piątek, 11 września 2015

Rozdział 1.

Nie było dnia, w którym Nicholas Connery nie oczekiwał odpowiedzi z Hogwartu i gdy tylko zauważył sowę, w jego sercu rozpalała się mała iskierka nadziei. Lecz za każdym razem ta iskierka zostawała zgaszona, a mężczyźnie serce krwawiło widząc kolejny list z odmową przyjęcia jego córki do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wpadł on w pewnego rodzaju rutynę i szaleństwo, ponieważ na każdą odmowę odpisywał niemal automatycznie ponownie próbując przekonać nieugiętego w swojej decyzji dyrektora placówki. Nie czuł się dobrze z faktem, że przez pochodzenie jego i jego żony ich córka nie może zaznać spokojnego życia z dala od niebezpieczeństwa. Każdego wieczoru, gdy jego mała iskierka słodko spała, nieświadoma tego jakie zagrożenie się na nią czai w tym potężnym świecie, siedział przy jej łóżeczku i przyglądał się jej. Jego ulubioną, w tamtych momentach, muzyką było jej miarowe oddychanie i dźwięk ssania smoczka od czasu do czasu. Czuł się wtedy nieświadomy codziennych problemów i zmartwień dotyczących jutrzejszego dnia. Czuł się szczęśliwy czego w dniach powszednich nie odczuwał. Mógł tak przyglądać się godzinami małemu skarbu, które posiadał i dla którego tak bardzo chciał bezpieczeństwa.

Lata mijamy, a z jego malutkiej córeczki zaczynała wyrastać młoda dziewczyna. Słodka i niewinna, z wielkim uśmiechem na twarzy potrafiła, za każdą cenę, wywołać uśmiech na zmęczonej twarzy swojego ojca. Kochali spędzać wspólnie czas, a w swoim towarzystwie mogli zdobywać najwyższe szczyty, jeżeli nadarzyłaby się taka okazja. Gdy miała dziesięć lat jej ojciec stawał na głowię, żeby przekonać ówczesnego dyrektora szkoły Albusa Dumbledora, aby przyjął jego córkę. Naukę bowiem mali czarodzieje zaczynali w wieku jedenastu lat, więc uciekający czas nie pomagał im wcale. Chciał wiele razy spotkać się z wielkim i szanowanym Dumbledorem, ale ten zazwyczaj zasłaniał się pracą i brakiem czasu. Sytuacja powoli wymykała się z rąk, ale Nicholas rozumiał, że jego rodzina nie jest mile widziana w murach tego pięknego zamku. Nie mógł jednak cofnąć czasu. Chciał, żeby było inaczej, żeby Dumbledore dał jej szansę, ale jego córeczka najwidoczniej nie zyskała w oczach dyrektora. Strach był większy, zresztą stary czarodziej, najpotężniejszy jaki chodził po tej planecie, mógł przypuszczać, że to podstęp i na pewno skontaktował się z Ministerstwem, które jeszcze bardziej pogrzebało szanse dostania się jego córki do szkoły. Nikt w Ministerstwie nie darzył rodziny Connerów sympatią. Przeszłość ciągnęła się za nimi cały czas … i jeszcze ich pochodzenie. Nicholas najchętniej przekląłby swoje nazwisko i się go wyparł.

Ava chciała zmiany, chciała nawrócenia, ale nikt tego nie rozumiał, nikt nie rozumiał co czuje kochająca matka bojąca się o każdą minutę życia swojego dziecka. Bała się o każdy dzień, bo wiedziała, że być może ten będzie jej ostatnim lub ostatnim kogoś z jej rodziny. Strach paraliżował nawet ją. Potężną czarownicę, która należała do dawnej trójcy, która gromiła strachem wszędzie gdzie się pojawiła. Teraz ona kuli się ze strachu na samą myśl o „przywódcy” całej trójcy, który był jej tak bliski, który jej tak pomagał. Spojrzała na swojego męża, który tak jak w każdy wieczór siedział przy biurku, pisząc i po chwili paląc zapisane listy. Chciał, żeby ich córka została dopuszczona do szkoły, żeby uciekła od tego piekła, żeby umiała się obronić. Lecz szansa się nie pojawiała, a dziewczyna nawet nie wiedziała kim jest. Nie wiedziała kim byli i kim są jej rodzice. Nie wiedziała, że w jej żyłach płynie magiczna krew. Nie wiedziała nawet o istnieniu magii. Rodzice bardzo starannie ukrywali przed nią magiczny świat. Prowadzili mugolskie życie i jedynie podczas nieobecności córki posługiwali się magią. Ava sądziła, że skoro nie ma szans na przyjęcie jej córki do szkoły, to lepiej nie mieszać jej w całe to piekło, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej realne.

Nicholas ponownie spalił list, który pisał i zmęczony schował twarz w dłoniach. Był zdruzgotany tym, że jego wieloletnia praca i próby pełzną na niczym, a ich córka robi się coraz starsza i nadal o niczym nie wie. Bał się, że kiedy nagle ich zabraknie ona nawet nie będzie umiała się obronić, a z kolei wyjawienie jej całej prawdy było zbyt ryzykowne. Wiele razy spierał się z żoną na temat ujawnienia ich córeczce prawdy, ale opanowanie jego żony zawsze brało górę i wszystko zostawało w tajemnicy, w ukryciu jak jakiś rzadki okaz wybryku natury. Wpadał ze skrajności w skrajność.

-Nicholas daj już na dzisiaj spokój. Jutro przyjeżdża moja siostra. Musisz wypocząć. Chodź spać.

Zmęczony fizycznie i psychicznie mężczyzna skapitulował i już po chwili odpłynął w krainę Morfeusza, ale jego sny z czasem stały się niepokojące. Obudził się parę minut wcześniej niż zazwyczaj, zalany potem próbując przypomnieć sobie swój sen, ale nie udało mu się. Pamiętał, że sen nie był przyjemny i czuł dziwny niepokój co do dzisiejszej wizyty siostry swojej żony – Elin. Zazwyczaj, gdy przyjeżdżała działy się później złe rzeczy. Nicholas wyszedł po świeże bułki i Proroka Codziennego, po którego musiał wybrać się na ulicę Pokątną, więc teleportował się do Londynu, a następnie na Pokątną. Wolał nie ryzykować tego, że jego bardzo bystra i mądra córka zauważy gazetę, więc sam po nią chodził i nie obnosić się z jej posiadaniem, wolał mieć wszystko pod kontrolą. Carmen już dawno wyrosła z kolorowych sukienek i słodkich małych bucików. Była młodą kobietą, która nadal jest okłamywana w związku z jej pochodzeniem. Chodzi co prawda do szkoły, ale to zwykła mugolska placówka, a nie Hogwart. Minęło tyle lat, a sprawa nadal stała w martwym punkcie.

Jedynie z Proroka Codziennego wiedział co dzieje się w magicznym świecie. On jak i jego żona nie byli serdecznie widziani na ulicy Pokątnej, więc zazwyczaj przybierali postawę niewyróżniającego się z tłumu czarodzieja i kupowali szybko to co musieli. Nie było to łatwe zadanie, gdyż ludzie tutaj byli wyjątkowo podejrzliwi i spostrzegawczy, a szczególny nacisk na podejrzliwość był teraz, kiedy w magicznym świecie działy się tak nierealne rzeczy. Gdy kierował się do sklepu zauważył, że na ulicy jest znacznie miej ludzi, którzy dziwnie szepczą między sobą. Jego serce zaczęło szybciej bić, bał się, że go rozpoznali, ale gdy kupił gazetę wszystkiego się dowiedział.

Chłopiec Który Niegdyś Przeżył spotkał się z samym Lordem Voldemortem, wszystko wydarzyło się w niezbyt sympatycznym miejscu, bo na cmentarzu. Towarzyszyło temu jakieś wielkie przedsięwzięcie, w którym brali udział czarodzieje z różnych zakątków świata i różnych magicznych szkół. Chłopiec z blizną na czole przeżył, ale jego przyjaciel, który trafił tam razem z nim, miał mniej szczęścia. Umarł z rąk Voldemorta, którego wszyscy się obawiają i snują spekulacje o tym, czy On aby na pewno powrócił. Nicholas wyczuwał tu podstęp. Stwierdził, że musi jak najszybciej pokazać gazetę żonie i muszą podjąć konkretne działania w kierunku ich jedynego dziecka.

-On jest niebezpieczny.

Ava przeczytała artykuł dwukrotnie i dopiero zabrała głos.

-Musimy nałożyć na Carmen silniejsze zaklęcia.

Nicholas spacerował nerwowo, zerkając co chwilę na drzwi, jakby obawiał się, że za moment ktoś nieproszony może przez nie wejść do środka i jeszcze bardziej ich zaniepokoić.

-To nie będzie takie proste. Kiedy była mniejsza było znacznie łatwiej rzucić zaklęcie, gdy spała. Teraz będzie trudniej.
-Mam eliksir Słodkiego Snu. Nalejemy jej do herbaty wieczorem i będziemy mieć pewność, że się nie zbudzi.

Nie mieli szansy dłużej rozmawiać, bo zawitała do nich Elin, która również czytała gazetę. Gdy dorośli rozmawiali w wyciszonym przez zaklęcie pomieszczeniu, Carmen siedziała na swoim ulubionym miejscu, czyli na parapecie przy drzwiach i obserwowała okolicę. Lubiła patrzeć na park z naprzeciwka. Wydawał jej się bardzo spokojnym miejscem, w którym nikomu nie może wydarzyć się krzywda. To był jej drugi dom. Nie chciała przeszkadzać rodzicom w rozmowie z ciotką, którą prawdę mówiąc ledwo znała, ale była jedyną osobą, która ich odwiedzała od czasu do czasu. Nikt ich nigdy nie odwiedzał, a i para nigdy nigdzie nie wychodziła. Czuła się tu jak w więzieniu, ale przywykła do tego, że jest zamknięta w czterech ścianach. Takie było jej przeznaczenie, więc nie mogła tego zmienić, nawet nie chciała. Jej oczekiwania nie były ogromne, a zaspokoić je w zupełności mogli rodzice i znajomi ze szkoły, których widywała codziennie na zajęciach i czasem po szkole.

Elin spędziła u rodziny Connerów parę dni, po których wróciła do swojego domu w północnej Szkocji. Carmen nie miała zbyt wiele okazji, żeby z nią porozmawiać, bo ta ciągle była w towarzystwie jej rodziców. Była zawiedziona, że kolejna okazja do poznania ciotki ucieka jej sprzed nosa. W dni takie jak ten męczyła się w domu. Towarzystwo rodziców nagle jej nie wystarczało, a wręcz irytowało i wszystkie złe emocje, które tak bardzo chciała ukryć, znajdowały ujście na zewnątrz. Złość i irytacja w niej rosły z każdą sekundą, pojawiała się frustracja, która zawsze władała nią całą. Mimo jej wieku jej rodzice odwozili i przywozili ją ze szkoły. Zawsze zrzucała tą nadopiekuńczość tym, że jest jedyną córką, jedynym potomkiem, więc rodzice się o nią martwią, ale czasami miała tego po prostu dość i tak czuła się właśnie dzisiaj. Czuła, że rodzice cały czas coś przed nią ukrywają i była niemal pewna, że ta tajemnica wiąże się z bardzo częstym strachem w ich oczach, który widywała, gdy była jeszcze małą dziewczynką. Po pewnym czasie ten strach zniknął, ale pewien dystans i niepewność pozostała w ich spojrzeniach.

Pewnej nocy Nicholas obudził się cały mokry od potu i okazało się, że jego żona również miała ten sam okropny koszmar, przez który już tego samego dnia jechali na wakacje do Francji. Carmen była zdziwiona całym zajściem, tym bardziej że w nocy męczyły ją dziwne koszmary i była niewyspana. Za to jej rodzice byli bardzo podekscytowani tą zmianą, chociaż fakt, że pakowali się przez kwadrans i od razu wyjechali bez śniadania był bardzo niejednoznaczny. Czekała ich bardzo długa droga pociągiem do Francji.

Ava nie musiała pytać, żeby wiedzieć, że ten czarnoksiężnik – Lord Voldemort - coś planuje. Lepiej było się usunąć na jakiś czas w bezpieczne miejsce i odczekać ewentualne zagrożenie z dala od źródła zagrożenia. We Francji dowiedzieli się, że ten sam czarnoksiężnik, przed którym uciekali w obawie o swoją córkę, został pokonany przez Chłopca Który Przeżył i obecnie Hogwart jest remontowany, a zajęcia zostały odwołane. Kolejnym szokiem jaki doznali rodzice Carmen był fakt, że Albus Dumbledore nie żyje. Nicholas był załamany, ale pojawiła się również szansa, że być może nowy dyrektor przyjmie ich córkę do szkoły, co nie było zbyt mądre, gdyż ich córka była już w wieku, w którym kończy się siedmioletnią naukę w szkole. Dla nich zawsze była nadzieja, żeby wysłać tam córkę, która nadal żyła w kłamstwie. I tej nadziei trzymali się każdego dnia, ta nadzieja przytrzymywała ich przy życiu.

Kiedy dowiedzieli się, że teraz rządy dyrektora pełni Minerwa McGonagall, a uczniowie mogą wrócić do szkoły i ukończyć ostatni rok nauki, który przerwała Bitwa, ponownie nadzieja ogarnęła Nicholasa i Avę i zbierając najlepsze argumenty namawiali dyrektora do tego, żeby przyjęła ich córkę do szkoły. Decyzja była jednak ta sama, a sama Minerwa była równie uparta jak Dumbledore.

-Elin chce przyjechać.

Powiedziała Ava podczas obiadu. Nicholas spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, przypominając sobie, że po jej ostatniej wizycie rozpoczęła się Bitwa, w której zginęło mnóstwo wspaniałych czarodziejów.

-Gdy ostatnio była to nawet nie miałam możliwości z nią porozmawiać, więc miło będzie jak przyjedzie.

Odezwała się Carmen krojąc za duży kawałek marchewki. Zdziwiony wzrok jej rodziców powędrował w jej kierunku, a następnie każde spojrzało po sobie. Nicholas poruszył barkami w geście obojętności.

-Racja. Niech wpada.

Przełknął kawałek kurczaka. Już nie poruszali tego tematu, ani przy obiedzie, ani tego samego dnia. Po prostu woleli nie myśleć co tym razem wydarzy się, gdy siostra Avy się pojawi. Elin również była uzdolniona magicznie, ale w porównaniu ze swoją potężną siostrą była tylko zapałką przy stuletnim drzewie. Faktem jednak było to, że Elin praktykowała, czego nie można było powiedzieć o jej starszej siostrze, która zamknęła się zupełnie na ogromny dar, który krążył w jej żyłach.

Dnia kiedy miał przyjechać ich gość w domu panowała dziwnie napięta atmosfera. Jedynie Carmen zachowywała się normalnie, czyli siedziała na parapecie i obserwowała poczynania rodziców, którzy ostatnimi czasy byli jeszcze gorsi do wytrzymania. A ten dzień zapowiadał się tylko gorzej. Wyluzowana ciotka weszła do domu bez pukania, była w szampańskim humorze. Carmen podziwiała ją za tą młodzieńczość, którą utrzymywała młodsza siostra jej matki. Na jej widok uśmiechnęła się szeroko i wystawiła stopy poza parapet, pozwalając im swobodnie zwisać.

-Jak to dobrze, że zabili tego całego czarnoksiężnika od siedmiu boleści.

Elin przywitała się ze swoją siostrą i szwagrem. Przeszła obojętnie obok swojej siostrzenicy, która ją bacznie obserwowała. Ciotka przywitała się z słupami soli, w jakie zamienili się jej rodzice i zrobiła coś co przeważyło szalę. Wyjęła z torebki opakowanie wielkości pudełka zapałek, jakiś patyk, który przypominał kształtem sopel lodu i podniosła go, wykierowała jego koniec w pudełko zapałek, które leżało na dywanie. Wypowiedziała pod nosem jakiś wyraz, a z opakowania zapałek nie zostało zupełnie nic. Carmen patrzyła wielkimi oczami jak przed nią ukazuje się potężna walizka na kółkach. Nie patrzyła na twarze rodziców, bo bardziej interesowała ją tajemnicza ciotka, która ponownie machnęła wspomnianym patykiem i na stole pojawiły się trzy szklanki do whiskey i na końcu butelka brązowego płynu. Ciotka odwróciła się do rodziców, którzy mieli otwarte buzie.

-Musimy to opić. To odpowiednia okazja, żeby w końcu napić się wspólnie Ognistej. Przyjechałabym szybciej, ale nie miałam wcześniej czasu. Dlaczego macie takie miny ? - zaśmiała się na końcu.

Carmen miała oczy wielkości spodków tych szklanek, które ni stąd ni zowąd znalazły się na stoliku. Ciotka nadal trzymała w dłoni różdżkę. Brunetka zeskoczyła z parapetu i podeszła bliżej stolika zaabsorbowana widokiem naczyń, które się nagle pojawiły. Nie wystraszyła się, raczej zainteresowała.

-Oo. Carmen. Nie zauważyłam cię. - Elin z jej ogromnym uśmiechem przywitała się z siostrzenicą śmiejąc się cicho. - Dla ciebie też coś się znajdzie.

Ciotka uśmiechnęła się ponownie i machnęła jeszcze raz różdżką, a na stole pojawił się kufel z czymś kremowym w środku i masą piany na wierzchu oraz duży czekoladowy tort, który wyglądał bardzo apetycznie.

-J-jak to zrobiłaś ? - zapytała Carmen dotykając nowych rzeczy.
-Jak to jak ? Wyczarowałam kochanie. - jej uśmiech zbladł, a następnie spojrzała na Avę i Nicholasa. - To przecież jest banalne. Nie uczyliście jej tego ?
-Elin. - Ava odezwała się łamliwym głosem. - Ona o niczym nie wie. - odpowiedziała słabym głosem, który był ledwo słyszalny.
-Jak to nie wie ? - zdezorientowana ciotka patrzyła to na siostrzenicę to na siostrę i jej męża.
-O czym nie wiem ? - Carmen była zbita z tropu, co rzadko jej się zdarza.

W salonie zapadła cisza, którą mąciły jedynie wskazówki zegara leniwie poruszające się po tarczy, wyliczając cenne sekundy dzielące Carmen od poznania prawdy, albo chociaż jej części.

-O magii. - podjęła temat Elin. - Twoi rodzice to bardzo potężni czarodzieje. W twoich żyłach płynie ich krew, więc to logiczne, że i ty nim jesteś.

Młodzieńczość nagle uszła z ciotki, a jej głos z wesołego jazgotu zamienił się w bardzo podejrzliwy i poważny. Gdyby nie sytuacja Carmen nie poznałaby w tym momencie roztrzepanej matki chrzestnej jaką zawsze była Elin.

-Jaka magia ? To nie może być prawda. To niedorzeczne !

Carmen roześmiała się serdecznie, ale nikt nie odwzajemnił tego gestu, nikt nie wyskoczył z szafy krzycząc, że to ukryta kamera. Nastolatka spojrzała po minach dorosłych. Jej matka wyglądała jakby uszło z niej całe życie, ojciec w ogromnym napięciu oczekiwał na to co się zaraz miało wydarzyć, a dziewczynie wydawało się, że mężczyzna nie oddycha. Elin za to miała rozbiegany wzrok, który zerkał nerwowo to na Carmen i z powrotem na jej rodziców. Minę miała nie tęgą.

-Czy to prawda ? - Carmen spojrzała ponownie na swoich rodziców.
-Carmen. - zaczął powoli Nicholas.
-Czy to prawda ?! - nastolatka chciała uzyskać odpowiedź.
-Tak. - odpowiedziała cicho jej matka powstrzymując ledwo łzy.
-Więc to ukrywaliście cały ten czas, tak ? - dziewczyna była na pozór spokojna.
-Kochanie. Chcieliśmy ci powiedzieć, chcieliśmy cię wysłać do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, ale nie chcieli cię przyjąć. Do tej pory prowadzimy korespondencje z tą placówką, ale do tej pory nie dostaliśmy pozwolenia.

Nicholas podjął się tłumaczeń, starał się mówić spokojnie i wolno. Wiedział, że dla jego córki to szok, a wiedział to z tego, że nigdy nie widział jej w takim stanie. Na krawędzi niezrozumienia i wybuchnięcia falą śmiechu z udanego żaru. To co się działo w głowie Carmen nie można było nazwać armagedonem. Z jednej strony rozbolała ją głowa od tego natłoku wrażeń, a z drugiej przez jej umysł nie przepływały żadne informacje. Czuła się jak roślinka, która ma tylko rosnąć i ładnie wyglądać. Niczego więcej od niej nie oczekiwano.

-Chcieliście ją wysłać do Hogwartu ?! - Elin aż wstała. - Czy wyście powariowali do końca ? Ją ! Do Hogwartu ?!
-Elin nie wtrącaj się ! Wystarczająco namieszałaś. - jej siostra ją zganiła, na co tamta zamknęła buzię i usiadła potulnie na kanapę. - Carmen. - dodała miękko.
-Dlaczego nie chcieli mnie przyjąć do tej całej szkoły i dlaczego sami mnie nie uczyliście tej całej magii, skoro jesteście tacy wspaniali w niej ? Bo dlaczego mi nie powiedzieliście o tym wcześniej to nie mam na co liczyć, że się dowiem, skoro w tym domu wychowuje się na kłamstwach.
-Nie przyjęli cię do Hogwartu, bo nie spełniasz ich wymogów. - dodała z kpiną Elin o mało nie zapluwając się, gdy aż prychnęła zniesmaczona tym, że musi wymówić nazwę tej całej „szkoły”.

Ciotka nastolatki nie mogła zrozumieć jak jej siostra mogła ukrywać przed własną córką całą prawdę na temat jej pochodzenia. Tu nie było czego się wstydzić, a obnosić się z tym tak, żeby wszyscy w wiosce wiedzieli jak ma się na nazwisko, będąc jeszcze parę kilometrów przed nią.

-Cisza ! - Ava krzyknęła na swoją siostrę. - W tej chwili się wynoś !

Ava nigdy nie zwróciła się tak niegrzecznie do siostry, dlatego obydwie wpatrywały się w siebie nawzajem przed dłuższą chwilę, po której Elin wstała i będąc już pod drzwiami spojrzała na swoją siostrzenicę i szepnęła jej, że poczeka w okolicy. Carmen nie wiedziała o co jej chodzi, ale ta wyszła, więc nie mogła się zapytać. Elin wolała nie mieszać się w rodzinne sprawy wiedząc, że jest przyczyną ich wybuchu. Rodzinna – to miano do niej nie pasowało, więc wyszła na zewnątrz ciesząc się ze spokoju.

-Jakich wymogów ? - zapytała Carmen nim, któryś z rodziców zacząłby wciskać jej kolejny kit.
-Kochanie … my … nie wiemy. Sprawa ciągnie się już latami. Za nim pojawiłaś się na tym świecie pisaliśmy już do dyrekcji szkoły, ale jak do tej pory z tym samym skutkiem. - Ava podeszła do swojej córki, a ta, ku jej zdziwieniu, zrobiła krok w tył.

Wiedziała, że od nich niczego się nie dowie, więc spojrzała na nich z gniewem w oczach i wyszła z domu szybciej, niż ci się zorientowali co zrobiła. Ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Chciała przemyśleć parę spraw, ułożyć w głowie to co usłyszała, bo uważała to wszystko za istny cyrk na kółkach. Chciała pobyć sama. Było dosyć chłodno, ale nie chciała wracać do domu. Za zakrętem zobaczyła swoją ciotkę, która stała i ewidentnie na coś czekała.

-O jesteś już. Lepiej chodźmy nim cię znajdą. - Elin wyciągnęła w jej stronę szczupłą dłoń.

Dziewczyna teraz mogła przyjrzeć się swojej ciotce, która była zupełnie inna niż jej matka. Carmen czekoladowy kolor włosów i oczu odziedziczyła po matce, ale kobieta, która przed nią stała nie miała nic z tego. Rudawe włosy spięte miała w misternego koka, a zielone oczy rzucały ku niej pytające spojrzenie. Wiek jej ciotki można było łatwo odczytać, zdecydowanie młodsza od swojej siostry, którą była matka Carmen, ale niewiele starsza od samej nastolatki. Elin była zadbaną kobietą, ze starannym makijażem i manikiurem. Każdy element stroju był przemyślany, a wysokie szpilki dodawały jej wzrostu, którego nie miała. Zupełnie nie podobna do starszej siostry.

-Chcesz wracać do domu, czy poznać prawdę o sobie ? - zapytała Elin dobitniej.
-Nie mam ubrań. - wychrypiała nastolatka.
-Poczekaj.

Kobieta wyjęła różdżkę i po chwili obok walizki Elin znalazła się taka sama. Zmniejszyła obydwie korzystając w podobnego zaklęcia jak wcześniej w domu i schowała do kieszeni płaszcza, który po chwili podała nastolatce. Carmen założyła go, ciesząc się natychmiastowym ciepłem, nie zastanawiając się nawet nad tym jak jej ciotka to zrobiła. Była taka roztrzęsiona, że nie zwróciła na to zbytnio uwagi.

-Teleportowałaś się kiedyś ?
-Co ? - nastolatka spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem.
-Wybacz, że zapytałam. Pewnie masz całe mnóstwo zaklęć zabezpieczających, po których twoi rodzice mogą cię znaleźć. Trzeba je zdjąć zanim ruszymy.

Kobieta podniosła swoją różdżkę, co wywołało strach u jej siostrzenicy.

-Czy to, aby bezpieczne ? - zapytała lekko drgającym głosem.
-Oczywiście, że tak. - opuściła czarną różdżkę. - A teraz podaj mi dłoń, bo twoi rodzice się zbliżają. Trzymaj się przy sobie, a nic ci się nie stanie.

Kobieta złapała ją za dłoń i teleportowały się w ostatniej chwili, bo zza zakrętu wybiegli zdyszani rodzice uciekinierki, którzy nawet nie widzieli tego co przed chwilą zaszło. Obydwoje pluli sobie teraz w brody, że nie wyjawili córce prawdy, ale nie mogli cofnąć czasu. Próbowali odnaleźć ją zaklęciem lokalizującym, ale to nie działało. Wszystkie zaklęcia jakie na nią rzucili, dla jej bezpieczeństwa, po prostu zniknęły. Po godzinie wrócili do domu, a to co tam zastali wstrząsnęło nimi do reszty. Jej pokój świecił pustką. Puste szafy, puste ściany, które do tej pory były obwieszone zdjęciami i lampkami choinkowymi. Zasłane łóżko i puste biurko. Wszystkie oznaki mieszkania w tym pokoju przez ich ukochaną córkę zniknęły. Ale to co zobaczyli w swojej sypialni wmurowało ich w podłogę. Wszystkie listy z Hogwartu zniknęły. Z całego domu zniknęło wszystko co świadczyłoby o tym, że mieli córkę.

Ava płakała i szlochała naraz. Nicholas stracił nadzieję i chęci do życia, które po prostu zniknęły wraz ze zniknięciem jego małej księżniczki. Obojga rodziców rozsadzała rozpacz po stracie ich jedynej córki, po czasie miejsce rozpaczy zajęła wściekłość do Elin za to, że przez nią Carmen dowiedziała się wszystkiego. Ava miała ochotę ją zabić. Targały nią takie emocje, że odnalazła swoją różdżkę i już miała wychodzić lecz powstrzymał ją jej mąż, każąc jej się uspokoić i nie zachowywać jak dziecko. Teraz nie łączyła ich miłość do dziecka, walka o jego bezpieczeństwo i dobre życie, a nienawiść do tego drugiego za to, że wcześniej nie narzuciło, żeby wszystko wyjawić. Ze wspaniałego i zgodnego małżeństwa w tamtym momencie nie zostało nic. Tak jak z ich córki.


↓ ↓ ↓ 

Cześć :) Dziękuję za wszystkie rady. Jeżeli chodzi o interpunkcje - staram się - w sumie to nawet nie zdawałam sobie, aż takiej sprawy, jak istotna ona jest. Postaram się podciągnąć w tej dziedzinie, ale jeżeli zauważycie błąd (jakikolwiek) to nie omińcie mi go wypomnieć. Jestem tylko człowiekiem, więc mogę coś przeoczyć. A jeżeli chodzi o odpisywanie na Wasze komentarze (utrzymywanie kontaktu z czytelnikami) to owszem mogę to robić, po prostu zawsze uważałam, że czytelnicy nie sprawdzają, czy ktoś odpisał na ich komentarz. Ja przynajmniej tak robię :D (chociaż są wyjątki, jak zadałam jakieś pytanie, to owszem sprawdzałam, czy pojawiła się odpowiedź) 
Możecie mi zarzucić, w tym rozdziale, szybki rozwój sytuacji, ale jak zauważyliście (lub nie) całe opowiadanie jest krótkie. Mam nadzieję, że nieco odpowiedziałam powyższą treścią na wasze pytania, dotyczące naszych bohaterów, a wasza ciekawość kontynuacji rośnie w miarę czytania.
Pozdrawiam cieplej niż ostatnio i do napisania w piątek :)

12 komentarzy:

  1. To moze byc calkiem dobre opowiadanie :) Pisz smialo dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przejmuj się błędami, które robisz. Każdy jest tylko człowiekiem, nie wszystko musisz wypatrzec, masz prawo do przeoczen :)
    Co do samego opowiadania - bardzo mi się podoba :)

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że moja historia ci się podoba :)

      Usuń
  3. Podoba mi się ^^ Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Coraz mniej błędów! Historia bardzo mi się podoba, zaciekawiłaś mnie. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh :D Uczę się na błędach, może kiedyś dojdę do perfekcji xD Cieszę się bardzo, że się podoba. Dziękuję :)

      Usuń
  5. Polubiłam Elin. Co prawda mam wątpliwości, czy przypadkiem ostatecznie nie okaże się czarnym charakterem tego opowiadania, ale polubiłam energię, jaką wniosła do rodziny Carmen.
    Końcówka moim zdaniem jest trochę zbyt dramatyczna. Wieloletnie, zgodne małżeństwo (a przynajmniej z całości nie wynikało, że są ze sobą tylko z przyzwyczajenia) miałoby się rozpaść tylko dlatego, że pojawił się problem z wychowaniem córki? Mało realistyczne, ale jak pokombinujesz, to na pewno rozwiniesz ten wątek w sposób, który wszystko wyjaśni.
    Przy opisie wyglądu Elin bardzo często powtarzasz wyraz "być". Może spróbuj jakoś inaczej zapisać ten fragment?
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Elin wszystko jest możliwe ;) O rodzicach Carmen, a konkretnie o ich małżeństwie będzie trochę powiedziane, ale w późniejszych rozdziałach. Oprócz ich miłości do siebie łączyła ich troska o jedyne dziecko. A troska była czymś spowodowana, czego teraz nie mogę wyjawić. Opowiadanie jest złożone i nie mogę wszystkiego podać wam na tacy :D Wszystko w swoim czasie,ale dziękuję za cenną uwagę :) A "być" poprawię jeszcze dzisiaj. Dziękuję :)

      Usuń
  6. Podoba mi się pomysł na bloga, szczególnie to, że jest nawiązane do mojego ukochanego HP... <3 Ale jestem zawiedziona, że o blogu dowiedziałam się z Bloggera, a nie od Ciebie :(
    Przecież jestem fanką Twoich poprzednich blogów! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* Każdy kocha HP :D Przepraszam, że cię nie poinformowałam, nie sądziłam, że wejdziesz i przeczytasz. Tak długo mnie nie było na bloggerze :(

      Usuń