Gdy Elin złapała Carmen za dłoń, ta poczuła natychmiastowe torsje i usuwający się spod jej nóg grunt. Chyba dopiero teraz dotarły do niej słowa ciotki „Trzymaj się przy sobie, a nic ci się nie stanie.” Faktycznie wszystko wokoło wirowało i miało się wrażenie, że jest się w środku tornada, gdzie choćby wystawić odrobinkę paznokcia to urwie całą … rękę. Na szczęście ta podróż nie trwała długo i obie panie wylądowały w ciemnej jak noc uliczce, nad którą unosił się odór moczu i stęchlizny. Starsza z nich poprawiła fryzurę i płaszcz, a młodsza nowicjuszka wsparta ręką o zimną, szorstką ścianę powstrzymywała odruchy wymiotny.
-Jak na pierwszy raz to całkiem dobrze ci poszło. Wiesz, bywały przypadki, że ludzie lądowali w kawałkach. - Elin wyjęła z torebki mały flakonik z bursztynową zawartością.
-Dzięki, że mi o tym dopiero teraz mówisz.
-Inaczej byś stchórzyła. Wypij, to pomoże. - podała jej naczynie. - Jak moja rodzona siostra mogła cię przez te wszystkie lata okłamywać, a ty nic nie zauważyłaś ?
Elin z dezaprobatą kiwała głową, doglądając swoich paznokci.
-Nie chcę mi się o tym gadać. - brunetka oddała swojej ciotce fiolkę. - Gdzie my właściwie jesteśmy ?
Carmen rozejrzała się po niezbyt przyjemnej scenerii, której nie rozpoznawała. Powoli zaczynała żałować tego, że dała się tak łatwo podejść swojej ciotce, która za sprawą jakiś dziwnych środków komunikacji przetransportowała ją w takie miejsce. Nastolatka, aż mlasnęła zniesmaczona zapachem wydobywającego się z kątów tego zaułka.
-Wiesz, zgłodniałam podczas podróży, a twoja mama okazała się być złą gospodynią, więc jesteśmy w bardzo wpływowym miejscu w mugolskim Londynie.
Mówiąc to szła przed siebie tak, że i Carmen ruszyła za nią, aż do ich uszu dotarł hałas uliczny, a do nozdrzy zapach spalin i papierosów, a światło poraziło ich oczy, które przyzwyczaiły się przez tę chwilę do ciemności. Zmieszały się z tłumem i po chwili Carmen usłyszała.
-Witaj w Dziurawym Kotle nowicjuszko. - zaszczebiotała zadowolona.
-Czyli gdzie ?
Carmen, która nie lubiła nie rozpoznawać się w sytuacji i nie lubiła nieznanego gruntu, tylko rozejrzała się pochmurnym wzrokiem po otoczeniu i oczekiwała w napięciu na odpowiedź swojej niedojrzałej ciotki, za jaką ją wtedy uważała.
-Oh ! Ty faktycznie jesteś zielona w tych sprawach. Jak widać jest to niezachęcający lokal dla mugoli, wręcz dla nich niewidzialny. Wiesz, oni widzą i słyszą tylko to co chcą. - tu zrobiła szeroki grymas na twarzy i żachnęła się. - Dla nas, czarodziejów, to znaczne ułatwienie, bo Dziurawy Kocioł to restauracja, hotel oraz magiczne przejście do prawdziwego świata magicznego. Dlatego ten lokal jest taki wpływowy. Tutaj się po prostu spędza czas, a do tego mają pyszne jedzenie.
Ciotka pociągnęła swoją siostrzenicę w głąb obskurnego lokalu, który jednak miał swój klimat. Przy ladzie i za stołami siedzieli jacyś ludzie. Carmen zastanawiała się czy to są, aby prawdziwi czarodzieje, ale szybko przerwała to, gdyż ciotka zniknęła za najbardziej skrytym stolikiem w lokalu.
-Dlaczego tu ? - zapytała dosiadając się do niej.
-Twoja wiedza jednak jest bardzo mała. - zaśmiała się i ruchem ręki zawołała kelnera. - Zjesz coś, prawda ?
Dziewczyna ledwo zauważalnie skinęła głową, oglądając wystrój lokalu. Bardziej nazwałaby to jakąś graciarnią, zbierającą kurz, niż lokalem gastronomicznym i hotelem, ale niech im będzie. Wyjrzała zza kolumny, za którą znajdował się ich stolik. Oczy wszystkich w lokalu były zwrócone w jej kierunku, więc zaskoczona szybko wycofała wzrok i spojrzała na ciotkę, która nie zwróciła uwagi na wybryki swojej siostrzenicy.
-Zamówiłam nam ich specjały. Przypadną ci do gustu.
-Dlaczego na mnie czekałaś ? - Carmen była ciekawa jej odpowiedzi.
-Bo Ava nie wyjawiłaby ci prawdy. Jesteś bezbronna w stosunku do niej. Nie wyobrażasz sobie jaką mocą prosperuje twoja matka. - tu oparła się na krześle bacznie obserwując nastolatkę. - Nie chciałabyś być jej przeciwnikiem. Jest niepokonana. Nie zdziwiłabym się, gdyby po prostu wymazała ci to wydarzenie z pamięci i zakazała mi cię widywać. Uważam, że zasługujesz na prawdę.
-A ty znasz prawdę ?
-Nigdy nie byłam bardzo blisko z twoją matką. Różnica wieku zrobiła swoje, ale odkąd pamiętam Ava często znikała z domu na długi czas, a gdy w jej życiu pojawił się twój stary to nasz kontakt ograniczył się do całkowitego minimum, więc nie mam zielonego pojęcia o co chodzi. Co nie zmienia faktu, że powinnaś poznać prawdę.
-Ale jak ?
-Nie wiem.
Nastolatka zastanowiła się na słowami swojej ciotki. Ona po prostu wyszła z domu, bo nie chciała widzieć swoich rodziców, którzy przez całe jej życie ją oszukiwali, ale przecież ona nie ma gdzie spać, co zjeść. Chociaż może …
-A co ja mam w swojej walizce ? - zapytała.
-Cały twój dorobek życia.
-Wszystko ?
-Tak. Wzięłam wszystko jak szło. Mogę pożyczyć ci parę galeonów na start w ramach prezentu od chrzestnej, która nie miała okazji nawet nią pobyć na dłuższą metę, chociaż pewnie będziesz musiała wymienić te mugolskie pieniądze na nasze.
Carmen stwierdziła, że nie zapyta o „galeony”, bo szkoda jej było cennego czasu, którego najprawdopodobniej nie miała dużo. Pominęła tę cześć w uzupełnianiu swojej wiedzy i w zamian za to zapytała.
-A gdzie mam to zrobić ?
-Najlepiej i najbezpieczniej u Gringotta. To taki magiczny bank dla czarodziei.
-Dla czarodziei, czyli nie dla mnie.
-Ty sobie faktycznie tutaj sama nie poradzisz. Jak mam być szczera to mogę ci jedynie powiedzieć, że tacy jak my nie są zbyt mile widziani po drugiej stronie.
Szepnęła nachylając się nad stołem i w tym samym czasie dostały swoje pięknie pachnące dania, a kelner, który je tutaj przyniósł spojrzał na nie podejrzliwie i niezbyt szybko odszedł jakby chciał usłyszeć o czym rozmawiają.
-To smacznego !
Powiedziała Elin ignorując zachowanie kelnera i zabrała się za swoją porcję. Carmen nie była zbyt głodna, bardziej męczyły ją pytania i ta bezradność niż burczący brzuch. Całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach. Jak ma sobie teraz poradzić w zupełnie nowym świecie ? To wszystko wydawało jej się jakimś tanim filmem, niż jej własnym życie. Jej wątpliwości cały czas dawały o sobie znać z tyłu jej głowy, bo co jeżeli jej ciotka, która nigdy nie miała dla niej czasu, wywiozła ją w jakieś niebezpieczne miejsce, do którego była przekonana, że dziewczyna należy ? Może to jakiś spisek, porwanie ?
-Nie wiesz o magii zupełnie nic ? - z rozmyślań wyrwał ją głos towarzyszki.
-Nic. Dzisiaj dowiedziałam się, że istnieje. - siorbła nieco zupy, która mimo że nie wyglądała, to bardzo smakowała.
-A ile ty masz lat ?
-Osiemnaście.
-W wieku osiemnastu lat w tym całym Hogwarcie uczniowie kończą naukę.
-Chcę tam pójść.
Powiedziała twardo pewna swojej decyzji, która zmieniała się w każdej sekundzie, a ręka z widelcem zawisła jej ciotce w powietrzu. Patrzyła na nią badawczym wzrokiem i niezrozumieniem na twarzy, nie wiedząc jak skomentować to życzenie chrześnicy.
-Po co ci to ?
-A co mam lepszego do zrobienia ? Do domu nie wrócę, bo go nie mam. Dowiem się chociaż, dlaczego nie chcieli mnie przyjąć do tej szkoły.
-Wystarczy, że poczytasz na temat tej całej szkoły w starych, zakurzonych książkach i odnajdziesz odpowiedź. - Elin wsadziła sobie do ust kawałek naleśnika i żuła go z na wpół otwartą buzią.
Między kobietami zapanowała cisza, w której każda z nich myślała nad tym co się dzieję. Carmen chciała trafić za wszelką cenę do szkoły, bo uważała, że jedynie tam może poznać nieco informacji na swój temat. Jej ciotka nie mogła wyjawić powodu zatajania pochodzenia nastolatki przez jej rodziców, bo go nie znała i nie wiedziała czym kierowała się jej siostra ze swoim mężem w podjęciu takich decyzji, chociaż domyślała się paru rzeczy. Elin z kolei intrygował upór i determinacja swojej siostrzenicy, chociaż i jej głupota, która była usprawiedliwiona przez jej nie wiedzę, ale postanowiła pomóc jej w wypełnieniu jej próśb nie zależnie co o nich będzie uważała. Carmen osiągnęła wiek dorosłości, więc powinna być świadoma tego czego chce i Elin nie chciała stawać przeciwko niej, bo nie wiedziała jakimi mocami włada.
-Zaprowadzisz mnie tam ? - pierwsza ciszę przerwa Carmen.
-To nie jest takie łatwe. - jej ciotka zaśmiała się próżnie.
-Jak to ?
-Do Hogwartu z tego co wiem kursuje tylko jeden pociąg, nikt nie zna dokładnego adresu szkoły, oprócz dyrekcji, zresztą pociąg kursuje pierwszego września i zawozi uczniów do szkoły, a później po zakończeniu roku szkolnego odwozi z powrotem na stację w Londynie.
-A przerwy świąteczne ? Albo coś takiego.
-Do Wielkanocy zostało jeszcze z jakieś trzy tygodnie.
-Nie mam tyle czasu.
Humor Carmen od razu zniżył się do zera. Jak miała dostać się do tej szkoły skoro nie wiedziała gdzie jest i nikt nie wiedział. Ona musiała się dowiedzieć o co tutaj w tym wszystkim chodzi. Na rodzinę nawet nie ma co liczyć, bo i tak jej nie pomoże. Elin może coś tam wie, ale nie jest skora do wyjawienia prawdy, a nastolatka nie miała ochoty ciągnąć jej za język. I tak dużo jej zasługiwała. Gdyby nie ona to pewnie do końca życia nie dowiedziałaby się o tym drugim świecie, do którego ponoć należy.
-Ewentualnie można użyć paru sztuczek i wyciągnąć od kogoś potrzebne informacje.
Ciotka ponownie nachyliła się do swojej siostrzenicy, szepcząc i pokazując wzrokiem stolik w drugim kącie, gdzie zauważyła paru chłopaków ubranych w dziwne szaty, co sugerowało, że są uczniami Hogwartu, którzy przyszli przed momentem. Co ciekawe musieli coś wiedzieć, bo co by wtedy tutaj robili ?
-Ale jak ty chcesz to zrobić ? Podejść i po prostu się zapytać ? - Carmen odszepnęła, widząc chłopaków, którzy byli zajęci sobą.
-Trzeba sobie nieco pomóc.
Elin wyjęła swoją różdżkę i pomachała nią niewinnie z tym uśmiechem na twarzy, który nie mówił nic dobrego.
-Zrób mi jedynie zasłonę, bo jak ktoś zorientuje się co robię to możemy źle skończyć, tym bardziej, że ty jesteś w tym wszystkim świeża i nawet nie masz różdżki.
Carmen wcale nie chciała tego robić w ten sposób, ale musiała dostać się do Hogwartu, po prostu musiała. Zasłoniła ciałem swoją ciotkę siedzącą naprzeciwko niej, która wypowiadała pod nosem jakieś zdania w obcym języku, którego brunetka nie znała, a jej ramię nieco się poruszało co Carmen uznała za to, że jej ciotka posługuje się schowaną pod stołem różdżką. Na początku to nie przynosiło skutku, dopiero po chwili na twarzy Rudej pojawił się szeroki uśmiech, a w stronę ich stolika szedł jeden z czwórki chłopaków.
-Cześć dziewczyny. - puścił obydwom perskie oko.
-Witaj przystojniaku.
Elin uśmiechnęła się do niego zalotnie, patrząc na swoją siostrzenicę próbując przekazać jej, że dalej musi sobie poradzić sama, gdyż ona musiała kontrolować czar, który wychodził z końca jej schowanej różdżki. Nie mogła robić dwóch rzeczy naraz.
-Mogę zadać ci parę pytań ? - Carmen zrozumiała spojrzenie ciotki i przeszła do konkretów, a chłopak się dosiadł.
-Takiej ślicznotce nie odmówię. - ponownie puścił perskie oko tym razem tylko do niej.
-Widzę, że jesteś z Hogwartu. - wskazała na szatę.
-Owszem.
-Ale jak udało ci się opuścić szkołę w środku roku szkolnego i przyjechać do Londynu ?
-Korzystamy z kolegami z kominków i proszku Fiuu.
Oczywiście to nic nie mówiło brunetce, która to zignorowała, natomiast jej ciotka bacznie się przysłuchiwała, wzmagając czar, który rzuciła na chłopaka.
-Chciałabym się dostać do szkoły, muszę porozmawiać z dyrekcją i nie mam jak.
-Pomógł bym Tobie, ale do szkoły mogą jedynie wchodzić uczniowie i nauczyciele. Po tej wojnie, z Sama Wiesz Kim, McGonagall nałożyła masę różnych zaklęć, które mają pomóc ochronić szkołę i nikt spoza jej terenu do niej nie wejdzie.
-Na pewno są jakieś tajne przejścia. - Carmen uśmiechnęła się zalotnie i zamrugała parę razy rzęsami.
-Jest, ale nie jest to najwygodniejszy i najczystszy środek transportu. - chłopak odpowiedział nie kryjąc się z tym, że nie chce tego mówić.
-Co to jest ? - Connery się zainteresowała.
-Podziemne tunele. Nie wiem czy są posprzątane po wojnie, ale zapewne można tam znaleźć parę rzeczy, a może nawet i kogoś.
-Mógłbyś mnie tam zaprowadzić ?
-No wiesz. Nie do końca. Jak McGonagall się dowie, że cię sprowadziłem to będzie niezła lipa.
-McGonagall ? - przerwała mu.
-Minerwa McGonagall. - spojrzał na nią podejrzanym wzrokiem. - Obecnie pełni ona funkcję dyrektora szkoły, a wcześniej była opiekunem domu Gryffindoru i nauczycielem transmutacji.
-No tak. - dziewczyna chrząknęła. - Powiesz, że jestem twoją zaginioną trzy lata temu kuzynką.
-No nie wiem czy coś z tego będzie.
Chłopak podrapał się nerwowo po brodzie. Nie był chętny do tego planu, ale Elin wypowiedziała jakąś formułkę pod nosem, a ten od razu się zgodził.
-Jak będziemy już wracać to tu po ciebie podejdę, okey ?
-Dzięki wielkie. - uśmiechnęła się do niego, a on odszedł. - Mocno na niego wpływałaś ? - spojrzała na ciotkę.
-Cały czas. - Elin schowała dyskretnie różdżkę, rozglądając się dookoła. - Muszę ci powiedzieć, że spodziewałam się, że zrobię to z palcem w nosie, ale zaskoczyłam się, że tak się przeciwstawiał. Ta cała McGonagall musiała również wpłynąć w jakiś sposób na uczniów. Ważne, że się udało i dostaniesz docelową pomoc.
-Ale co ja mam zrobić jak już tam będę ? Nie wiem nawet co do czego.
-To już był twój pomysł, żeby pakować się do Hogwartu. Staram się ci pomóc, ale nie wszystko w moich rękach.
-Chcę dowiedzieć się, dlaczego mnie nie przyjęli.
-I tego się dowiesz. Musisz tylko być stanowcza i nie odpuszczać. Pamiętaj, że jak tam trafisz to będziesz musiała sobie radzić sama. Mnie tam nie będzie.
-Tak, wiem. I tak dziękuję ci za pomoc.
Elin wraz Carmen znalazły wspólny język i tej młodszej ciężko było się rozstać z tak dużą pomoc ze strony tej starszej, że zaczynała wątpić w to, czy aby na pewno jej plan się powiedzie. Ostatecznie pożegnały się w dobrych relacjach, a brunetka ruszyła z chłopakiem, który nie szedł równym rytmem, ani oświetlonymi ścieżkami. Poruszał się jak złodziej, którego nikt nie może dostrzec. W końcu doszli do ciemnego zaułka, chłopak rozejrzał się dookoła i gdy upewnił się, że nikogo nie ma, za pomocą różdżki wykonał jakieś dziwne ruchy i zrobił otwór w ścianie. Im oczom ukazał się ciemny tunel, obydwoje poczuli odór wody, która od bardzo długiego czasu stała w miejscu. Słychać nawet było jakieś gryzonie brnące w ściekach.
-Lumos.
Z końca różdżki chłopaka wystrzeliło miłe dla oka światełko. Zrobił krok do tunelu po czym odwrócił się w stronę Carmen.
-Idziesz ? - zapytała, a ta tylko pokiwała pozytywnie głową, sprawdzając na co prawdopodobnie stanie. - Nie zapalasz różdżki ? - zapytał, gdy zamknął wejście i zrobiło się faktycznie ciemno.
-Nie mam różdżki. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, wiedząc, że to nie zbyt dobre rozwiązanie.
-Zapomniałaś ?
-N-no tak. - skłamała, chcąc zakończyć temat i dalsze niezręczne pytania kierowane w jej stronę.
Szli w ciszy przerywanej pluskaniem wody pod podeszwami ich butów. Odór na początku był odrzucający, ale z czasem ich nosy się do niego przyzwyczaiły i nie czuli już niczego nieprzyjemnego. Nie wiedziała jak długo tak szli, gdy zapytała.
-Ktoś tu jest ?
-Być może. Mówiłem, że nikt tu nie sprzątał od Bitwy i nie wiadomo czego się spodziewać.
-Znasz jakieś zaklęcia ?
-Pewnie. - uśmiechnął się do niej, dodając otuchy.
Dziewczyna nie zapytała o jakiej Bitwie mówi, bo wtedy sytuacja zrobiłaby się dziwna, bo skoro każdy czarodziej wiedział o tej rzekomej Bitwie to szybko straciłaby zaufanie chłopaka, a perspektywa śmierci w jakimś tunelu nie wydawała się jej szlachetna. Szli tak chyba z dwadzieścia minut, gdy Carmen zaczęła zauważać coś jakby ścianę przed nimi. Po paru krokach faktycznie napotkali ścianę. Różdżka chłopaka zgasła.
-Musimy być cicho. Wejdziemy teraz do lochów i będziemy zmuszeni przejść obok dormitorium Ślizgonów. Lepiej zróbmy to cicho i będzie po sprawie.
-Już jesteśmy na miejscu ? Tak szybko ?
-To magiczny tunel tutaj czas ma inną wartość, a długość kroku inną. Tunel był specjalnie przygotowany na starcie czarodziejów podczas Bitwy, więc musiał być skutecznym i stosunkowo szybkim środkiem transportu.
Ponownie posłał jej promienny uśmiech i zastukał różdżką w cegły, które się rozsunęły cicho i dwójka mogła przejść przez powstałą szparę. Gdy tylko nastolatka przekroczyła próg, cegły zaczęły się na nowo sklepiać. Był to dla niej zupełnie nowy obraz, ale bardzo jej się spodobał, chociaż fakt, że tutaj jest i nie ma planu na ewentualne wrócenie do Londynu, ściął ją nieco z nóg. Dodatkowe światło nie było już jej potrzebna. Rozejrzała się. Stała na marmurowej posadce, a ściany z kamienia były bogato zdobione jakimiś wypukłymi elementami. Co około pół metra zamieszczone na ścianach pochodnie oświetlały im drogę. Nawet nie zauważyła jak jej przewodnik ucieka.
-Przepraszam ! - krzyknęła za nim, a ten się odwrócił i wcale nie ukrywał zdziwienia wymalowanego na swojej twarzy. - Gdzie znajdę Minerwę McGonagall ?
-Zaraz będzie kolacja w Wielkiej Sali. Lepiej załóż Szatę Wyjściową.
Spojrzał na nią jak na idiotkę i szybko odszedł. Zachowywał się tak jakby zapomniał o tym całym zdarzeniu sprzed może godziny. Może tak właśnie miało być ? - pomyślała brunetka. Stała tak na środku ciemnego korytarza i zastanawiała się gdzie jest Wielka Sala, gdy usłyszała za sobą jakiś szmer. Odwróciła się, ale nic nie zobaczyła. Postanowiła stąd pójść i znaleźć odpowiednie pomieszczenie. Skoro jest teraz kolacja to chyba Wielka Sala to było coś w rodzaju stołówki. Ale jak ma znaleźć McGonagall w stołówce, tym bardziej, że jej nigdy nie widziała na oczy. Wchodziła na schody, gdy zaczęły do niej docierać rozmowy i kroki. Może kolacja jeszcze się nie zaczęła ?
Gdy pokonała schody stanęła na pięknym dziedzińcu. Zza szerokich kolumn widziała dużo wolnej przestrzeni. Podobało jej się tu, ale gdy złapała się na takim myśleniu jej krew w żyłach zawrzała, nie mogąc zrozumieć, dlaczego dyrektor nie chciał przyjąć jej do szkoły. Co w niej jest takiego złego ? Gdy ta, pchnięta głośnymi rozmowami, szła w kierunku źródła dźwięku zauważyła obraz na ścianie. Przedstawiał szczupłą i wysoką kobietę w ciemnozielonej szacie z surowym wyrazem twarzy i włosami gładko uczesanych w misternym, ale małym koku. Spojrzała na podpis „Minerwa McGonagall – objęła stanowisko dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie po świętej pamięci Severusie Snape'ie.” Dziewczyna przyglądała się ogromnemu portretowi starając się zapamiętać tę kobietę, bo tej właśnie szukała.
Portret wisiał obok ogromnych drzwi, z których wypływały dźwięki rozmów i brzdęk naczyń. Raz kozie śmierć – pomyślała i podeszła bliżej. Stanęła przed progiem przyglądając się wnętrzu. Ku jej zdumieniu zobaczyła całą masę uczniów siedzących przy czterech długich stołach, które były ułożone prostopadle do wejścia. Naprzeciw drzwi, na samym końcu tej sali, na podwyższeniu był kolejny długi stół, ten ułożony równolegle do wejścia i tam właśnie dziewczyna zobaczyła Minerwę. Carmen pomyślała, że to musi być stół nauczycieli. Nie wiedziała jak długo stała tak w wejściu dopóki rozmowy nie ucichły do zera, a niektórzy z nauczycieli wstali, patrząc na nią wyczekująco. Zdała sobie sprawę z tego, że wszystkie oczy są zwrócone w jej stronę. Nie wierzyła, że znajduje się w Hogwarcie. Nagle uszczypnęło ją poczucie zazdrości na widok tych wszystkich uczniów w szatach, jedzących wspólnie posiłek. Też chciała być częścią tego miejsca, ale nie mogła i po to właśnie tutaj przyszła. Wbiła swój wzrok w kobietę, w tym samym koku co na portrecie, i szybkim krokiem do niej ruszyła.
-Kim pani jest i jak się tu pani dostała ?
Usłyszała lekko skrzeczący, ale surowy głos kobiety, gdy nawet nie była w połowie drogi. Za sobą słyszała szepty uczniów rozbrzmiewające, jeżeli tylko obok nich przeszła. Nie przepadała być w centrum uwagi, ale tym razem musiało tak być.
-Nazywam się Carmen Connery, myślę, że zna pani z pewnością moich rodziców Nicholasa i Avę Connerów, a dostałam się tutaj tunelem. Myślę, że powód moje wizyty pani doskonale zna.
Brunetka mówiła bardzo wyraźnie dobierając odpowiednie słowa, które z jej ust brzmiały jak z ust królowej. Szła szybko i z wysoko uniesioną głową. Była wyprostowana, pewna siebie i zdeterminowana jak nigdy. Jej rodzice, by jej nie poznali w tym momencie, bo nigdy nie była taka. Skryta, cicha i posłuszna owszem, ale nie taka wściekła i z mordem wymalowanym na jej delikatnej twarzy, która teraz dostała ostrych rysów potęgując jej zaradność, gniew i chęć poznania prawdy. Musiała się jej dowiedzieć.
-Niekoniecznie znam powód pani wizyty, ale zdecydowanie nie powinna się tu pani znaleźć.
-I właśnie, dlatego tu przyszłam. - przerwała jej na co twarz kobiety zastygła w grymasie. - Dlaczego nie powinnam tu być ?
Zapytała mocno akcentując wyraz „nie” patrząc jej twardo w oczy. Nie mogła teraz odpuścić, nie teraz kiedy z jej życia nie zostało zupełnie nic. Widziała jak zza stołu z kadrą pedagogiczną wstają nauczyciele z różdżkami w pogotowiu. Może ja faktycznie jestem tutaj niemile widziana ? Ale dlaczego ? - myślała gorączkowo, ale jej wzrok ani na moment nie zelżał czy uciekł gdzieś na sekundę w bok. Nagle w niebieskich oczach dyrektora zobaczyła wahanie, aż ta przerwała ich połączenie wzrokowe. Zwróciła się do uczniów ponad głową Carmen.
-Proszę wrócić do kolacji, a następnie udać się z prefektami do swoich dormitorium. Prosiłabym również o nie spacerowanie po szkole po kolacji. W dormitoriach macie wszystko czego potrzebujecie.
Uśmiechnęła się na moment do uczniów, a następnie spojrzała na stojącą przed nią Connery.
-A panią zapraszam do siebie.
Powiedziała tak, żeby tylko ona usłyszała. Odwróciła się na pięci,e kiwnęła głową w kierunku nauczycieli, którzy opuścili różdżki i odprowadzili tę dwójkę wzrokiem do wyjścia obok stołu nauczycielskiego. Dobrze, że tutaj były takie drzwi, gdyż Carmen niezbyt była skora do przemierzenie ponownie tej ogromnej sali. Kobieta przed nią szła szybko, czym powodowała, że jej szata szeleściła z każdym krokiem. Dziewczyna musiała biec za nią na schodach, bo kobieta miała bardzo szybkie tempo.
Kobieta mruknęła coś pod nosem do ogromnej rzeźby, obok której stanęła po chwili, a za nią Carmen. W ciszy odbyły podróż dziwną windą i po chwili stanęły przed drzwiami, które otworzyła czarownica i weszła do pomieszczenia. Carmen nie wiedziała co ma zrobić, więc również przekroczyła próg i znalazła się w okrągłym pomieszczeniu. Na ścianach były regały zapełnione książkami oraz portrety jakiś sędziwych ludzi, którzy poruszali się w ramach. Biurko znajdowało się na okrągłym podeście z paroma schodami. Ogólnie pokój był bogato zdobiony wszelakimi możliwymi środkami estetycznymi.
-Proszę usiąść.
Minerwa pokazała brunetce krzesło przed biurkiem, a sama zajęła miejsce naprzeciwko, przypatrując się dziewczynie.
-Gdy mówiłam, że nie powinno pani tu być miałam stu procentową rację i zupełnie nie rozumiem, dlaczego przychodzi pani do naszej szkoły i burzy nasz spokój. Dopiero co wstaliśmy na nogi po wojnie z Lordem Voldemortem. Jeszcze jesteśmy w stanie żałoby za zmarłych, a pani pojawia się nagle, niszcząc poczucie bezpieczeństwa, które zasialiśmy w uczniach.
-Ale pani nic nie rozumie. - Carmen przerwała monolog kobiety.
-Nie. - przerwała kategorycznie. - To pani nic nie rozumie, decydując się tu przychodzić. Czarodzieje pani pokroju nigdy nie przekroczyli progu tego zamku i nie pozwolę, żeby zabawiła u nas pani na długo. Zaraz przyjdą po panią aurorzy z Ministerstwa Magii.
-Musi mnie pani wysłuchać, bo to wcale nie składa się w jeden ciąg. - brunetka podjęła kolejną próbę wyjaśnienia sytuacji - Dzisiaj dowiedziałam się, że moi rodzice są czarodziejami i do tego ponoć dobrymi. Nie mogę wrócić do domu, bo go już nie mam, a na pytanie dlaczego pani, ani pani poprzednicy, nie chcieli mnie przyjąć do szkoły, mimo że listy apelacyjne mój ojciec słał tutaj jeszcze zanim się urodziłam, nadal nie dostałam odpowiedzi.
-Jak to pani dowiedziała się dopiero dzisiaj o tym, że pani rodzice są czarodziejami ?
Twarz Minerwy zmieniła się diametralnie. W jej oczach można było zauważyć zdezorientowanie, zdziwienie i ogromną zmianę w jej nastawieniu do osoby siedzącej naprzeciwko niej, ubranej w zupełnie nie magiczny sposób z determinacją wymalowaną na twarzy.
-To wyszło przez przypadek. Moja ciotka nie wiedziała, że ja nie wiem nic o magii i nawet jej istnieniu. Ja nawet nie mam różdżki, a rzeczy które dzisiaj widziałam nie mieszczą mi się w głowie. Uwierzy mi pani, że w kieszeni płaszcza mam walizkę z całym moim życiem ? Bo ja nie. - roześmiała się nerwowo z własnego żartu.
-Pani rodzice nic pani nie mówili ? - Minerwa nie ukrywała zdziwienia.
-Nie. Dla mnie to jest ogromny szok, dlatego chciałam się dowiedzieć dlaczego moi rodzice nie dostali możliwości posłania mnie do odpowiedniej szkoły, by ćwiczyć i praktykować swoją magię. Chociaż ja nawet nie wiem czy ją mam, bo nigdy nie zrobiłam niczego podobnego do tego co dzisiaj widziałam.
Ostatnie zdanie powiedziała ze skruchą, bo dotarło do niej, że może tak właśnie jest, a ona robi jakieś zamieszanie. Może jej rodzice jej o tym nie mówili, bo ona nie odziedziczyła po nich ani krztyny magii. Dziewczyna wyjęła swoją mini walizkę z kieszeni płaszcza, która mieściła się w dłoni. Uśmiechnęła się na ten widok.
-Nie została pani przyjęta, bo Hogwart to nie jest szkoła odpowiednia dla pani umiejętności i pani …
Ktoś zapukał i za moment do gabinetu weszło dwóch mężczyzn. Obydwoje około czterdziestki z brzuszkami i nieogolonym zarostem. Z tym, że jeden był niszczy, a drugi wyższy. Wwiercili w postać brunetki swoje świdrujące spojrzenia.
-Muszę z panami porozmawiać. - Minerwa zbiegła z podestu. - Proszę się stąd nie ruszać. - dodała do dziewczyny siedzącej przed biurkiem i wyszła, zostawiając ją samą.
W tym momencie dla Carmen cała ta sytuacja wydawała się chora i poplątana. Nic z tego nie rozumiała. Reakcja dyrektora tej szkoły była podobna z reakcją jej ciotki. Nie wiedziała o co tu chodzi, ani o to co się z nią stanie. Nawet nie wiedziała jak powiększyć swój mini bagaż. Chciała zmyć z siebie cały brud i zapach spaceru w tunelu, chciała rzucić się na łóżko i nie zbudzić się przez następne pół wieku, ale wiedziała, że to będzie niemożliwe. Gdy właśnie ziewała do gabinetu wróciła Minerwa bez aurorów.
-Dostanie pani na jakiś czas w naszym zamku schronienie. Teraz nie jest zbyt bezpiecznie, ale niech pani nie myśli, że nie będzie pani pod czujnym okiem każdego z nauczycieli. Jeden pani wybryk i może się to dla pani źle skończyć.
-Nie znam magii. Mogę to pani zagwarantować. Nie dokończyła pani zdania, gdy ci panowie zapukali.
-Teraz nie mam zbytnio czasu, więc pozwoli pani, że zaprowadzę panią do własnego dormitorium.
Minerwa szybko ucięła pytania, które męczyły Carmen. Kobiety wyszły, ale żadna nie rozpoczynała nowego tematu. Gdy wyszły przed drzwiami stali ci sami mężczyźni, którzy teraz ruszyli za nimi jak cienie. W czwórkę weszli na klatkę schodową i pięli się bardzo wysoko, aż dotarli do obrazu przedstawiającego huśtającą się dziewczynkę.
-Hasło. - powiedziała cukierkowym głosem.
-Miodowe bułeczki. - powiedział McGonagall. - To hasło musi pani podać, żeby dostać się do pokoju.
-Tak jakby klucz ?
-No tak.
Na Carmen już nic nie sprawiało wrażenie. Przyjęła do wiadomości, że tutaj zamiast klucza podaje się hasło, a obraz wpuszcza ją do pomieszczenia. Bez rewelacji zapamiętała hasło.
Kobieta weszła i zaprosiła do środka dziewczynę, za nimi weszli również aurorzy. Aktualnie znajdowali się w salonie w kolorach ciepłego cappuccino. Mały przeszklony stolik stał naprzeciwko pięknego kominka, a wszystko uzupełniał zestaw kanapy i dwóch foteli w kolorze brązowym, który stał na czerwonym dywanie. Salon był mały. Naprzeciwko ściany z kominkiem były drzwi, prowadziły one do sypialni w podobnych zestawieniach kolorystycznych, w oczy rzucało się ogromne łóżko z kolumnami i czerwonym baldachimem, który teraz był związany. W sypialni były również inne drzwi, które prowadziły do przestronnej łazienki z prysznicem i dużą wanną. Bardzo jej się tutaj podobało.
-Myślę, że może pani spędzić tu parę dni na czas kiedy zajmiemy się pani historią, a tymczasem będzie panią pilnowało zawsze dwóch aurorów.
-Ja naprawdę nie znam magii. - Carmen przerwała wypowiedź dyrektorki.
-Życzę pani miłego wieczoru. Nasz skrzat przyniesie pani kolacje, a jutro śniadanie.
Kobieta zaczęła się wycofywać do wyjścia.
-Przepraszam. - zatrzymała ją brunetka. - Czy mogłaby pani coś z tym zrobić ?
Wyciągnęła na dłoni swój mini bagaż. McGonagall spojrzała na nią ogromnymi oczami, a po chwili odebrała mini walizkę. Odwróciła się do jednego z mężczyzn, a ten podszedł do przedmiotu i rzucił jakiś czar, a Carmen po raz kolejny dzisiaj widziała jak działa magia. Cała trójka opuściła sypialnię dziewczyny, a ona sama zdjęła płaszcz. Otworzyła walizkę, która była wypchana po brzegi i zabrała jakieś ubrania i kosmetyki, chciała się wykąpać. W kącie walizki zobaczyła małe zawiniątko. Wyjęła, jak się okazało, duży i ciężki plik listów z Hogwartu do jej rodziców. Była ciekawa co one kryją, więc schowała plik kopert na dnie walizki, przykryła je ubraniami i szybko wzięła prysznic. Gdy wróciła do sypialni czekały na nią ciepłe naleśniki, które szybko zjadła z apetytem, a później, mimo ogromnego zmęczenia, zabrała się za listy, których było jeszcze więcej niż na początku sądziła.
-Jak na pierwszy raz to całkiem dobrze ci poszło. Wiesz, bywały przypadki, że ludzie lądowali w kawałkach. - Elin wyjęła z torebki mały flakonik z bursztynową zawartością.
-Dzięki, że mi o tym dopiero teraz mówisz.
-Inaczej byś stchórzyła. Wypij, to pomoże. - podała jej naczynie. - Jak moja rodzona siostra mogła cię przez te wszystkie lata okłamywać, a ty nic nie zauważyłaś ?
Elin z dezaprobatą kiwała głową, doglądając swoich paznokci.
-Nie chcę mi się o tym gadać. - brunetka oddała swojej ciotce fiolkę. - Gdzie my właściwie jesteśmy ?
Carmen rozejrzała się po niezbyt przyjemnej scenerii, której nie rozpoznawała. Powoli zaczynała żałować tego, że dała się tak łatwo podejść swojej ciotce, która za sprawą jakiś dziwnych środków komunikacji przetransportowała ją w takie miejsce. Nastolatka, aż mlasnęła zniesmaczona zapachem wydobywającego się z kątów tego zaułka.
-Wiesz, zgłodniałam podczas podróży, a twoja mama okazała się być złą gospodynią, więc jesteśmy w bardzo wpływowym miejscu w mugolskim Londynie.
Mówiąc to szła przed siebie tak, że i Carmen ruszyła za nią, aż do ich uszu dotarł hałas uliczny, a do nozdrzy zapach spalin i papierosów, a światło poraziło ich oczy, które przyzwyczaiły się przez tę chwilę do ciemności. Zmieszały się z tłumem i po chwili Carmen usłyszała.
-Witaj w Dziurawym Kotle nowicjuszko. - zaszczebiotała zadowolona.
-Czyli gdzie ?
Carmen, która nie lubiła nie rozpoznawać się w sytuacji i nie lubiła nieznanego gruntu, tylko rozejrzała się pochmurnym wzrokiem po otoczeniu i oczekiwała w napięciu na odpowiedź swojej niedojrzałej ciotki, za jaką ją wtedy uważała.
-Oh ! Ty faktycznie jesteś zielona w tych sprawach. Jak widać jest to niezachęcający lokal dla mugoli, wręcz dla nich niewidzialny. Wiesz, oni widzą i słyszą tylko to co chcą. - tu zrobiła szeroki grymas na twarzy i żachnęła się. - Dla nas, czarodziejów, to znaczne ułatwienie, bo Dziurawy Kocioł to restauracja, hotel oraz magiczne przejście do prawdziwego świata magicznego. Dlatego ten lokal jest taki wpływowy. Tutaj się po prostu spędza czas, a do tego mają pyszne jedzenie.
Ciotka pociągnęła swoją siostrzenicę w głąb obskurnego lokalu, który jednak miał swój klimat. Przy ladzie i za stołami siedzieli jacyś ludzie. Carmen zastanawiała się czy to są, aby prawdziwi czarodzieje, ale szybko przerwała to, gdyż ciotka zniknęła za najbardziej skrytym stolikiem w lokalu.
-Dlaczego tu ? - zapytała dosiadając się do niej.
-Twoja wiedza jednak jest bardzo mała. - zaśmiała się i ruchem ręki zawołała kelnera. - Zjesz coś, prawda ?
Dziewczyna ledwo zauważalnie skinęła głową, oglądając wystrój lokalu. Bardziej nazwałaby to jakąś graciarnią, zbierającą kurz, niż lokalem gastronomicznym i hotelem, ale niech im będzie. Wyjrzała zza kolumny, za którą znajdował się ich stolik. Oczy wszystkich w lokalu były zwrócone w jej kierunku, więc zaskoczona szybko wycofała wzrok i spojrzała na ciotkę, która nie zwróciła uwagi na wybryki swojej siostrzenicy.
-Zamówiłam nam ich specjały. Przypadną ci do gustu.
-Dlaczego na mnie czekałaś ? - Carmen była ciekawa jej odpowiedzi.
-Bo Ava nie wyjawiłaby ci prawdy. Jesteś bezbronna w stosunku do niej. Nie wyobrażasz sobie jaką mocą prosperuje twoja matka. - tu oparła się na krześle bacznie obserwując nastolatkę. - Nie chciałabyś być jej przeciwnikiem. Jest niepokonana. Nie zdziwiłabym się, gdyby po prostu wymazała ci to wydarzenie z pamięci i zakazała mi cię widywać. Uważam, że zasługujesz na prawdę.
-A ty znasz prawdę ?
-Nigdy nie byłam bardzo blisko z twoją matką. Różnica wieku zrobiła swoje, ale odkąd pamiętam Ava często znikała z domu na długi czas, a gdy w jej życiu pojawił się twój stary to nasz kontakt ograniczył się do całkowitego minimum, więc nie mam zielonego pojęcia o co chodzi. Co nie zmienia faktu, że powinnaś poznać prawdę.
-Ale jak ?
-Nie wiem.
Nastolatka zastanowiła się na słowami swojej ciotki. Ona po prostu wyszła z domu, bo nie chciała widzieć swoich rodziców, którzy przez całe jej życie ją oszukiwali, ale przecież ona nie ma gdzie spać, co zjeść. Chociaż może …
-A co ja mam w swojej walizce ? - zapytała.
-Cały twój dorobek życia.
-Wszystko ?
-Tak. Wzięłam wszystko jak szło. Mogę pożyczyć ci parę galeonów na start w ramach prezentu od chrzestnej, która nie miała okazji nawet nią pobyć na dłuższą metę, chociaż pewnie będziesz musiała wymienić te mugolskie pieniądze na nasze.
Carmen stwierdziła, że nie zapyta o „galeony”, bo szkoda jej było cennego czasu, którego najprawdopodobniej nie miała dużo. Pominęła tę cześć w uzupełnianiu swojej wiedzy i w zamian za to zapytała.
-A gdzie mam to zrobić ?
-Najlepiej i najbezpieczniej u Gringotta. To taki magiczny bank dla czarodziei.
-Dla czarodziei, czyli nie dla mnie.
-Ty sobie faktycznie tutaj sama nie poradzisz. Jak mam być szczera to mogę ci jedynie powiedzieć, że tacy jak my nie są zbyt mile widziani po drugiej stronie.
Szepnęła nachylając się nad stołem i w tym samym czasie dostały swoje pięknie pachnące dania, a kelner, który je tutaj przyniósł spojrzał na nie podejrzliwie i niezbyt szybko odszedł jakby chciał usłyszeć o czym rozmawiają.
-To smacznego !
Powiedziała Elin ignorując zachowanie kelnera i zabrała się za swoją porcję. Carmen nie była zbyt głodna, bardziej męczyły ją pytania i ta bezradność niż burczący brzuch. Całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach. Jak ma sobie teraz poradzić w zupełnie nowym świecie ? To wszystko wydawało jej się jakimś tanim filmem, niż jej własnym życie. Jej wątpliwości cały czas dawały o sobie znać z tyłu jej głowy, bo co jeżeli jej ciotka, która nigdy nie miała dla niej czasu, wywiozła ją w jakieś niebezpieczne miejsce, do którego była przekonana, że dziewczyna należy ? Może to jakiś spisek, porwanie ?
-Nie wiesz o magii zupełnie nic ? - z rozmyślań wyrwał ją głos towarzyszki.
-Nic. Dzisiaj dowiedziałam się, że istnieje. - siorbła nieco zupy, która mimo że nie wyglądała, to bardzo smakowała.
-A ile ty masz lat ?
-Osiemnaście.
-W wieku osiemnastu lat w tym całym Hogwarcie uczniowie kończą naukę.
-Chcę tam pójść.
Powiedziała twardo pewna swojej decyzji, która zmieniała się w każdej sekundzie, a ręka z widelcem zawisła jej ciotce w powietrzu. Patrzyła na nią badawczym wzrokiem i niezrozumieniem na twarzy, nie wiedząc jak skomentować to życzenie chrześnicy.
-Po co ci to ?
-A co mam lepszego do zrobienia ? Do domu nie wrócę, bo go nie mam. Dowiem się chociaż, dlaczego nie chcieli mnie przyjąć do tej szkoły.
-Wystarczy, że poczytasz na temat tej całej szkoły w starych, zakurzonych książkach i odnajdziesz odpowiedź. - Elin wsadziła sobie do ust kawałek naleśnika i żuła go z na wpół otwartą buzią.
Między kobietami zapanowała cisza, w której każda z nich myślała nad tym co się dzieję. Carmen chciała trafić za wszelką cenę do szkoły, bo uważała, że jedynie tam może poznać nieco informacji na swój temat. Jej ciotka nie mogła wyjawić powodu zatajania pochodzenia nastolatki przez jej rodziców, bo go nie znała i nie wiedziała czym kierowała się jej siostra ze swoim mężem w podjęciu takich decyzji, chociaż domyślała się paru rzeczy. Elin z kolei intrygował upór i determinacja swojej siostrzenicy, chociaż i jej głupota, która była usprawiedliwiona przez jej nie wiedzę, ale postanowiła pomóc jej w wypełnieniu jej próśb nie zależnie co o nich będzie uważała. Carmen osiągnęła wiek dorosłości, więc powinna być świadoma tego czego chce i Elin nie chciała stawać przeciwko niej, bo nie wiedziała jakimi mocami włada.
-Zaprowadzisz mnie tam ? - pierwsza ciszę przerwa Carmen.
-To nie jest takie łatwe. - jej ciotka zaśmiała się próżnie.
-Jak to ?
-Do Hogwartu z tego co wiem kursuje tylko jeden pociąg, nikt nie zna dokładnego adresu szkoły, oprócz dyrekcji, zresztą pociąg kursuje pierwszego września i zawozi uczniów do szkoły, a później po zakończeniu roku szkolnego odwozi z powrotem na stację w Londynie.
-A przerwy świąteczne ? Albo coś takiego.
-Do Wielkanocy zostało jeszcze z jakieś trzy tygodnie.
-Nie mam tyle czasu.
Humor Carmen od razu zniżył się do zera. Jak miała dostać się do tej szkoły skoro nie wiedziała gdzie jest i nikt nie wiedział. Ona musiała się dowiedzieć o co tutaj w tym wszystkim chodzi. Na rodzinę nawet nie ma co liczyć, bo i tak jej nie pomoże. Elin może coś tam wie, ale nie jest skora do wyjawienia prawdy, a nastolatka nie miała ochoty ciągnąć jej za język. I tak dużo jej zasługiwała. Gdyby nie ona to pewnie do końca życia nie dowiedziałaby się o tym drugim świecie, do którego ponoć należy.
-Ewentualnie można użyć paru sztuczek i wyciągnąć od kogoś potrzebne informacje.
Ciotka ponownie nachyliła się do swojej siostrzenicy, szepcząc i pokazując wzrokiem stolik w drugim kącie, gdzie zauważyła paru chłopaków ubranych w dziwne szaty, co sugerowało, że są uczniami Hogwartu, którzy przyszli przed momentem. Co ciekawe musieli coś wiedzieć, bo co by wtedy tutaj robili ?
-Ale jak ty chcesz to zrobić ? Podejść i po prostu się zapytać ? - Carmen odszepnęła, widząc chłopaków, którzy byli zajęci sobą.
-Trzeba sobie nieco pomóc.
Elin wyjęła swoją różdżkę i pomachała nią niewinnie z tym uśmiechem na twarzy, który nie mówił nic dobrego.
-Zrób mi jedynie zasłonę, bo jak ktoś zorientuje się co robię to możemy źle skończyć, tym bardziej, że ty jesteś w tym wszystkim świeża i nawet nie masz różdżki.
Carmen wcale nie chciała tego robić w ten sposób, ale musiała dostać się do Hogwartu, po prostu musiała. Zasłoniła ciałem swoją ciotkę siedzącą naprzeciwko niej, która wypowiadała pod nosem jakieś zdania w obcym języku, którego brunetka nie znała, a jej ramię nieco się poruszało co Carmen uznała za to, że jej ciotka posługuje się schowaną pod stołem różdżką. Na początku to nie przynosiło skutku, dopiero po chwili na twarzy Rudej pojawił się szeroki uśmiech, a w stronę ich stolika szedł jeden z czwórki chłopaków.
-Cześć dziewczyny. - puścił obydwom perskie oko.
-Witaj przystojniaku.
Elin uśmiechnęła się do niego zalotnie, patrząc na swoją siostrzenicę próbując przekazać jej, że dalej musi sobie poradzić sama, gdyż ona musiała kontrolować czar, który wychodził z końca jej schowanej różdżki. Nie mogła robić dwóch rzeczy naraz.
-Mogę zadać ci parę pytań ? - Carmen zrozumiała spojrzenie ciotki i przeszła do konkretów, a chłopak się dosiadł.
-Takiej ślicznotce nie odmówię. - ponownie puścił perskie oko tym razem tylko do niej.
-Widzę, że jesteś z Hogwartu. - wskazała na szatę.
-Owszem.
-Ale jak udało ci się opuścić szkołę w środku roku szkolnego i przyjechać do Londynu ?
-Korzystamy z kolegami z kominków i proszku Fiuu.
Oczywiście to nic nie mówiło brunetce, która to zignorowała, natomiast jej ciotka bacznie się przysłuchiwała, wzmagając czar, który rzuciła na chłopaka.
-Chciałabym się dostać do szkoły, muszę porozmawiać z dyrekcją i nie mam jak.
-Pomógł bym Tobie, ale do szkoły mogą jedynie wchodzić uczniowie i nauczyciele. Po tej wojnie, z Sama Wiesz Kim, McGonagall nałożyła masę różnych zaklęć, które mają pomóc ochronić szkołę i nikt spoza jej terenu do niej nie wejdzie.
-Na pewno są jakieś tajne przejścia. - Carmen uśmiechnęła się zalotnie i zamrugała parę razy rzęsami.
-Jest, ale nie jest to najwygodniejszy i najczystszy środek transportu. - chłopak odpowiedział nie kryjąc się z tym, że nie chce tego mówić.
-Co to jest ? - Connery się zainteresowała.
-Podziemne tunele. Nie wiem czy są posprzątane po wojnie, ale zapewne można tam znaleźć parę rzeczy, a może nawet i kogoś.
-Mógłbyś mnie tam zaprowadzić ?
-No wiesz. Nie do końca. Jak McGonagall się dowie, że cię sprowadziłem to będzie niezła lipa.
-McGonagall ? - przerwała mu.
-Minerwa McGonagall. - spojrzał na nią podejrzanym wzrokiem. - Obecnie pełni ona funkcję dyrektora szkoły, a wcześniej była opiekunem domu Gryffindoru i nauczycielem transmutacji.
-No tak. - dziewczyna chrząknęła. - Powiesz, że jestem twoją zaginioną trzy lata temu kuzynką.
-No nie wiem czy coś z tego będzie.
Chłopak podrapał się nerwowo po brodzie. Nie był chętny do tego planu, ale Elin wypowiedziała jakąś formułkę pod nosem, a ten od razu się zgodził.
-Jak będziemy już wracać to tu po ciebie podejdę, okey ?
-Dzięki wielkie. - uśmiechnęła się do niego, a on odszedł. - Mocno na niego wpływałaś ? - spojrzała na ciotkę.
-Cały czas. - Elin schowała dyskretnie różdżkę, rozglądając się dookoła. - Muszę ci powiedzieć, że spodziewałam się, że zrobię to z palcem w nosie, ale zaskoczyłam się, że tak się przeciwstawiał. Ta cała McGonagall musiała również wpłynąć w jakiś sposób na uczniów. Ważne, że się udało i dostaniesz docelową pomoc.
-Ale co ja mam zrobić jak już tam będę ? Nie wiem nawet co do czego.
-To już był twój pomysł, żeby pakować się do Hogwartu. Staram się ci pomóc, ale nie wszystko w moich rękach.
-Chcę dowiedzieć się, dlaczego mnie nie przyjęli.
-I tego się dowiesz. Musisz tylko być stanowcza i nie odpuszczać. Pamiętaj, że jak tam trafisz to będziesz musiała sobie radzić sama. Mnie tam nie będzie.
-Tak, wiem. I tak dziękuję ci za pomoc.
Elin wraz Carmen znalazły wspólny język i tej młodszej ciężko było się rozstać z tak dużą pomoc ze strony tej starszej, że zaczynała wątpić w to, czy aby na pewno jej plan się powiedzie. Ostatecznie pożegnały się w dobrych relacjach, a brunetka ruszyła z chłopakiem, który nie szedł równym rytmem, ani oświetlonymi ścieżkami. Poruszał się jak złodziej, którego nikt nie może dostrzec. W końcu doszli do ciemnego zaułka, chłopak rozejrzał się dookoła i gdy upewnił się, że nikogo nie ma, za pomocą różdżki wykonał jakieś dziwne ruchy i zrobił otwór w ścianie. Im oczom ukazał się ciemny tunel, obydwoje poczuli odór wody, która od bardzo długiego czasu stała w miejscu. Słychać nawet było jakieś gryzonie brnące w ściekach.
-Lumos.
Z końca różdżki chłopaka wystrzeliło miłe dla oka światełko. Zrobił krok do tunelu po czym odwrócił się w stronę Carmen.
-Idziesz ? - zapytała, a ta tylko pokiwała pozytywnie głową, sprawdzając na co prawdopodobnie stanie. - Nie zapalasz różdżki ? - zapytał, gdy zamknął wejście i zrobiło się faktycznie ciemno.
-Nie mam różdżki. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, wiedząc, że to nie zbyt dobre rozwiązanie.
-Zapomniałaś ?
-N-no tak. - skłamała, chcąc zakończyć temat i dalsze niezręczne pytania kierowane w jej stronę.
Szli w ciszy przerywanej pluskaniem wody pod podeszwami ich butów. Odór na początku był odrzucający, ale z czasem ich nosy się do niego przyzwyczaiły i nie czuli już niczego nieprzyjemnego. Nie wiedziała jak długo tak szli, gdy zapytała.
-Ktoś tu jest ?
-Być może. Mówiłem, że nikt tu nie sprzątał od Bitwy i nie wiadomo czego się spodziewać.
-Znasz jakieś zaklęcia ?
-Pewnie. - uśmiechnął się do niej, dodając otuchy.
Dziewczyna nie zapytała o jakiej Bitwie mówi, bo wtedy sytuacja zrobiłaby się dziwna, bo skoro każdy czarodziej wiedział o tej rzekomej Bitwie to szybko straciłaby zaufanie chłopaka, a perspektywa śmierci w jakimś tunelu nie wydawała się jej szlachetna. Szli tak chyba z dwadzieścia minut, gdy Carmen zaczęła zauważać coś jakby ścianę przed nimi. Po paru krokach faktycznie napotkali ścianę. Różdżka chłopaka zgasła.
-Musimy być cicho. Wejdziemy teraz do lochów i będziemy zmuszeni przejść obok dormitorium Ślizgonów. Lepiej zróbmy to cicho i będzie po sprawie.
-Już jesteśmy na miejscu ? Tak szybko ?
-To magiczny tunel tutaj czas ma inną wartość, a długość kroku inną. Tunel był specjalnie przygotowany na starcie czarodziejów podczas Bitwy, więc musiał być skutecznym i stosunkowo szybkim środkiem transportu.
Ponownie posłał jej promienny uśmiech i zastukał różdżką w cegły, które się rozsunęły cicho i dwójka mogła przejść przez powstałą szparę. Gdy tylko nastolatka przekroczyła próg, cegły zaczęły się na nowo sklepiać. Był to dla niej zupełnie nowy obraz, ale bardzo jej się spodobał, chociaż fakt, że tutaj jest i nie ma planu na ewentualne wrócenie do Londynu, ściął ją nieco z nóg. Dodatkowe światło nie było już jej potrzebna. Rozejrzała się. Stała na marmurowej posadce, a ściany z kamienia były bogato zdobione jakimiś wypukłymi elementami. Co około pół metra zamieszczone na ścianach pochodnie oświetlały im drogę. Nawet nie zauważyła jak jej przewodnik ucieka.
-Przepraszam ! - krzyknęła za nim, a ten się odwrócił i wcale nie ukrywał zdziwienia wymalowanego na swojej twarzy. - Gdzie znajdę Minerwę McGonagall ?
-Zaraz będzie kolacja w Wielkiej Sali. Lepiej załóż Szatę Wyjściową.
Spojrzał na nią jak na idiotkę i szybko odszedł. Zachowywał się tak jakby zapomniał o tym całym zdarzeniu sprzed może godziny. Może tak właśnie miało być ? - pomyślała brunetka. Stała tak na środku ciemnego korytarza i zastanawiała się gdzie jest Wielka Sala, gdy usłyszała za sobą jakiś szmer. Odwróciła się, ale nic nie zobaczyła. Postanowiła stąd pójść i znaleźć odpowiednie pomieszczenie. Skoro jest teraz kolacja to chyba Wielka Sala to było coś w rodzaju stołówki. Ale jak ma znaleźć McGonagall w stołówce, tym bardziej, że jej nigdy nie widziała na oczy. Wchodziła na schody, gdy zaczęły do niej docierać rozmowy i kroki. Może kolacja jeszcze się nie zaczęła ?
Gdy pokonała schody stanęła na pięknym dziedzińcu. Zza szerokich kolumn widziała dużo wolnej przestrzeni. Podobało jej się tu, ale gdy złapała się na takim myśleniu jej krew w żyłach zawrzała, nie mogąc zrozumieć, dlaczego dyrektor nie chciał przyjąć jej do szkoły. Co w niej jest takiego złego ? Gdy ta, pchnięta głośnymi rozmowami, szła w kierunku źródła dźwięku zauważyła obraz na ścianie. Przedstawiał szczupłą i wysoką kobietę w ciemnozielonej szacie z surowym wyrazem twarzy i włosami gładko uczesanych w misternym, ale małym koku. Spojrzała na podpis „Minerwa McGonagall – objęła stanowisko dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie po świętej pamięci Severusie Snape'ie.” Dziewczyna przyglądała się ogromnemu portretowi starając się zapamiętać tę kobietę, bo tej właśnie szukała.
Portret wisiał obok ogromnych drzwi, z których wypływały dźwięki rozmów i brzdęk naczyń. Raz kozie śmierć – pomyślała i podeszła bliżej. Stanęła przed progiem przyglądając się wnętrzu. Ku jej zdumieniu zobaczyła całą masę uczniów siedzących przy czterech długich stołach, które były ułożone prostopadle do wejścia. Naprzeciw drzwi, na samym końcu tej sali, na podwyższeniu był kolejny długi stół, ten ułożony równolegle do wejścia i tam właśnie dziewczyna zobaczyła Minerwę. Carmen pomyślała, że to musi być stół nauczycieli. Nie wiedziała jak długo stała tak w wejściu dopóki rozmowy nie ucichły do zera, a niektórzy z nauczycieli wstali, patrząc na nią wyczekująco. Zdała sobie sprawę z tego, że wszystkie oczy są zwrócone w jej stronę. Nie wierzyła, że znajduje się w Hogwarcie. Nagle uszczypnęło ją poczucie zazdrości na widok tych wszystkich uczniów w szatach, jedzących wspólnie posiłek. Też chciała być częścią tego miejsca, ale nie mogła i po to właśnie tutaj przyszła. Wbiła swój wzrok w kobietę, w tym samym koku co na portrecie, i szybkim krokiem do niej ruszyła.
-Kim pani jest i jak się tu pani dostała ?
Usłyszała lekko skrzeczący, ale surowy głos kobiety, gdy nawet nie była w połowie drogi. Za sobą słyszała szepty uczniów rozbrzmiewające, jeżeli tylko obok nich przeszła. Nie przepadała być w centrum uwagi, ale tym razem musiało tak być.
-Nazywam się Carmen Connery, myślę, że zna pani z pewnością moich rodziców Nicholasa i Avę Connerów, a dostałam się tutaj tunelem. Myślę, że powód moje wizyty pani doskonale zna.
Brunetka mówiła bardzo wyraźnie dobierając odpowiednie słowa, które z jej ust brzmiały jak z ust królowej. Szła szybko i z wysoko uniesioną głową. Była wyprostowana, pewna siebie i zdeterminowana jak nigdy. Jej rodzice, by jej nie poznali w tym momencie, bo nigdy nie była taka. Skryta, cicha i posłuszna owszem, ale nie taka wściekła i z mordem wymalowanym na jej delikatnej twarzy, która teraz dostała ostrych rysów potęgując jej zaradność, gniew i chęć poznania prawdy. Musiała się jej dowiedzieć.
-Niekoniecznie znam powód pani wizyty, ale zdecydowanie nie powinna się tu pani znaleźć.
-I właśnie, dlatego tu przyszłam. - przerwała jej na co twarz kobiety zastygła w grymasie. - Dlaczego nie powinnam tu być ?
Zapytała mocno akcentując wyraz „nie” patrząc jej twardo w oczy. Nie mogła teraz odpuścić, nie teraz kiedy z jej życia nie zostało zupełnie nic. Widziała jak zza stołu z kadrą pedagogiczną wstają nauczyciele z różdżkami w pogotowiu. Może ja faktycznie jestem tutaj niemile widziana ? Ale dlaczego ? - myślała gorączkowo, ale jej wzrok ani na moment nie zelżał czy uciekł gdzieś na sekundę w bok. Nagle w niebieskich oczach dyrektora zobaczyła wahanie, aż ta przerwała ich połączenie wzrokowe. Zwróciła się do uczniów ponad głową Carmen.
-Proszę wrócić do kolacji, a następnie udać się z prefektami do swoich dormitorium. Prosiłabym również o nie spacerowanie po szkole po kolacji. W dormitoriach macie wszystko czego potrzebujecie.
Uśmiechnęła się na moment do uczniów, a następnie spojrzała na stojącą przed nią Connery.
-A panią zapraszam do siebie.
Powiedziała tak, żeby tylko ona usłyszała. Odwróciła się na pięci,e kiwnęła głową w kierunku nauczycieli, którzy opuścili różdżki i odprowadzili tę dwójkę wzrokiem do wyjścia obok stołu nauczycielskiego. Dobrze, że tutaj były takie drzwi, gdyż Carmen niezbyt była skora do przemierzenie ponownie tej ogromnej sali. Kobieta przed nią szła szybko, czym powodowała, że jej szata szeleściła z każdym krokiem. Dziewczyna musiała biec za nią na schodach, bo kobieta miała bardzo szybkie tempo.
Kobieta mruknęła coś pod nosem do ogromnej rzeźby, obok której stanęła po chwili, a za nią Carmen. W ciszy odbyły podróż dziwną windą i po chwili stanęły przed drzwiami, które otworzyła czarownica i weszła do pomieszczenia. Carmen nie wiedziała co ma zrobić, więc również przekroczyła próg i znalazła się w okrągłym pomieszczeniu. Na ścianach były regały zapełnione książkami oraz portrety jakiś sędziwych ludzi, którzy poruszali się w ramach. Biurko znajdowało się na okrągłym podeście z paroma schodami. Ogólnie pokój był bogato zdobiony wszelakimi możliwymi środkami estetycznymi.
-Proszę usiąść.
Minerwa pokazała brunetce krzesło przed biurkiem, a sama zajęła miejsce naprzeciwko, przypatrując się dziewczynie.
-Gdy mówiłam, że nie powinno pani tu być miałam stu procentową rację i zupełnie nie rozumiem, dlaczego przychodzi pani do naszej szkoły i burzy nasz spokój. Dopiero co wstaliśmy na nogi po wojnie z Lordem Voldemortem. Jeszcze jesteśmy w stanie żałoby za zmarłych, a pani pojawia się nagle, niszcząc poczucie bezpieczeństwa, które zasialiśmy w uczniach.
-Ale pani nic nie rozumie. - Carmen przerwała monolog kobiety.
-Nie. - przerwała kategorycznie. - To pani nic nie rozumie, decydując się tu przychodzić. Czarodzieje pani pokroju nigdy nie przekroczyli progu tego zamku i nie pozwolę, żeby zabawiła u nas pani na długo. Zaraz przyjdą po panią aurorzy z Ministerstwa Magii.
-Musi mnie pani wysłuchać, bo to wcale nie składa się w jeden ciąg. - brunetka podjęła kolejną próbę wyjaśnienia sytuacji - Dzisiaj dowiedziałam się, że moi rodzice są czarodziejami i do tego ponoć dobrymi. Nie mogę wrócić do domu, bo go już nie mam, a na pytanie dlaczego pani, ani pani poprzednicy, nie chcieli mnie przyjąć do szkoły, mimo że listy apelacyjne mój ojciec słał tutaj jeszcze zanim się urodziłam, nadal nie dostałam odpowiedzi.
-Jak to pani dowiedziała się dopiero dzisiaj o tym, że pani rodzice są czarodziejami ?
Twarz Minerwy zmieniła się diametralnie. W jej oczach można było zauważyć zdezorientowanie, zdziwienie i ogromną zmianę w jej nastawieniu do osoby siedzącej naprzeciwko niej, ubranej w zupełnie nie magiczny sposób z determinacją wymalowaną na twarzy.
-To wyszło przez przypadek. Moja ciotka nie wiedziała, że ja nie wiem nic o magii i nawet jej istnieniu. Ja nawet nie mam różdżki, a rzeczy które dzisiaj widziałam nie mieszczą mi się w głowie. Uwierzy mi pani, że w kieszeni płaszcza mam walizkę z całym moim życiem ? Bo ja nie. - roześmiała się nerwowo z własnego żartu.
-Pani rodzice nic pani nie mówili ? - Minerwa nie ukrywała zdziwienia.
-Nie. Dla mnie to jest ogromny szok, dlatego chciałam się dowiedzieć dlaczego moi rodzice nie dostali możliwości posłania mnie do odpowiedniej szkoły, by ćwiczyć i praktykować swoją magię. Chociaż ja nawet nie wiem czy ją mam, bo nigdy nie zrobiłam niczego podobnego do tego co dzisiaj widziałam.
Ostatnie zdanie powiedziała ze skruchą, bo dotarło do niej, że może tak właśnie jest, a ona robi jakieś zamieszanie. Może jej rodzice jej o tym nie mówili, bo ona nie odziedziczyła po nich ani krztyny magii. Dziewczyna wyjęła swoją mini walizkę z kieszeni płaszcza, która mieściła się w dłoni. Uśmiechnęła się na ten widok.
-Nie została pani przyjęta, bo Hogwart to nie jest szkoła odpowiednia dla pani umiejętności i pani …
Ktoś zapukał i za moment do gabinetu weszło dwóch mężczyzn. Obydwoje około czterdziestki z brzuszkami i nieogolonym zarostem. Z tym, że jeden był niszczy, a drugi wyższy. Wwiercili w postać brunetki swoje świdrujące spojrzenia.
-Muszę z panami porozmawiać. - Minerwa zbiegła z podestu. - Proszę się stąd nie ruszać. - dodała do dziewczyny siedzącej przed biurkiem i wyszła, zostawiając ją samą.
W tym momencie dla Carmen cała ta sytuacja wydawała się chora i poplątana. Nic z tego nie rozumiała. Reakcja dyrektora tej szkoły była podobna z reakcją jej ciotki. Nie wiedziała o co tu chodzi, ani o to co się z nią stanie. Nawet nie wiedziała jak powiększyć swój mini bagaż. Chciała zmyć z siebie cały brud i zapach spaceru w tunelu, chciała rzucić się na łóżko i nie zbudzić się przez następne pół wieku, ale wiedziała, że to będzie niemożliwe. Gdy właśnie ziewała do gabinetu wróciła Minerwa bez aurorów.
-Dostanie pani na jakiś czas w naszym zamku schronienie. Teraz nie jest zbyt bezpiecznie, ale niech pani nie myśli, że nie będzie pani pod czujnym okiem każdego z nauczycieli. Jeden pani wybryk i może się to dla pani źle skończyć.
-Nie znam magii. Mogę to pani zagwarantować. Nie dokończyła pani zdania, gdy ci panowie zapukali.
-Teraz nie mam zbytnio czasu, więc pozwoli pani, że zaprowadzę panią do własnego dormitorium.
Minerwa szybko ucięła pytania, które męczyły Carmen. Kobiety wyszły, ale żadna nie rozpoczynała nowego tematu. Gdy wyszły przed drzwiami stali ci sami mężczyźni, którzy teraz ruszyli za nimi jak cienie. W czwórkę weszli na klatkę schodową i pięli się bardzo wysoko, aż dotarli do obrazu przedstawiającego huśtającą się dziewczynkę.
-Hasło. - powiedziała cukierkowym głosem.
-Miodowe bułeczki. - powiedział McGonagall. - To hasło musi pani podać, żeby dostać się do pokoju.
-Tak jakby klucz ?
-No tak.
Na Carmen już nic nie sprawiało wrażenie. Przyjęła do wiadomości, że tutaj zamiast klucza podaje się hasło, a obraz wpuszcza ją do pomieszczenia. Bez rewelacji zapamiętała hasło.
Kobieta weszła i zaprosiła do środka dziewczynę, za nimi weszli również aurorzy. Aktualnie znajdowali się w salonie w kolorach ciepłego cappuccino. Mały przeszklony stolik stał naprzeciwko pięknego kominka, a wszystko uzupełniał zestaw kanapy i dwóch foteli w kolorze brązowym, który stał na czerwonym dywanie. Salon był mały. Naprzeciwko ściany z kominkiem były drzwi, prowadziły one do sypialni w podobnych zestawieniach kolorystycznych, w oczy rzucało się ogromne łóżko z kolumnami i czerwonym baldachimem, który teraz był związany. W sypialni były również inne drzwi, które prowadziły do przestronnej łazienki z prysznicem i dużą wanną. Bardzo jej się tutaj podobało.
-Myślę, że może pani spędzić tu parę dni na czas kiedy zajmiemy się pani historią, a tymczasem będzie panią pilnowało zawsze dwóch aurorów.
-Ja naprawdę nie znam magii. - Carmen przerwała wypowiedź dyrektorki.
-Życzę pani miłego wieczoru. Nasz skrzat przyniesie pani kolacje, a jutro śniadanie.
Kobieta zaczęła się wycofywać do wyjścia.
-Przepraszam. - zatrzymała ją brunetka. - Czy mogłaby pani coś z tym zrobić ?
Wyciągnęła na dłoni swój mini bagaż. McGonagall spojrzała na nią ogromnymi oczami, a po chwili odebrała mini walizkę. Odwróciła się do jednego z mężczyzn, a ten podszedł do przedmiotu i rzucił jakiś czar, a Carmen po raz kolejny dzisiaj widziała jak działa magia. Cała trójka opuściła sypialnię dziewczyny, a ona sama zdjęła płaszcz. Otworzyła walizkę, która była wypchana po brzegi i zabrała jakieś ubrania i kosmetyki, chciała się wykąpać. W kącie walizki zobaczyła małe zawiniątko. Wyjęła, jak się okazało, duży i ciężki plik listów z Hogwartu do jej rodziców. Była ciekawa co one kryją, więc schowała plik kopert na dnie walizki, przykryła je ubraniami i szybko wzięła prysznic. Gdy wróciła do sypialni czekały na nią ciepłe naleśniki, które szybko zjadła z apetytem, a później, mimo ogromnego zmęczenia, zabrała się za listy, których było jeszcze więcej niż na początku sądziła.
↓ ↓ ↓
Hej :) Wielką radość sprawia mi świadomość, że moja historia się Wam podoba i uważacie ją za ciekawą i interesującą. Jest tyle opowiadań i fanfiction o HP, że zdaję sobie sprawę z tego, że moje "wypocinki" są tylko kroplą w morzu :)
A Carmen jest już w Hogwarcie. Jestem bardzo ciekawa Waszych przemyśleń po tym rozdziale. Jak myślicie jak ułożą się losy tej "mugolki" w szkole ? I kto się nią zainteresuje ? :D Nie mówię nic więcej, bo zaraz się wygadam :D
Pozdrawiam każdego czytelnika z osobna i czytamy się w piątek ;)
Dobra. Mój komentarz - długi i z prawie samymi pochwałami został po prostu usunięty. Nie zamierzam go powtarzać. Mówię tylko, że pisze się pani z małej litery. Bardzo mi się podoba, czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńWeny życzę.
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com
Szkoda, że się usunął :D Eh ten blogger. Dziękuję :)
UsuńRozdział jest bardzo fajny :) Już wyczekuję następnego :P
OdpowiedzUsuńOjej, czytalam i czytalam! : D
OdpowiedzUsuńNaprawde jestem pod ogromnym wrazeniem! Rozdział mnie oczarował!
Ciekawa jestem kim Carmen jest, ze McGonagall nie chce jej widzieć w Hogwarcie. Dodatkowo zastanawia mnie jak nazywa się chłopak, który zaprowadził czarodziejke do szkoły magii. Pojawi się w przyszłości czy był tylko przypadkowym gość? :)
Zabieram się za kolejny rozdział : D
http://slughorn.blog.pl