piątek, 25 września 2015

Rozdział 3.

Draco właśnie wszedł do Wielkiej Sali, na której mimo pory kolacji panowała zupełna cisza co było dziwne, bo była wypełniona po brzegi. A stało się tak z powodu pewnej tajemniczej brunetki, którą spotkał przed chwilą w lochach. Był zdziwiony widząc, że ktoś wychodzi z tajnego tunelu, o którym istnieniu wiedziała mniejszość, w której znajdował się również blondyn. Wkurzył się jeszcze bardziej jak zobaczył jakiegoś Puchona z jego roku przechodzącego przez wejście, co Draco uznał za szczyt próżności, ale po chwili zobaczył jeszcze kogoś i to nim wstrząsnęło, a jego ciało automatycznie się napięło. Ten głupi borsuk przyprowadził właśnie kogoś kto na pewno nie należał do Hogwartu, a do tego chłopak został potraktowany zaklęciem, które powoduje zanik pamięci, bo zapomniał o swojej towarzyszce, a gdy ta go zawołała był zdziwiony jej obecnością. Malfoy czuł, że z tego wszystkiego nie wyniknie nic dobrego. Przestraszył się, widząc tę scenę. Przyglądał się temu w ciszy, ale musiał stanąć na jakiś kamień, który zaskrzypiał pod jego podeszwą, a dziewczyna się odwróciła. Zobaczył jej brązowe, jak czekolada, długie włosy i delikatne rysy twarzy, ale od razu rzuciły mu się w oczy jej własne, tak samo intensywne kolorem co włosy, które teraz bacznie lustrowały otoczenie w poszukiwaniu źródła hałasu. Stał w ciszy z różdżką w pogotowiu, ale dziewczyna zignorowała niepożądany dźwięk i ruszyła przed siebie. Od tamtej pory ją śledził. Widział jak obserwuje dziedziniec i jak przygląda się portretowi tej głupiej dyrektorki. Gdy ta stanęła w progu Wielkiej Sali usłyszał jak hałas, który towarzyszył kolacji ucicha. Widział jeszcze jak dziewczyna bierze głęboki oddech i wchodzi do środka. Później i on podążył za nią.

-Kim pani jesteś i jak się tu pani dostała ?

Usłyszał głos Minerwy, która wcale nie spodziewała się gościa, a Draco wyczuł w jej głosie nutę strachu, a nawet wydawało mu się, że i jej oczy miały taki wygląd. Kobieta stała przed stołem, zza którego za pewnie wyszła, widząc dziewczynę w progu. Poczuł gęstą i napiętą atmosferę, która pojawiła się w pomieszczeniu. Powrót do funkcjonowania szkoły po Bitwie trwał długo, a i teraz nawet nie było tak jak dawniej. Ludzie się bali tego, że Voldemort może ponownie wrócić i ten strach od nich bił. Nawet Draco się tego obawiał, ale nie pokazywał tego nikomu. Po tym jak zamknęli jego ojca i matkę w Azkabanie za zdradę, on ledwo uciekł od odpowiedzialności. Dostał szansę powrotu do szkoły i zakończenia swojej edukacji, z której zresztą skorzystał. On po prostu zawsze podporządkowywał się ojcu i robił co ten mu kazał. Gdyby sam miałby decydować o tym czy stanie z Voldemortem u boku, pewnie by się nie podjął tego stanowiska. Jego zdanie na temat szlam się nie zmieniło, nadal stawiał czystość krwi na pierwszym miejscu, ale wolał ponownie podporządkować się ogólnym zasadom. Zrobił to tylko z tego względu, że inaczej zamknęliby go w Azkabanie, a tego nie chciał. Cały czas był pod czujnym okiem nauczycieli i aurorów, którzy pojawili się w szkole po Bitwie i pilnowali bezpieczeństwa placówki. Pierwsze dni w szkole były męczące tak samo dla niego jak dla innych. Niektórzy nie wrócili, żeby skończyć ostatni rok, inni to zrobili. Oczywiście Trójka Zbawicieli Świata krzątała się po korytarzach. Malfoy najpierw był osobą, której wszyscy się bali, ale z czasem, gdy zauważyli, że jego zachowanie nie odbiega od normy, a on sam zamknął się nieco w sobie, ich strach zniknął. Blondyn zauważył zmiany nawet u członków jego domu, gdyż ich światopogląd również uległ zmianie, a on nie był już osobą, której się słucha. Można nawet by powiedzieć, że Draco Malfoy został ignorowany, co niezbyt mu się podobało, ale skoro w ten sposób może skończyć szkołę niech tak będzie.

-Nazywam się Carmen Connery, myślę, że zna pani z pewnością moich rodziców Nicholasa i Avę Connerów, a dostałam się tutaj tunelem. Myślę, że powód moje wizyty pani doskonale zna.

W głosie brunetki usłyszał ogromną odwagę i determinacje, które mu zaimponowały, a przed oczami od razu zobaczył jej lekko przestraszoną twarz z sytuacji w lochach i był przekonany, że to dwie różne osoby. Był ciekaw jak McGonagall załatwi tę sprawę, a na twarzach uczniów był wymalowany strach. Nauczyciele stali z różdżkami w dłoniach gotowi do wypowiedzenia zaklęcia uśmiercającego. Jego wzrok powędrował w lewą stronę, gdzie szybko za stołem odnalazł Harry'ego, Rona  i Hermionę. Obydwoje przyglądali się tej scenie z tym samym wyrazem twarzy. Zbawiciele Świata również byli gotowi do walki, byleby ochronić szkołę, w ich oczach nie widział zbyt dużego strachu przed tajemniczą osobą, a raczej determinacje do ochronienia szkoły i chęć posłania tej dziewczyny do Azkabanu. Zauważył, że w ich dłoniach drżą mocno trzymane różdżki. Na ten widok prychnął cicho pod nosem.

-Proszę wrócić do kolacji, a następnie udać się z prefektami do swoich dormitorium. Prosiłabym również o nie spacerowanie po szkole po kolacji. W dormitoriach macie wszystko czego potrzebujecie.

Jego obserwacje przerwał głos dyrektora. Po chwili przeniósł spojrzenie na kobietę i w tym momencie jej wzrok spotkał się z jego. Mógł przysiąść, że wpatrywała się w niego za długo, ale nim skończyła mówić jej oczy dokończyły przegląd sali. Wyszła drzwiami bocznymi, a za nią dziewczyna, której kroki zdawały się lekkie, ale twarde.

-No smyki. Słyszeliście. Wróćcie do kolacji, a później do łóżek.

Ciszę na sali przerwał gajowy szkoły, Rebeus Hagrid, śmiejąc się nerwowo czym próbował przerwać napiętą atmosferę. Nauczyciele wrócili za stół, ale żaden nic już nie jadł. Obserwowali salę bardzo uważnie. Draco ponownie spojrzał w kierunku Trójki Zbawców, którzy szeptali między sobą. Malfoj mógł się założyć, że rozmawiają o tym co by tu zrobić, żeby uratować szkołę przed nalotem rebeliantów, których zapewne już się spodziewali po wizycie tej dziewczyny. Z podłym uśmiechem zajął wolne miejsce przy swoim stole i nałożył sobie na talerz kanapki. Connery. Coś mówiło mu to nazwisko, słyszał je już wcześniej, ale nie mógł sobie przypomnieć w jakich okolicznościach, ale coś w jego podświadomości mówiło mu, że to coś przełomowego. Sama dziewczyna wywarła na nim pewnego rodzaju podziw. Pojawia się znikąd, w tajemnicy włamuje się do Hogwartu, używając do tego jakiegoś głupiego Puchona, który dał się łatwo podejść i staje ramie w ramię z samym dyrektorem. Wydaje się nawet, że sama nie wie jaki strach zasieje w uczniach swoim przyjściem. Ona z pewnością skrywała jakąś tajemnicę i tego blondyn był pewien, a głos w jego podświadomości nadal przypominał mu nazwisko Connery, które był pewny, że wcześniej już słyszał i dawał sobie za to połamać różdżkę.

Zjadł kanapki i wyszedł z Wielkiej Sali nie zważając na to, że po chwili wyprzedził prefekta jego domu i mimo jego nawoływania nawet nie zwolnił. Podał hasło do obrazu, który po chwili przekroczył i od razu skierował się do swojego dormitorium. Chciał pobyć sam, ale nie był pewny czy mu się to uda, gdyż był skazany na trójkę współlokatorów, którzy też jakoś nie przepadali za jego obecnością. Po wejściu do sypialni usiadł na brzegi łóżka. wpatrując się w zapadający mrok na zewnątrz. Poczuł pewną zmianę w sobie. Poczuł, że wreszcie ignorancja jego osoby może mu się w końcu w czymś przydać. Nauczyciele nadal go obserwowali, a aurorzy nigdy nie odpuścili sobie okazji, żeby go śledzić, ale ci pierwsi jednak zauważyli w nim zmianę, którą na niego wywarli i zaczęli go powoli akceptować. Było to też pewnie zasługą zbliżającego się końca roku szkolnego i momentu. kiedy Draco opuści mury tego zamku raz na zawsze. Miał pewnego rodzaju swobodę, więc czuł, że ona mu się przyda i był z tego względu bardzo rad.

* * *

Carmen czytanie listów zajęło parę godzin i mimo zmęczenia nie odpuściła i pochłaniała każde słowo na nowo. Listy nie różniły się od siebie, każde zawierało ten sam nagłówek i około dwóch zdań, w których dyrektor nie wyrażał zgody na przyjęcie jej do szkoły, ale za każdym razem był to inny zbiór słów. Nigdy te same zdania. W dużej mierze podpis był ten sam – Albus Dumbledore lecz w paru był inny. W dwóch wystąpi inny podpis, a w paru widniał podpis ówczesnego dyrektora. Brunetka starała się zrozumieć zaistniałą sytuację, ale nadmiar informacji oraz ich różnorodność sprawiły, że dziewczyna zmęczona szybko odpłynęła w krainę Morfeusza.

Nie spała jednak długo, bo po paru godzinach się przebudziła. Była zdziwiona tym co jej się przyśniło. Widziała swoją ciotkę Elin powiększającą walizkę, później w jakiś sposób razem przeniosły się do Londynu, a tam ciotka narzuciła wpływ na jakiegoś chłopaka, który zaprowadził ją do jakiegoś zamku, gdzie wywołała poruszenie. Dziewczyna otworzyła powieki licząc, że obok siebie na podłodze zobaczy łunę światła z ulicznych latarni. Tak się jednak nie stało, bo całe pomieszczenie było zaciemnione, a okno na ścianie po jej lewej stronie było jedynie ciut jaśniejsze od panującego wszędzie mroku. Łóżko też było jakieś większe i wygodniejsze. Carmen zdała sobie sprawę z tego, że to jednak nie był sen, a ona uciekła z domu. Westchnęła głęboko i spojrzała w kierunku okna. Wpatrywała się w nie nie wiedząc, która jest godzina. Po dłuższym czasie zauważyła zmianę, gdyż robiło się coraz jaśniej w pokoju, a ona spojrzała na zegar powieszony naprzeciwko, który wskazywał parę minut przed siódmą. Na podłodze przed łóżkiem leżała jej otwarta walizka, z której wyjęła czarne spodnie i granatową koszulę z długim rękawem zapinaną na guziki pod samą szyję, lubiła tę koszulę, bo dostała ją na gwiazdkę od mamy, była lekka i zwiewna. Białe guziki w kształcie perełek były bardzo urocze. Wybrała dosyć oficjalny strój, który uzupełniła ciemnymi botkami za kostkę na płaskiej podeszwie i długim wisiorkiem  zakończonym piękną, srebrną sową, którą z kolei otrzymała od taty podczas wycieczki we Francji. Zabrała również świeżą bieliznę i zamknęła się w łazience. Wspomnienie rodziców, mimo że nadal kryła w sobie do nich urazę i uważała, że ta już zostanie do końca jej życia, sprawiały że jej poobijane serce krwawiło krokodylimi łzami.

Wzięła ciepłą kąpiel, gdyż jej mięśnie były bardzo zmęczone i spięte. Woda podziałała na nie kojąco. Po dwudziestu minutach wyszła i po wytarciu ciała z kropel wody ubrała się i wysuszyła włosy, które tym razem spięła na czubku głowy w niedbałego koka. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze wpatrując się w zmęczone oczy, które do tej pory się nie rozbudziły i były przygaszone. W tym spojrzeniu nie odnalazła dawnej siebie, a kogoś nowego i nieznajomego, kogoś kogo nie potrafiła rozgryźć i rozpracować, kogoś kogo się obawiała i kogoś kto działał spontanicznie nie myśląc o skutkach, co bywało czasami złym postępowaniem. Wyszła z łazienki i na stoliku, na którym wczorajszego wieczoru znalazła naleśniki dzisiaj, zobaczyła omleta ze szczypiorkiem i kubek parującej herbaty. Po spróbowaniu stwierdziła, że jest ona już wystarczająco posłodzona i była tym zaskoczona, bo niby skąd ktoś mógł wiedzieć ile łyżeczek słodzi. Nawet zaczęła się zastanawiać czy być może jedzenie nie jest zatrute, albo naszpikowane jakimiś czarami, o których ona nie miała nawet najmniejszego pojęcia. Ale zjadła, bo co miała zrobić ? Po zjedzeniu talerze same zniknęły utwierdzając ją mocniej w tym gdzie jest i po co tu przyszła. Wyszła z sypialni do salonu, gdzie na kanapie siedziała dwójka aurorów, tych samych których widziała wczoraj.

-Witaj. Zapewne chcesz spotkać się z Minerwą McGonagall. - raczej stwierdził niż zapytał ten niższy. - Na jej polecenie mamy ci przekazać, że sama się u ciebie zjawi, a na ten czas masz nie opuszczać tego dormitorium. Gdyby ci się nudziło tutaj jest biblioteczka.

Wskazał na wypełniony różnymi książkami regał, którego jeszcze wczoraj tutaj nie było. Dziewczyna, przyglądając się meblowi, kiwnęła głową, dając mężczyzną do zrozumienia, że dotarł do niej sensy wypowiedzianych słów. Podeszła do regału i jej ręka od razu powędrowała w górę, automatycznie przejechała dłonią po grzbietach książek czując ich różnorodną teksturę. Przyglądała się tytułom „Magiczne stworzenia dla początkujących”, „Najwięksi czarodzieje wszech czasów”, „Sztuka ważenie eliksirów”, „Podstawy Quidditcha dla opornych”, „Ogólny Elementarz Młodego Czarodzieja”. Każdy tytuł wydawał się jej ciekawy, ale stwierdziła, że weźmie ten ostatni. Wyjęła oporną książkę z regału zaskoczona jej wagą, ale dotachała ją do swojej sypialni i rzucając na łóżko otworzyła ją na pierwszej stronie, siadając po turecku przed nią.

„Witam cię Młody Czarodzieju, który zapewne za parę tygodni rozpocznie swoją edukację w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Powinieneś posiadać na tym etapie jakieś podstawowe informacje, jeżeli nie, to ta książka będzie dla ciebie idealna.”

Po tym wstępie dziewczyna stwierdziła, że na lepszą książkę nie mogła trafić i zajęła się lekturą. Autor pisał w niej o samym Hogwarcie, o jego dyrektorach i o wykładanych tam zajęciach. Cała historia była w ciekawy sposób przedstawiona i bardzo przyjemnie czytało się, starą już, książkę. Widać było, że kartki są w stanie nie pozostawiającym wiele do życzenia, gdzieniegdzie były naruszone i pobrudzone, ale książka posiadała bardzo aktualne informacje. Opisana była w niej Bitwa o Hogwart, która miała miejsce parę miesięcy temu oraz o tym, że aktualnie rolę dyrektora pełni McGonagall. Dla Carmen każda informacja była na wagę złota i cieszyła się, że chociaż tutaj traktują ją lepiej niż w domu i dają możliwość poznania prawdy. Po historii szkoły, którą dziewczyna wciągnęła jak najlepsze ciasto, był rozdział o sławnych czarodziejach. Tutaj znalazła zdjęcie Dumbledore i nie mogła uwierzyć jak taki człowiek jak on mógł jej nie dopuścić do tej szkoły. Wyglądał bardziej jak dziadek, który rozpieszcza swoje wnuki, niż jak dyrektor trzymający twardą ręką porządku w szkole. Wydawał się jej porządnym czarodziejem, co zresztą potwierdził opis jego dokonań. Każdy dyrektor tej szkoły był specjalny, a ona czuła się niedoceniona, przez co nie mogła spędzić tutaj siedmiu wspaniałych lat nauki. Dalej była opisana ceremonia przydziału i opis mniej więcej harmonogramu każdego roku. Czytała nazwy wykładanych tutaj przedmiotów z szeroko otwartymi oczami. Dowiedziała się, że czarodzieje nazywają ludzi mugolami, a rodzajów czarodziei są trzy. Wywodzący się z arystokratycznych rodów, którzy mają tak zwaną czystą krew, czyli każdy członek rodziny wywodzi się z rodu czarodziei. Kolejnym przykładem czarodzieja był czarodziej pół krwi, którego na przykład tylko jeden z rodziców był czarodziejem, drugi był mugolem. Trzecim rodzajem był przykład czarodzieja, który pochodzi z czysto mugolskiej rodziny, ale został obdarzony darem magii. To właśnie o szlamy, bo tak brzydko nazywali ich czarodzieje czystej krwi, głównie chodziło podczas Bitwy o Hogwart. Lord Voldemrot chciał zawładnąć światem magii, żeby tępić szlamy i pozabijać mugoli, natomiast dotychczas było inaczej i jakoś nikomu to nie przeszkadzało, a czarodzieje wywodzący się z mugolskich rodzin szybko się uczyli i byli czasami nawet lepszymi czarodziejami niż ci arystokratyczni. Na szczęście Voldemort i jego poplecznicy nie wygrali Bitwy, więc porządek tutaj panuje taki sam jak przez ostatnie lata jak nie wieki. To właśnie tacy czarodzieje trafiali do szkoły, ale jak do tej pory dziewczyna nie doczytała się tego, kto nie mógł dostać się do szkoły, a nawet nigdzie nie znalazła wzmianki o czymś podobnym. Gdy już kończyła czytać książkę do jej sypialni ktoś zapukał.

-Proszę ! - Carmen podniosła teraz rozbudzony już wzrok na drzwi.
-Dzień dobry. Czy mogłabym z panią porozmawiać w salonie ?
-T-tak.

Kobieta zniknęła zanim brunetka o coś zapytała. Dziewczyna zeszła z łóżka i założyła buty po czym opuściła pokój. W salonie panował ruch, i mimo że było to małe pomieszczenie, było w nim sporo osób. Carmen była tym zdziwiona, bo skoro Minerwa chciała z nią porozmawiać to mogły to zrobić w jej sypialni, a nie tutaj gdzie jest tak tłoczno.

-Usiądź proszę.

Kobieta pokazała jej fotel, na który grzecznie usiadła. Wszyscy się jej przyglądali, a ona nie czuła się z tym dobrze. Zaczęła się wściekać na ich wszystkich i zanim wybuchła całkowicie, głos przejęła ponownie McGonagall.

-Osoby, które tu widzisz, specjalnie na moją prośbę przybyły z Ministerstwa Magii. Musimy poddać cię pewnego rodzaju testu.
-Testu ?
-Tak. Musimy być pewni, że faktycznie do wczoraj żyłaś w zupełnej niewiedzy. Jeżeli tak jest to nie powinny ci sprawiać kłopotu nasze specjalne reguły bezpieczeństwa, prawda ?
-T-tak.

Dziewczyna nic z tego nie rozumiała i miała naprawdę ochotę wyrzucić stąd wszystkich. Nie była jakimś okazem należącym do wyginających z zoo, żeby wszyscy tak się nią interesowali.

-Wypij to proszę.

Minerwa podała w jej kierunku szklaneczkę wypełnioną do połowy czymś zielonym i gęstym. Nie pachniało ani nie wyglądało apetycznie i dziewczyna miała opory do wypicia tego, ale wypiła to i momentalnie zakręciło się jej w głowie. Głosy stawały się coraz cichsze, a obraz tracił na ostrości i coraz bardziej wirował. Traciła w szybkim tempie kontakt z rzeczywistością, aż zupełnie ogarnęła ją ciemność i duszność.

* * *

Minerwa obserwowała jak szybko i skutecznie działa na dziewczynę specjalny eliksir prawdy i gdy ta zemdlała odwróciła się w kierunku jednego z ministrów, którzy dzisiaj odwiedzili na jej specjalne zaproszenie Hogwart. Przybycie tej dziewczyny było wstrząsem w całym magicznym świecie. Wszyscy bali się tego, dlaczego po Bitwie ktoś burzy ich spokój i dlaczego się pokazuje. Jeszcze wczoraj ta dziewczyna mogła zginąć w ogromnych mękach, ale kobieta jakoś nie mogła tego zrobić, a teraz miała dowiedzieć się dlaczego.

Jeden z ministrów podszedł do dziewczyny i przyłożył różdżkę do jej skroni. Udało mu się zabrać zaledwie cień wspomnień. Wyczerpany po paru minutach odszedł cały zlany potem. Minerwa była pewna, że tak właśnie się stanie, dlatego zaprosiła dzisiaj dużo potężnych czarodziei. Podała mu fiolkę, do której wrzucił srebrny płomyk i wsadził go do pudełka. I tak każdy z mężczyzn zbierał jej wspomnienia, aż liczba gości się skończyła i nikt nie był w stanie już nic zrobić. McGonagall była wystraszona, widząc jaki wysiłek musieli oni włożyć w samo wyciągnięcie z tej dziewczyny wspomnień, a co dopiero ta dziewczyna mogła zrobić z różdżką w dłoni ?

Wszyscy opuścili dormitorium pewni, że dziewczyna będzie jeszcze przez dłuższy czas nieprzytomna i udali się do gabinetu dyrektora. Tam korzystając z każdej zdobytej fiolki poznawali powoli jej historię. Po długim czasie, gdy wszyscy wynurzyli się z jej wspomnień każdy miał pusty wyraz twarzy i nikt się nie odzywał. Minerwa zrozumiała błąd Albusa, który nie chciał dopuścić jej do szkoły, ale z jednej strony czy to coś by dało ? Nie da się zmienić od tak krwi, ale może coś by im się udało. Wiedziała, że teraz ta dziewczyna jest w poważnych tarapatach, a niebezpieczeństwo cały czaiło się w zakamarkach jej życia.

-Najlepiej będzie, gdy dziewczyna zostanie w szkole. - przerwała ciszę.
-Postaramy się wysłać tutaj więcej aurorów dla bezpieczeństwa. - powiedział jeden z ministrów.
-Czy nadal mamy pełnić rolę jej strażników ? - zapytał jeden z aurorów, którzy w szkole byli już od wczoraj.
-Nie. Wolałabym, żeby dziewczyna poczuła się tutaj swobodnie, chociaż liczę na większą liczbę aurorów. - odparła Minerwa.
-Nie ma sprawy. - odpowiedział ten sam minister, który zaproponował ten pomysł.
-Nadal nie rozumiem tego co jest związane z tą dziewczyną. - pulchny czarodziej podrapał się po swojej koziej bródce.
-Nie udało się nam zebrać więcej wspomnień. - wyczerpany czarodziej opadł na fotel z wyrazem ulgi na twarzy.
-Doskonale znam jej rodziców, wiem jaką mocą działają i nie rozumiem dlaczego sprzeciwili się swojej krwi tak z dnia na dzień i chcieli zmienić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. - dodał kolejny.

Dyskusja w gabinecie trwała jeszcze bardzo długo i Minerwa brała w niej bierny udział do czasu, gdy stwierdziła, że tajemnicza brunetka za jakiś czas się wybudzi, więc wróciła do niej w samą porę.

* * *

-Witaj. - przywitała się widząc budzącą się dziewczynę.
-Gdzie są wszyscy ? Co się stało ? - pytała zmęczonym głosem, rozciągając swoje spięte mięśnie.
-Po tym co udało nam się zebrać jesteśmy pewni twojej teorii i wiemy, że nie kłamiesz o niej. Dlatego dla twojego bezpieczeństwa zostaniesz w Hogwarcie na pewien czas. Wolałabym jednak, żebyś nie rozmawiała z uczniami i nie mówiła im, dlaczego tutaj jesteś. Możesz chodzić po zamku i chcę żebyś czuła się tutaj swobodnie, ale najlepiej, jeżeli będziesz to robiła podczas zajęć. Posiłki będą ci dostarczane.
-Ale co to da ? Czy dowiem się w końcu dlaczego nie zostałam dopuszczona do nauki w tej szkole ?
-Na dzisiaj już wystarczy. Dostaniesz za chwilę spóźniony obiad i lepiej dla ciebie żebyś odpoczywała teraz. Aurorzy nie będą już ci mącić spokój. Miłego wieczoru.

Frustracja zalała Carmen od samych uszu do koniuszków palców u stóp. Najpierw każą wypić jej coś po czym mdleje i ma nieprzyjemne sny, a teraz McGonagall do niej przychodzi jak gdyby nic i oświadcza jej, że nie kłamała wczoraj, jakby tego nie wiedziała i daje jej swobodę ruchów w szkole, ale lepiej żeby z nikim nie rozmawiała. Gdzie tu był sens ?

Carmen nie rozumiała z tego nic. Dowiedzieli się, że nie kłamie i to co mówi jest prawdą, ale dlaczego nie powiedzą jej dlaczego nie dostała się do szkoły. Tylko to chce wiedzieć i sobie pójdzie. Nie potrzebuje możliwości spędzania tutaj czasu skoro i tak jej edukacja jest skreślona. Chodziła owszem do szkoły, ale mugolskiej szkoły, w której nie uczą eliksirów i obrony przed czarną magią oraz wróżbiarstwa i całej reszty zapewne ciekawych zajęć. Ponownie została sama. Siedziała tak chwilę, przyglądając się płomieniom w kominku, gdy nagle na stole przed nią pojawił się duży kawałek kurczaka, ziemniaki i jakaś kolorowa surówka, a do tego duży kubek parującej herbaty. Napiła się ciepłego napoju, który rozluźnił nieco jej mięśnie i czując potworny głód zabrała się do jedzenia pysznego posiłku. Tak jak wcześniej naczynia zniknęły, a przed nią pojawił się solidny kawałek ciepłej szarlotki i szklanka lemoniady. To również jej bardzo smakowało, a lemoniadę wypiła do połowy i ta nie zniknęła. Postanowiła coś sprawdzić. Wylała zawartość szklanki do zlewu w łazience i postawiła szklankę na posadce w łazience. Ta momentalnie zniknęła. Czyli znała już tajemnice znikających naczyń.

Postanowiła pomyszkować nieco po salonie i zaczęła zaglądać w każdy kąt. Pod oknem zobaczyła mały stolik na którym stał duży dzbanek z bursztynową zawartością i dwie szklaneczki. Powąchała zawartość i okazało się, że to jakiś alkohol. W stoliku była szuflada, a w niej jakieś kolorowe fiolki. Nie były podpisane, więc Carmen nie wiedziała czym one są. Wróciła do sypialni i dokończyła czytanie książki, która przy końcu ją bardzo zmroczyła i odczuła zmęczenie dzisiejszym dniem. Wzięła szybki prysznic i położyła się do ciepłego łóżka, momentalnie zasypiając.


↓ ↓ ↓

Witam :) 
Pierwszy poranek Carmen w zamku i pierwsze przygody. Nie pozostaje mi nic innego jak napisać standardowego :
Pozdrawiam, życzę zdrówka i widzimy się już za tydzień ;)

4 komentarze:

  1. Hej to znowu ja!
    Na twoim blogu pojawia się mnóstwo błędów. Stylistyczne, językowe - nie wiem jak to tam się nazywa, w każdym razie udało mi się jakieś zauważyć.
    ,, Jego obserwacje przerwał głos dyrektora, po chwili jego wzrok skierował się na kobietę i w tym momencie jej wzrok spotkał się z jego i mógł przysiąść, że wpatrywała się w niego za długo, ale nim skończyła mówić jej wzrok dokończył przegląd sali. "
    Trudno uwierzyć, ale to jest jedno zdanie. Zdecydowanie za długie! Można by było z tego spokojnie zrobić trzy. Poza tym pojawia się tutaj aż trzy razy słowo ,,wzrok".
    Takich błędów jeszcze parę było, ale cóż jesteś tylko (albo aż) człowiekiem, a każdy człowiek ma prawo do pomyłek.
    Co do fabuły - tutaj jest bardzo ciekawie. Dalej nam nie powiedziałaś czemu Carmen nie może się dostać do Hagwartu. Albo nam powiesz w następnym rozdziale albo cię zjem! :) Nie no musisz utrzymywać jakąś tajemnicę, żeby inni czekali na następne rozdziały, ale to nie zmienia faktu, że umieram ze zniecierpliwienia. No to tyle! Czekam na następny rozdział i życzę weny!
    Zapraszam na swoje blogi
    zakrecone-zycie-zwiadowcow.blogspot.com
    zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo za wskazówkę. To hiper długie zdanie już poprawiłam. Za każdym razem, gdy sprawdzam rozdział wyłapuje błędy, które poprawiam, ale mam świadomość, że jeszcze jakieś są ;)

      Usuń
  2. Od razu lepiej się czyta, a nawet jest bardziej zrozumiale :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fabuła jest na pewno bardzo oryginalna - co do tego nie ma żadnych wątpliwości : D Minevra, zamiast obracać się we wspomnieniach Carmen, mogłaby jej wreszcie powiedzieć dlaczego nie jest mile widziana..
    Ah i wreszcie pojawił się Draco! Nie jest on już liderem Domu Węża? Nie znajduje się w centrum zainteresowania? To mnie naprawdę zaskoczyło! : D
    Ze zniecierpliwienie czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, ze wreszcie się dowiem, dlaczego Carmen nie jest w Hogwarcie mile widziana :3
    + okropnie się cieszę, ze twoje rozdzialy są takie długie :)

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń