia. Malfoy poczuł pewnego rodzaju respekt do kobiety i gdy się o tym zorientował chciał się tego pozbyć z głowy. Prowadził wewnętrzną walkę z samym sobą. Nie wiedział czy powiedzieć prawdę, czy wyznać jej wszystko. Nie musiał się już zastawiać, bo McGonagall przycisnęło do jego skroni różdżkę i mimo sprzeciwów ze strony pielęgniarki zabrała mu wspomnienie.

-Spróbuj tylko o tym komuś opowiedzieć, a możemy się ponownie spotkać. W nieco innych okolicznościach.

Draco nie zobaczył przed sobą nauczycielski transmutacji, która po Bitwie przejęła stanowisko dyrektora, a kobietę zdesperowaną i dążącą do swojego celu. Przestraszył się nie na żarty. Bitwa jednak wywarła wpływ na każdego. Gdy wyszedł miał wrażenie, że tylko on jest normalny w całej szkole. Nie pojawił się tego dnia na zajęciach, zaszył się w swoim dormitorium z butelką Ognistej. Musiał odreagować.

* * *

Minerva była zaskoczona swoim zachowaniem, ale nie miała wyrzutów sumienia, sytuacja była zbyt poważna na troski. Uspokoiła wystraszoną panią Pomfrey i zaczęły kombinować jakby tu otrzymać dziewczynę przy życiu na chociaż trochę dłużej. Musiała wymyślić jak ją uratować, ale na razie trzeba było się skupić na tym, żeby przeżyła najbliższą godzinę. Obydwie panie biegały na zmianę do małego gabinetu pielęgniarki po nowe fiolki, którymi karmiły nieprzytomną dziewczynę, która z czasem zaczęła się robić bledsza. McGonagall nie mogła pozwolić na to, żeby jej stan się jeszcze bardziej pogorszył, więc używała już potężnej magii i eliksirów. Bardzo wolno, ale udało im się doprowadzić stan dziewczyny do stabilnego. Wraz z wybiciem północy obydwie w końcu spoczęły i spojrzały na siebie.

Ich stanowiska w szkole różniły się jak i same kobiety. Minerwa surowa i poukładana była przeciwieństwem Pani Pomfrey o miękkim sercu niosącym pomoc każdemu, nie zważając na okoliczności, które przyprowadziły do niej jej pacjenta. Była ciepła, a w swojej części zamku zawsze czuć było domową atmosferę. Teraz dwie odmienne postacie równie zmęczone siedziały naprzeciwko sobie i miały w głowie tą samą myśl „Ta dziewczyna musi przetrwać”. Minerva raz po raz zakładała za ucho niesforny kosmyk włosów, który wymknął się jej z misternego koka.  Pani Pomfrey oddychała ciężko i głęboko, a jej świecące oczy wyglądały jakby zaraz miał z nich wypłynąć potok łez.

-Minervo … - pielęgniarka przerwała grobową ciszę. - Dlaczego ta dziewczyna jest u nas w szkole ?

To pytanie męczyło chyba każdego i jak do tej pory nikt nie dostał jasnej odpowiedzi z ust aktualnego dyrektora, który unikał tego tematu jak ognia. Minerva sama nie do końca wiedziała jaka jest odpowiedź. Po prostu czuła, że ta dziewczyna musi być u jej boku, zdrowa, cała i pełna sił.

-Zajmiesz się nią ? Gdyby coś się działo od razu mnie o tym powiadom.

Kobieta wstała i nawet po tylu godzinach stania i biegania oraz zdenerwowania jej kroki były dostojne i pełne gracji, a jej ciało jakby wcale nie czuło zmęczenia tylko delikatnie mknęło do przodu bez wysiłku.

-Minervo ?

Gdy dyrektor była już pod drzwiami usłyszała cichy i zmęczony głos swojej koleżanki, odwróciła się z pocieszającą miną.

-Śpij dobrze.
-Nawzajem.

Kiwnęła jeszcze głową i opuściła oddział szpitalny czując teraz pracę każdego mięśnia. Wspinała się po schodach swoim zwykłym tempem i po chwili zamknęła się we własnym gabinecie. Od jutra musiała wrócić na swoje stanowisko. Musiała być wypoczęta, ale myśli nie dawały jej spokojnie zasnąć. Czy ma o wszystkim powiadomić nauczycieli ? Należała im się prawda, tu chodziło o bezpieczeństwo dziewczyny, ale wiedziała, że nie wszyscy rozumieją obecność nieproszonego gościa w zamku. W dodatku o tym nazwisku. Z drugiej strony może ktoś umiałby jej pomóc ? Kobieta wlała wspomnienia Dracona do myśloodsiewni i już wiedziała co się stało. Jej rozmyślenia męczyły ją całą noc przez co zasnęła nad ranem i nie wyspała się tej nocy.

* * *

Rano wróciła do swojej funkcji. Jak zwykle poszła na śniadanie i obserwowała zadowolone miny uczniów, którzy wcinali posiłek z wielkim apetytem oraz z gorliwością rozmawiali między sobą. Po bitwie rywalizacja między domami wcale nie zmalała, ale nie było niepotrzebnych interwencji nauczycieli z czego kobieta bardzo się cieszyła. Myślała, że od teraz wszystko będzie jak w najlepszym zegarku, ale nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.

Ledwo tknęła grzankę, a już zadźwięczał dzwonek i ostatni uczniowie wybiegli w pośpiechu na zajęcia. Nauczyciele również opuścili swoje miejsca kierując się do swoich klas. Widzieli, że ich przełożona jest dzisiaj w dziwnym nastroju. Jej „nieobecność” na śniadaniu zrzucili na zmęczenie po odbytej delegacji. Stwierdzili, że myśli zajęły jej nowe reguły narzucone z Ministerstwa, które brało czynny udział w życiu szkoły, co nie wszystkim pasowało, ale McGonagall była zadowolona z tej współpracy. Gdyby nie ta współpraca szkoła nie byłaby wyposażona w silne zaklęcia ochronne, które i tak nie spełniały swoich zadań, bo jednak ktoś się przez nie przedarł na teren szkoły. Jak ? To zostaje tajemnicą, ale każdy sekret wcześniej czy później wychodzi na jaw.

Minerva zerwała się z miejsca i szybkim krokiem udała się na oddział szpitalny. Do tego czasu nie dostała żadnych niepokojących informacji od Pani Pomfrey. Korytarze były puste nie licząc spacerujących aurorów, którzy grzecznie się z nią witali. Kobieta stanęła przed potężnymi drzwiami, które po chwili pchnęła i weszła do dużego nieskazitelnie czystego pomieszczenia, w którym pielęgniarki podawała właśnie eliksir jedynej pacjentce.

-Dzień dobry.

Pielęgniarka przywitała się z kobietą, gdy ta była w połowie drogi. Obydwie nosiły na twarzy zmęczenie po poprzednim dniu i większości nocy. Pani Pomfrey również nie spała tej nocy dobrze. Zmrużyła oczy może na parędziesiąt minut zliczając jej drzemki przy łóżku ledwo oddychającej dziewczyny.

-Dzień dobry. Jak jej stan ?

Dłoń kobiety powędrowała do mokrego czoła dziewczyny. Wyglądała jeszcze gorzej niż dnia poprzedniego, ale żyła.

-Stabilny, ale nie poprawił się od wczoraj. Nie sądzę, żeby coś się poprawiło, ale pogorszyć może się jej w każdym momencie.

Odpowiedziała smutno pielęgniarka ustawiająca puste fiolki na tacy, które po chwili zastanowienia zaniosła do swojego gabinetu, zostawiając swoją koleżankę samą z pacjentką. Pani Pomfrey liczyła na jakiś cud ze strony rąk swojego pracodawcy, więc spędziła chwilkę w swoim gabinecie, przywracając go do wyglądu sprzed kilkunastu godzin.

W tym samym czasie na oddział szpitalny wtargnął pewien blondyn z rękami w kieszeniach swoich jeansów i zdenerwowanym wzrokiem szybko lustrował salę. Gdy dyrektor go zobaczyła nie ukryła zdumienia. Jeszcze wczoraj potraktowała go w brutalny i nowy dla niego, jak i dla niej, sposób, a on dzisiaj pojawia się tutaj na dodatek bez swojej obowiązkowej szaty i w czasie zajęć.

-Co tu Pana sprowadza, Panie Malfoy, w czasie lekcji ? - zapytała swoim zwyczajnym tonem głosu.
-Jak ona się czuję ?

Chłopak pominął pytanie dyrektora i stojąc w bezpiecznej odległości od łóżka jak i kobiety patrzył na nogi łóżka nadal, trzymając dłonie w kieszeni.

-Żyje.
-Tyle usłyszałem wczoraj.

Dodał z przekąsem, odważając się na to, żeby spojrzeć kobiecie w oczy, które były zupełnie normalne. Takie jakie widywał na co dzień, takie do których chłopak przywykł przez te wszystkie lata w szkole.

-Udało nam się z Panią Pomfrey doprowadzić jej stan do stabilnego wczoraj, a na razie nic się nie zmienia. Oddycha.
-Jak długo ?
-Jak długo będzie oddychać ? - zapytała z oburzeniem.
-Jak długo tu będzie leżeć ? - skonkretyzował.
-Tego nie wiemy. Oby nie długo.
-Ale … wyleczycie ją ? - spojrzał niepewnie na jej niebieskie oczy.
-Tego nie jestem w stanie Panu obiecać.

W tym momencie usłyszeli cichy pomruk, odwrócili się do dziewczyny, której oczy poruszały pod zamkniętymi powiekami.

-Pani Pomfrey !

Minerva zawołała pielęgniarkę, która błyskawicznie pojawiła się obok łóżka z wyrazem przejęcia na twarzy.

-Carmen ? Dziecko jeżeli mnie słyszysz daj jakieś oznaki.

Głos pielęgniarki był ciepły i spokojny bez nuty zdenerwowania i niepokoju, który malował się na jej twarzy.

-Różdżka. - wyszeptała brunetka tak cicho, że tylko po ruchu warg można było się dowiedzieć co mówi.
-Jaka różdżka ? - zapytała Pani Pomfrey, ale nie dostała odpowiedzi, gdyż dziewczyna ponownie straciła z nimi kontakt.

Ich próby przywrócenia jej świadomości spełzły na niczym. Cały dzień pielęgniarka podawała jej różne płyny, które zaczęły przynosić jakieś rezultaty. Dziewczyna przybrała nieco kolorów, a jej skóra nie była już tak nieprzyjemnie chłodna. Wieczorem przyszedł kolejny przełom.

↓ ↓ ↓ 

Hej :)
Jeszcze więcej niedomówień i tajemnic pojawiło się w tym rozdziale, ale uwierzcie mi, że taki był zamysł :D
Miłego weekendu i do zobaczenia w piątek ;)

2 komentarze:

  1. Witam ponownie :)
    Ah i znowu tyle nie wyjaśnionych spraw :)
    Nie mam jakoś weny na pisanie komentarzy, więc powiem tylko, że bardzo mi się podoba.
    Widać poprawę! Ostatnio mówiłam ci o tych spójnikach. Bardzo się cieszę, że w tym rozdziale takowych błędów już nie zauważyłam. Pozbyłaś się także bardzo długich zdań! Czasami zdarza ci się jeszcze niepotrzebnie przedłużać, ale jest dużo, dużo lepiej :)
    Ciepło pozdrawiam i życzę weny.
    Bianka

    Ps. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA U MNIE :)
    zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) W wolnym czasie z pewnością zerknę ;)

      Usuń