piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 14.

-Pani dyrektor ?

Do gabinetu zajrzała kruczoczarna głowa pewnego okularnika. Pukał do gabinetu, ale nie dosłyszał się odpowiedzi, więc nacisnął klamkę, spodziewając się z jej strony oporu, lecz się pomylił. Drzwi się uchyliły, a Harry zauważył w gabinecie dyrektora mały bałagan - delikatnie ujmując. Minerva siedziała pogrążona we własnych myślach na potężnym fotelu. Nawet nie zauważyła swojego gościa.

-Przepraszam. - kaszlnął, starając się zwrócić swoją uwagę na dyrektorze. - Drzwi były otwarte.

Wskazał na drzwi, chcąc potwierdzić swoje słowa. Minerva w końcu spojrzała w jego stronę zamglonym wzrokiem, który jeszcze był w oddali myśli, w które udała się czarownica.

-Harry. - wstała, a jej szata tajemnie zaszeleściła. - Co ty tutaj robisz ? Nie wzywałam cię do siebie.
-Tak, wiem. Przepraszam za te najście, ale chciałbym z Panią porozmawiać. - zauważył grymas na jej twarzy, więc szybko dodał. - Nie zajmę dużo czasu.

Minerva zastanowiła się chwilę po czym delikatnie kiwnęła głową, a Harry wszedł do niej na podium.

-Usiądź.

Wskazała mu miejsce naprzeciw siebie i sama opadła w swoim fotelu. Harry po chwili zrobił to samo, spojrzał za jej ramię. Po jej obu stronach w ramach znajdowali się jej poprzednicy. Z jej prawej strony cicho pochrapywał Dumbledor. Po lewej pilnym i surowym spojrzeniem mierzył chłopaka ubrany, jak zawsze, na czarno Snape, który minimalnie kiwnął mu głową na powitanie, gdy ich spojrzenia się spotkały.

-Co cię do mnie sprowadza ? - zapytała McGonagall, chcąc jak najszybciej pozbyć się niespodziewanego gościa.
-Chciałbym z Panią porozmawiać o tej całej sytuacji sprzed paru dni.
-Nie ma o czym rozmawiać, Potter. Sprawa jest już rozwiązana. - powiedziała nieco drażliwym tonem.
-Skoro tak, to gdzie jest Malfoy ? A ta cała Connery ? Wiem, że nie często się pokazuje, ale tym razem nigdzie jej nie ma. Hermiona przeszukała nawet całą bibliotekę, w której ta dziewczyna spędzała ostatnio cały swój czas, a wiadomo, że Hermiona zna bibliotekę jak własną kieszeń. Nie było jej tam. Co się z nimi dzieje ? - męczył temat Harry.
-Nie ma nic czym musielibyście się martwić, Potter.
-Ale Pani profesor ..
-Nie ! Harry musisz zrozumieć, że nie dzieje się nic niepokojącego. Uspokój swoich przyjaciół i weźcie się do nauki. To wasz ostatni rok. Musicie zdać egzaminy. - Minerva uniosła nieco głos.
-W obliczu niebezpieczeństwa ? - tym razem Harry jej przerwał.
-Nie ma żadnego niebezpieczeństwa ! - krzyknęła Minerva, budząc tym samym Albusa, który pokiwał przecząco głową. - Przepraszam. - wzięła parę głębokich oddechów. - Harry, nie ma niczego czym musiałbyś zajmować sobie głowę. A teraz jeśli byś mógł to idź już, bo spodziewam się gościa.
-Tak, oczywiście. - wstał nieporadnie, patrząc na Albusa, który go obserwował odkąd się zbudził. - Przepraszam, że przeszkodziłem.

Harry sięgnął do klamki w tym samym czasie kiedy po gabinecie rozszedł się dźwięk pukania. Chłopak otworzył drzwi i stanął oko w oko ze starą czarownicą. Miała na sobie lawendową szatę przedartą w wielu miejscach. Kobieta była niska i okrągła. Jej twarz znaczyły różne blizny, a głęboko osadzone oczy zaświeciły się na widok twarzy Harry'ego.

-Harry Potter. - szepnęła zaskoczona i wyciągnęła ku niemu swoje małe dłonie z przeraźliwie chudymi palcami zakończonymi krzywymi paznokciami o różnych długościach.
-Tak, Harry właśnie wychodził. - McGonagall położyła chłopakowi dłoń na ramieniu nieco go odsuwając od swojego gościa, który opuścił dłoń. - Wejdź Izabello.

Harry odsunął się by zrobić miejsce kobiecie, a ta weszła do środka krokiem, który na pierwszy rzut oka wydawał się sprawiać jej trudności. Dopiero teraz chłopak zauważył, że staruszka opiera się na lasce, która wyglądem przypominała spiralę, a na plecach ma garba. Kobieta patrzyła na niego jak na obrazek.

-Dziękuję ci chłopcze. - Harry nie wiedział czy kobieta dziękuję mu za to, że ją przepuścił, czy za to, że zabił Voldemorta.
-Do zobaczenia Harry.

Minerva pchnęła go delikatnie w stronę wyjścia. Chłopak spojrzał przez ramię na nią. Miała na twarzy wymalowaną niecierpliwość. Potter opuścił gabinet, a gdy jego stopy znalazły się na korytarzu usłyszał na sobą huk zamykanych drzwi. Poczuł jeszcze zapach wosku i papieru jaki wydobył się z pomieszczenia. Stał tak chwilę w miejscu, analizując sytuację. Zastanawiał się czy znał tę kobietę, ale nie przypominał sobie jej. To musiał być jakiś ważny gość. Harry chciał podsłuchać ich rozmowę, ale pomieszczenie zostało już wyciszone, żadne zaklęcie nie pomagało. Chłopak postanowił podzielić się zdobytymi informacjami ze swoimi przyjaciółmi. Ruszył na błonie, a konkretnie do chaty Hagrida, w której siedzieli Hermiona i Ron. Kieł wesoło szczekał przed chatą, z której dochodziły podniesione głosy. Harry pogłaskał psa, wsłuchując się w głosy. Jednego nie mógł rozszyfrować chociaż był pewny, że już nieraz go słyszał. Zapukał do drzwi i od razu pociągnął za klamkę. Wszystkie spojrzenia skierowały się w jego stronę.

Hermiona i Ron siedzieli tam gdzie wcześniej, a dokładnie na kanapie naprzeciw wejścia. Przy stole siedział Hargid z kuflem, a obok niego postać, którą rozpoznał dopiero po chwili.

-Aberforth Dumbledore ? Co Pan tu robi ? - zapytał Harry.
-Harry. Jak dobrze cię widzieć. - mężczyzna uśmiechnął się serdecznie. - Wpadłem z wizytą.
-Oh. Nie tylko Pan wpadł z wizytą. - spojrzał na niego badawczym wzrokiem.
-O czym mówisz Harry ? - zapytała Hermiona, zwracając na siebie uwagę Harry'ego.
-McGonagall wyprosiła mnie z gabinetu, bo spodziewała się gościa, a gdy ten się pojawił niemal od razu znalazłem się na korytarzu.

Abertforth zamieszał napojem w swoim kuflu, a Harry dosiadł się do swoich przyjaciół.

-Dowiedziałeś się czegoś nim cię stamtąd wykurzyła ? - zapytała Hermiona.
-Tylko tego, że mamy się nie mieszać i uczyć do egzaminów. - żachnął się.
-Tsaaa. Gadanie. - naburmuszył się Ron.
-Oj dzieciaki. - brat Albusa uśmiechnął się do nich. - Pewne sprawy należy zostawić dorosłym, żeby oni się nimi zajęli.
-Mam wrażenie, że Pan nie jest tu przypadkowo w odwiedzinach. - odezwał się Harry, obserwując reakcję barmana. - Myślę, że ma Pan coś wspólnego z tą kobietą, która aktualnie jest w gabinecie McGonagall.
-Jak ten czas szybko leci, cholipka. Aberforth'ie masz ten eliksir wspomagający wzrost roślin ? Dynie w tym roku są takie marne.

Gospodarz podniósł się z siedzenia, zabrał naczynia ze stołu i wsadził je do zlewu. Dumbledore spojrzał na ścianę naprzeciwko siebie, omijając ciekawskie spojrzenia młodzieży.

-No dzieciaki. Chyba musicie lecieć już na śniadanie do Wielkiej Sali. My musimy uratować dynie. - zaśmiał się sztucznie Hagrid, próbując zatuszować napiętą atmosferę w chatce.
-O właśnie, śniadanie. Nie wiem kiedy tak zgłodniałem. Chodźmy. - Ron poderwał się do wyjścia.

Hermiona i Harry spojrzeli po sobie. Wiedzieli, że coś tutaj nie gra, że jest coś czego im nie mówią.

-Do zobaczenia później Hagrid. Do widzenia Panie Dumbledor.

Grzecznie się pożegnali i wyszli. Hagrid wiedział, że później będzie musiał się jakoś tłumaczyć i już żałował, że te dzieciaki są takie spostrzegawcze. Aberforth wypuścił powietrze, ciesząc się, że już sobie idą.

-No co tak wolno ? Chodźcie ! - Ron wchodził już pod wzgórze i machał do nich, pośpieszając ich.
-Coś tu nie gra. - pierwsza odezwała się Hermiona.
-Wiem, ale jeszcze nie wiem co.
-Kim była ta kobieta ?
-Nie wiem. Pierwszy raz ją widziałem. Przypominała mi Trelawney. Wiesz te obłąkane oczy, które są gdzieś zupełnie indziej.
-Myślisz, że to jakaś jasnowidzka ?
-Nie zdziwiłbym się tym.
-Ale … ale po co ona tu przyszła ?
-Nie wiem, ale myślę, że to Aberforth ją tu przyprowadził. Ona z pewnością ma coś wspólnego z Connery.
-Dlaczego tak myślisz ?
-Widziałem reakcję McGonagall. Jak zapytałem o nią i Malfoya to zarzekała się, że sytuacja jest już opanowana, że mamy niczym się nie martwić i nie mieszać w to, ale im dłużej wierciłem temat tym bardziej się ona denerwowała. Od rana wyczekiwała wizyty tej kobiety.

Ron ponownie się odwrócił i zaczął szaleńczo machać rękami. Chciał już znaleźć się w Wielkiej Sali by pałaszować śniadanie, na które czekał on rana. Wolał nie ryzykować zdrowiem i nie częstować się wypiekami gajowego, dlatego teraz był tak bardzo głodny. Z resztą kiedy on nie był głodny ? Harry i Hermiona, widząc swojego przyjaciela westchnęli i już chcieli od krzyczeć mu jakąś złośliwą uwagę, gdy wysoko nad nimi w jednej z samotnej wieży wybuchnęło okno, a odłamki szkła posypały się na błonia. Wypłynęły z niej ciemne i złowieszcze chmury przypominające na kształt ludzką postać. Harry myślał w pierwszej chwili, że to dementor, ale kształt szybko się rozpłynął, a błonia wypełnił mrożący krew w żyłach kobiecy krzyk. Hermiona złapała Harry'ego za dłoń, gdy owiał ich zimny jak lód wiatr. Ptaki zamilkły i całe błonia pogrążyły się w ciszy. Ron kucnął, trzymając się za uszy. Przyjaciele szybko do niego dobiegli.

-Ron ! - krzyknęła Hermiona, ale nie usłyszała swojego krzyku.

Weasley kołysał się dociskając do uszu swoje dłonie, Harry z całej siły starał się mu je zdjąć, ale Ron był silniejszy i coraz mocniej dociskał. Hermiona spoliczkowała go i jego ucisk zelżał do tego stopnia, że Harry mógł zobaczyć jego uszy, z których ciekła krew.

-Nie. - szepnęła Hermiona.

Pusta cisza wypełniła błonia. Uczniowie, którzy znajdowali się na błoniach schowali się w zamku. Harry i Hermiona podnieśli Rona i dotarli się do zamku, a stamtąd do skrzydła szpitalnego. Ron nadal pojękiwał i nie było z nim kontaktu.

* * *

Izabella stała dłuższą chwilę nie wierząc, że przed chwilą spotkała samego Harry'ego Pottera. Nie spodziewała się, że będzie miała taką szansę, a tu czekała ją taka niespodzianka. Najchętniej by za nim pobiegła i zaczęła całować po stopach za to co ten nastolatek uczynił dla całego świata czarodziei jak i mugoli. Naraził swoje życie dla żyć innych. I wygrał. Przezwyciężył wielkiego i złego Voldemorta. Czarownica była mu dożywotnie wdzięczna za jego dokonania.

-Izabello, może usiądziemy ? - zapytała Minerva z uśmiechem.
-Z przyjemnością.

Przez stan zdrowia swojego gościa Minerva zaprowadziła ją w róg pokoju, w którym stał mały stolik i dwa wygodne fotele. Kobiety podeszły do niego. Izabella pożerała wzrokiem cały gabinet. Ostatni raz w tym gabinecie była dekady lat temu i dziwiła się jak mało rzeczy uległo zmianie. Doszło tylko parę ram z poprzednikami McGonagall.

-Profesorze Dumbledor. - staruszka uśmiechnęła się do obserwującego ją Albusa.
-Witam cię Izabello. Cieszę się, że cię widzę. - posłał jej lekki uśmiech, na który kobieta zarumieniła się jak nastolatka.
-Proszę. - Minerva wskazała gestem dłoni na siedzenie obok siebie. - Soku ?
-Poproszę.

W czasie, gdy Minerva nalewała soku dyniowego do szklanek kobieta wykręcała sobie szyję by wszystko zobaczyć.

-Proszę. - dyrektor postawiła szklankę głośno na stolik, by zwrócić uwagę gościa. - Albus mówił, że możesz mieć jakieś istotne informacje dotyczące pewnej osoby, a konkretnie jej rodziny.
-Aberforth o wszystkim mi powiedział.

Zamilkła, a Minerva wraz z Albusem i Severusem wyczekiwali na kontynuację. Kobieta upiła łyk soku i uśmiechnęła się wspominając jak zawsze smakował jej sok, który tutaj piła. Ten był po prostu smaczniejszy niż te wszystkie, które piła poza murami zamku. Myślami odpłynęła do swoich młodzieńczych lat. Podniosła wzrok na Minervę zastanawiając się, dlaczego ta nic nie mówi, ale na jej twarzy zauważyła zniecierpliwienie.

-Ah tak. Przepraszam. - kaszlnęła i spojrzała przez okno, przywołując do siebie wszystkie wspomnienia jakie mogłyby być użyteczne w tej sprawie; tym razem Minerva dzielnie czekała, wiedząc, że zaraz czegoś się dowie. - Moja babcia opowiadała mi pewną starą legendę, ona z kolei słyszała ją z ust swojej babki, a ta od swojej i tak dalej, więc już można zauważyć jak stara ta legenda jest. Przez te wszystkie pokolenia została ona zapomniana, a i ja nie pamiętam jej szczegółów. Wszyscy ostatnimi latami żyli Voldemortem i Chłopcem Który Przeżył, przepowiednią lady Trelawney, a stara legenda tym bardziej zniknęła w cień. - zamyśliła się jeszcze bardziej, a jej wzrok zupełnie się rozmył. - Babcia opowiadała mi ją zawsze tak pięknie, miała dar gawędziarza. Nie to co ja. - zaśmiała się, a jej śmiech zabrzmiał jak zza ściany, w pokoju wzrosło napięcie, nikt nie śmiał nawet westchnąć nie burząc tej budującej się ciszy, którą przerwała Izabella swoim cichym, oddalonym o setki kilometrów głosem. - W naszym świecie kryją się setki zagrożeń, większości nie jesteśmy nawet przewidzieć. Cały czas spotykamy się z czymś po raz pierwszy. Nie wiemy jak to przezwyciężyć, lub chociaż od tego uciec. Boimy się tego co możemy spotkać, wyruszając w podróż przez las. W naszym magicznym świecie nie odkryliśmy jeszcze wszystkiego i nie jesteśmy w stanie tego dokonać. Przykładem może być ten zamek. - Izabella spojrzała na Minervę, która aż podskoczyła na siedzeniu zaskoczona jej spojrzeniem. - Hogwart do tej pory kryje miliony niespodzianek, nikt nie zna go dokładnie, a przecież tyle pokoleń już tutaj się uczyło. - uśmiechnęła, a po chwili na jej twarzy wróciło to samo zastanowienie, wróciła wzrokiem do okna. - Aż do czasu jak urodzi się chłopiec. Chłopiec, który nie dozna nigdy miłości. Nigdy nie pozna własnej matki. Wychowywać będzie się w sierocińcu. Chłopiec pogrążony w smutku, w nieświadomości czym jest miłość. Stanie się tyranem, który będzie rósł w siłę i potęgę. Przez niego zaczną dziać się okropne rzeczy, ale nikt nie udowodni mu winy. Dążąc do władzy zabije mnóstwo osób, nawet swojego ojca i dziadków, ale ta pycha władzy doprowadzi go do samozniszczenia. Po latach się odrodzi i tylko jedna osoba będzie zdolna go powstrzymać. Osoba, która jako jedyna przeżyje Zaklęcie Niewybaczalne. Wówczas strach przez nieznanym nie będzie ni jak dorównywał strachowi przed tym potężnym czarnoksiężnikiem. Kiedy babcia opowiadała mi tę historię w dzieciństwie nie wierzyłam, że coś takiego może się wydarzyć, że ktoś taki się urodzi, a ktoś przeżyje Zaklęcie Niewybaczalne. A jednak. - zamilkła pogrążona w widocznym smutku, każdy trawił jej słowa i każdy wiązał je z tym co już się wydarzyło, nie wzniosło to zupełnie nic nowego do ich sprawy, ale i tak spowodowało dreszczyk na plecach, Izabella zaczęło mówić. - No więc, wiecie już do czego dążę. Już od lat krążyła legenda o Sami Wiecie Kim, a jednak tego nie zatrzymaliśmy, pozwoliliśmy temu się wydarzyć. Ta historia skończyła się jednak dobrze, tak samo jak w legendzie, ale to wcale nie jest jej koniec. Jest kontynuacja, ciemniejsza i mroczniejsza niż jej początek i jeszcze bardziej zapomniana. Bowiem, gdy świat podniesie się po tym wielkim szoku, budowle się odbuduje, a w ludziach zasieje się ziarno poczucia bezpieczeństwa pojawi się ktoś znacznie silniejszy i potężniejszy niż jego poprzednik. Nikt nie będzie się spodziewał kiedy uderzy i z jaką siłą, ale straty będą potężne. Moja babcia zawsze opowiadała mi, że drugi przeciwnik, który pojawi się w czasie, gdy całe społeczeństwo czarodziei będzie jeszcze roztrzęsione i nie poukładane po jego poprzedniku, zawładnie całym naszym światem. Babka opowiadała mi jaką siłą będzie władać ten czarnoksiężnik, ale lata sprawiły, że już nie pamiętam tych szczegółów, ale wiem, że będzie on potężny, najpotężniejszy. Nic już nie pozostanie.

Zamilkła, gdy ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem. Bała się tego, bo bardzo wierzyła w słowa starej legendy, bo skoro jej pierwsza część tak dobrze się zrealizowała to co z jej drugą częścią ? Zamilkła również, bojąc się mówić coś więcej na ten temat. Samo myślenie o tym było okropne, a co dopiero mówienie na głos.

-Chcesz powiedzieć, że … że musimy spodziewać się kogoś znacznie gorszego, kto może zaatakować nas zupełnie niedługo i zniszczy nasz świat ? - zapytała szeptem Minerva, gdy przeanalizowała słowa swojego gościa.
-Tak. To będzie bardzo potężny czarnoksiężnik, który na czarnej magi znać się będzie najlepiej. Zechce zgładzić cały świat czarodziei. Wszystkich. Nawet tych praktykujących czarną magię. Będzie chciał zniszczyć magię.
-Ale dlaczego ?
-Tego nie wiem, ale najprawdopodobniej się tego dowiemy.

W gabinecie znowu nastała cisza. Albus spojrzał na Severusa, którego mina mówiła sama za siebie. Był zszokowany tym co usłyszał. Dumbledor nie chciał wierzyć w całą tę legendę, ale wiedząc jakie są okoliczności i jak bardzo wszyscy są jeszcze zlęknieni po Wielkiej Bitwie spodziewał się tego, że jeżeli ta legenda zostanie rzucona na światło dzienne to wszyscy oszaleją, a panika teraz nie jest zupełnie potrzebna.

-A jak to się rozpocznie ? - zapytał Albus, zwracając na siebie uwagę.
-To już się zaczęło, ale my tego nie widzimy.
-Co masz na myśli.
-Czarnoksiężnik szykuje się już od lat. Jest ukryty. Nawet Sami Wiecie Kto nie miał o jego istnieniu pojęcia. - zamilkła, a po paru minutach dodała. - Ostateczna Walka zacznie się tutaj. W Hogwarcie.

Minerva zamknęła oczy i mimo wczesnej pory była już zmęczona. Natomiast Albus spojrzał na Severusa, gdy ten drugi kiwał przecząco głową. Nie tego spodziewał się usłyszeć dzisiejszego ranka. Liczył na rzucenie światła na sprawę Connery, a nie na wieść o zbliżającej się zagładzie.

-Znana jest jego tożsamość ? - zapytał Albus jako jedyny, który nie miał sieczki w głowie.
-Raz usłyszałam. Nie wiem czy to jego imię czy tak postanowił się nazywać. Pamiętam, że babcia ledwie szepnęła to imię, tak bardzo się bała. Parę dni później umarła i więcej nie słyszałam tej legendy. Nazwała go. - zamilkła próbując sobie przypomnieć, gdy w tym czasie cała trójka czekała w napięciu. - Już wiem. Nazwała go Hielo.

To imię nikomu nic nie powiedziało. Każdy z dyrektorów słyszał je po raz pierwszy, ale nie mieli czasu się nad tym zastanawiać, gdyż Izabella, która tak długo studiowała widok za oknem wydała cichy okrzyk. Minerva spojrzała w tamtym kierunku. Z dobrze znanej jej samotnej wieży wydobył cię cień jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widziała. Kształtem przypominał potężnego człowieka. Odgłosy przyrody zastąpił żeński krzyk, wypełniając swoją grozą całe błonia. I nagle nastała cisza. Tak głucha i niepokojąca, że Minerva miała wrażenie, że się dusi. Zerwał się potężny wiatr, a niebo przysłoniły ciemne chmury. Cisza nadal raniła uszy swoim niemym dźwiękiem.

-On się zbliża. - szepnęła Izabella z martwą ze strachu twarzą.


↓ ↓ ↓

Hej.
Taki oto rozwój sytuacji :D
Do piątku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz